„Tylko jeden wnuk wystarczy!” – Moja walka o drugie dziecko i własną godność w cieniu teściowej

– Nie możesz być znowu w ciąży! – głos teściowej przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy zlewie, ściskając w dłoni kubek z herbatą tak mocno, że aż bolały mnie palce. Mój mąż, Tomek, siedział przy stole i patrzył na mnie z mieszaniną winy i bezradności.

– Mamo, proszę cię… – zaczął nieśmiało, ale przerwała mu ruchem ręki.

– Jedno dziecko wystarczy! – powtórzyła stanowczo. – Nie damy rady. Ty nie dasz rady. A ja nie będę niańczyć kolejnego wnuka!

Wtedy poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody. Przecież to była moja decyzja, moje ciało, moje życie! Ale w tej rodzinie od zawsze rządziła ona – Zofia. Teściowa z żelazną ręką i sercem, które biło tylko wtedy, gdy wszystko szło po jej myśli.

Wyszłam z kuchni zanim łzy zdążyły popłynąć po policzkach. W łazience zamknęłam się na klucz i pozwoliłam sobie na cichy szloch. Przypomniałam sobie moment, kiedy zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym. Radość, która wtedy mnie ogarnęła, była czysta i prawdziwa. Wyobrażałam sobie już, jak nasz synek Franek będzie starszym bratem. Jak będziemy razem śmiać się przy stole, jak Tomek będzie tulił nas wszystkich wieczorem.

Ale rzeczywistość okazała się inna. Zofia przyszła do nas tego samego dnia, kiedy powiedziałam Tomkowi o ciąży. Nie wiem, czy wyczuła zmianę atmosfery, czy może Tomek sam jej powiedział. Wiem tylko, że od tamtej pory czułam się jak intruz we własnym domu.

– Aniu, musisz być rozsądna – mówiła mi później Zofia, kiedy zostałyśmy same. – Dzieci to nie zabawki. Franek ma już trzy lata, jest grzeczny, zdrowy. Po co ci kolejne dziecko? Przecież nie masz pracy na etacie, Tomek ledwo wiąże koniec z końcem…

– Poradzimy sobie – odpowiedziałam cicho.

– Poradzicie? Ty? Znowu będziesz siedzieć w domu i liczyć na moją pomoc? – Jej głos był coraz ostrzejszy.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Przecież nie chciałam jej pomocy. Chciałam tylko wsparcia od męża.

Wieczorem próbowałam porozmawiać z Tomkiem.

– Kochanie… – zaczęłam niepewnie. – Czy ty naprawdę nie chcesz tego dziecka?

Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.

– Aniu… Ja… Ja po prostu nie wiem. Mama ma trochę racji. Jest ciężko…

Poczułam się zdradzona. Jakby ktoś wyrwał mi serce i rzucił na podłogę.

Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta jak struna. Zofia przychodziła codziennie pod pretekstem pomocy przy Franku, ale tak naprawdę kontrolowała każdy mój ruch. Czułam się obserwowana, oceniana. Nawet zwykłe zakupy stawały się powodem do kłótni.

– Po co tyle mleka? – pytała z wyrzutem. – Przecież Franek już nie pije tyle! Oszczędzajcie!

Zaczęłam unikać jej wzroku. Coraz częściej zamykałam się w pokoju z Frankiem i płakałam po cichu do poduszki.

Pewnego dnia usłyszałam rozmowę Tomka z matką przez uchylone drzwi.

– Tomek, musisz coś zrobić – mówiła Zofia stanowczo. – Nie możesz pozwolić Ani na taki egoizm! To twoje życie też!

– Ale mamo…

– Albo ona usunie tę ciążę, albo ja przestaję wam pomagać! – Jej słowa były jak policzek.

Wtedy coś we mnie pękło. Wiedziałam już, że muszę walczyć o siebie i o swoje dziecko.

Zadzwoniłam do mojej mamy. Opowiedziałam jej wszystko przez łzy.

– Aniu, przyjedź do mnie – powiedziała bez wahania. – Nie pozwól nikomu decydować za siebie!

Spakowałam kilka rzeczy dla siebie i Franka. Kiedy Tomek wrócił z pracy, czekałam na niego w przedpokoju.

– Wyjeżdżam do mamy – powiedziałam spokojnie. – Muszę odpocząć od tego wszystkiego.

Patrzył na mnie długo w milczeniu.

– Aniu… Ja…

– Musisz zdecydować, po czyjej jesteś stronie – przerwałam mu drżącym głosem.

Wyjechałam tego samego wieczoru. W samochodzie płakałam razem z Frankiem, który nie rozumiał, dlaczego opuszczamy dom.

U mamy poczułam ulgę. Była ciepła herbata, rozmowy do późna i wsparcie bez oceniania. Po raz pierwszy od dawna mogłam spokojnie zasnąć.

Tomek dzwonił codziennie przez pierwsze dni. Prosił, żebym wróciła. Obiecywał zmiany, ale wiedziałam już, że dopóki nie postawi granic swojej matce, nic się nie zmieni.

Po tygodniu przyjechał do nas sam.

– Aniu… Przepraszam cię za wszystko – powiedział ze łzami w oczach. – Kocham cię i chcę tego dziecka… Ale boję się mamy…

Objęłam go mocno.

– Musisz być ojcem i mężem przede wszystkim dla nas – powiedziałam cicho.

Zdecydowaliśmy się wrócić do naszego mieszkania pod warunkiem, że Zofia przestanie się wtrącać w nasze życie. Tomek postawił jej warunki jasno i stanowczo po raz pierwszy w życiu.

Nie było łatwo. Zofia długo nie odzywała się do mnie ani do Tomka. Ale powoli zaczęliśmy budować nasze życie na nowo – już jako rodzina czteroosobowa.

Czasem patrzę na nasze dzieci i zastanawiam się: ile kobiet musi jeszcze przejść przez podobne piekło? Dlaczego tak trudno nam walczyć o własne szczęście? Czy naprawdę musimy wybierać między rodziną a sobą?