Cień winy: Historia Elżbiety z podwarszawskiego osiedla

Stałam na klatce schodowej, ściskając w dłoni klucz, który nie otwierał już żadnych drzwi. W powietrzu unosił się zapach gotowanego bigosu i starej farby olejnej, a zza drzwi na drugim piętrze dobiegały odgłosy kłótni. To nie była moja rodzina, ale ten blok na Bródnie znałam lepiej niż własną kieszeń. To tu, dwadzieścia lat temu, zostawiłam wszystko – męża, syna, nawet psa – uciekając przed życiem, które mnie przerosło.

– Elka? – usłyszałam nagle znajomy głos. To była sąsiadka, pani Jadwiga, z którą kiedyś piłam kawę na balkonie. – Co ty tu robisz po tylu latach?

Zamarłam. Chciałam się schować, zniknąć, ale ona już szła w moją stronę.

– Przyszłam do Pawła – wydukałam. – Chciałam… porozmawiać.

Jadwiga spojrzała na mnie z mieszaniną litości i wyrzutu.

– On cię nie chce widzieć. Wiesz o tym? – powiedziała cicho. – Po tym wszystkim…

Nie odpowiedziałam. W głowie miałam tylko jedno pytanie: czy można naprawić dwadzieścia lat ciszy?

Weszłam na trzecie piętro. Pod drzwiami Pawła stały dziecięce buty i różowy rowerek. Mój syn miał już własną rodzinę. Przez wizjer widziałam cień – ktoś był w środku. Zadzwoniłam raz, drugi. W końcu drzwi się uchyliły.

– Czego chcesz? – Paweł patrzył na mnie jak na obcą.

– Synku…

– Nie mów tak do mnie! – przerwał mi ostro. – Nie masz prawa.

Za jego plecami pojawiła się kobieta z dzieckiem na ręku. Spojrzała na mnie z niepokojem.

– To twoja matka? – zapytała szeptem.

Paweł skinął głową.

– Idź do środka, Magda – powiedział chłodno. – Zaraz przyjdę.

Zostaliśmy sami na klatce. Czułam, jak drżą mi kolana.

– Po co przyszłaś? – zapytał bez emocji.

– Chciałam cię zobaczyć… Przeprosić…

– Za co? Za to, że zostawiłaś mnie z ojcem alkoholikiem? Za to, że przez ciebie musiałem w wieku trzynastu lat gotować sobie obiady i prać skarpetki? Za to, że przez lata wstydziłem się przed kolegami, bo nie miałem matki?

Każde słowo wbijało się we mnie jak nóż.

– Nie wiedziałam… Twój ojciec…

– Mój ojciec był pijakiem, ale przynajmniej był! Ty uciekłaś do jakiegoś faceta pod Poznań i zapomniałaś o nas! Nawet na pogrzeb babci nie przyszłaś!

Łzy spływały mi po policzkach. Chciałam go dotknąć, przytulić, ale cofnął się o krok.

– Paweł… ja byłam młoda… Głupia… Myślałam, że jak odejdę, to będzie ci lepiej…

– Lepiej?! – wybuchnął śmiechem pełnym goryczy. – Wiesz, ile razy modliłem się, żebyś wróciła? Ile razy czekałem pod telefonem? Nawet nie zadzwoniłaś na moje osiemnaste urodziny!

Zamilkliśmy. Słychać było tylko szum wody w rurach i płacz dziecka za drzwiami.

– Mam wnuczkę? – zapytałam cicho.

Paweł spojrzał na mnie z pogardą.

– Nie masz nic. Nie masz rodziny. Jesteś dla mnie nikim.

Zamknął drzwi przed moją twarzą. Stałam tam jeszcze długo, aż usłyszałam głosy sąsiadów:

– To ta Elżbieta? Ta, co zostawiła dziecko?
– Tak, wróciła po latach. Teraz to już za późno…

Zeszłam po schodach jak cień. Na podwórku zobaczyłam starego znajomego – Zbyszka, mojego byłego męża. Siedział na ławce z butelką piwa.

– Elka! – zawołał pijanym głosem. – Wróciłaś do swoich grzechów?

Usiadłam obok niego. Pachniał tanim alkoholem i rozpaczą.

– Zbyszek… przepraszam cię za wszystko.

Popatrzył na mnie zamglonym wzrokiem.

– Ty zawsze byłaś za dobra dla tego świata. Ale dla nas byłaś najgorsza…

Milczeliśmy chwilę.

– Paweł ci nie wybaczy – powiedział w końcu Zbyszek. – On ma swoją rodzinę. Ty już nie jesteś jego matką.

Wróciłam do wynajmowanego pokoju na Pradze. Przez całą noc patrzyłam w sufit, słuchając odgłosów miasta: karetek, tramwajów, krzyków pijaków pod oknem. Przypominałam sobie dzieciństwo Pawła: jak uczyłam go jeździć na rowerze po parku Bródnowskim, jak piekliśmy razem szarlotkę…

Następnego dnia zadzwoniła do mnie Magda – żona Pawła.

– Proszę pani… Paweł jest zdenerwowany. Niech pani więcej nie przychodzi. On bardzo cierpiał przez panią.

Chciałam coś powiedzieć, ale głos uwiązł mi w gardle.

– Proszę dać mu spokój – dodała i rozłączyła się.

Przez kolejne tygodnie chodziłam po Warszawie bez celu. Próbowałam znaleźć pracę jako opiekunka do starszych osób, ale nikt nie chciał zatrudnić kobiety z taką przeszłością i bez referencji. Czasem siadałam w parku i obserwowałam matki z dziećmi. Zazdrościłam im tej zwyczajności: kłótni o czapkę, śmiechu przy lodach, nawet zmęczenia wypisanego na twarzy.

Pewnego dnia spotkałam Jadwigę pod sklepem spożywczym.

– Elka… nie możesz tak żyć – powiedziała łagodnie. – Spróbuj napisać list do Pawła. Może kiedyś go przeczyta.

Napisałam więc list:
„Synku,
Wiem, że zawiodłam cię jak nikt inny na świecie. Każdego dnia żałuję tego, co zrobiłam. Jeśli kiedyś będziesz chciał porozmawiać – czekam.”

Nie odpowiedział.

Minęły miesiące. Zaczęłam wolontariat w domu samotnej matki na Targówku. Pomagałam kobietom takim jak ja: pogubionym, porzuconym przez bliskich lub przez samych siebie. Jedna z nich zapytała mnie kiedyś:

– Pani Elu, czy pani żałuje?

Odpowiedziałam bez wahania:

– Każdego dnia mojego życia.

Czasem widuję Pawła z rodziną w parku lub sklepie. Nigdy nie patrzy mi w oczy. Moja wnuczka rośnie beze mnie; jestem dla niej tylko cieniem kobiety z przeszłości.

Czy można naprawić to, co się złamało przez własny egoizm? Czy przebaczenie jest możliwe po tylu latach ciszy? Może ktoś z was zna odpowiedź…