Dzień, w którym mój brat przestał istnieć — czy rodzina to zawsze obowiązek?

— Pani Marto, czy może pani przyjechać do szpitala? Pański brat, pan Tomasz Nowak, jest na oddziale neurologicznym. Potrzebujemy kogoś z rodziny.

Telefon zadzwonił w środku burzy. Krople deszczu bębniły o parapet, a ja patrzyłam na wyświetlacz, czując, jak serce zamiera mi w piersi. Tomasz. Mój brat. Ten sam, z którym nie rozmawiałam od pięciu lat. Ten sam, który kiedyś był moim bohaterem, a potem zamienił moje życie w koszmar.

— Czy coś się stało? — zapytałam, próbując ukryć drżenie głosu.

— Pan Tomasz miał atak. Jest przytomny, ale wymaga opieki. Czy może pani przyjechać?

Nie odpowiedziałam od razu. W głowie rozbrzmiewały mi słowa sprzed lat: „Nie jesteś już moją siostrą”. Przypomniałam sobie tamten wieczór, kiedy wykrzyczał mi w twarz wszystko, co miał najgorszego do powiedzenia. Oskarżył mnie o zdradę, o to, że nie stanęłam po jego stronie, kiedy rodzice się rozwodzili. Potem zniknął. Przez pięć lat nie odezwał się ani słowem.

A teraz leży w szpitalu i czeka na mnie.

Wsiadłam do samochodu, czując, jak dłonie mi się pocą. Droga do szpitala była jak podróż w przeszłość. Każdy mijany dom przypominał mi dzieciństwo — wspólne zabawy na podwórku, pierwsze rowery, a potem coraz częstsze kłótnie. Tomasz zawsze był impulsywny, ja — ta rozsądna. On szukał kłopotów, ja próbowałam je łagodzić. Kiedy rodzice się rozstali, świat się nam rozpadł. Każde z nas wybrało inną stronę barykady.

W szpitalu zaprowadzono mnie na oddział. Tomasz leżał na łóżku, blady, z podkrążonymi oczami. Wyglądał na starszego o dziesięć lat.

— Marta? — szepnął, jakby nie wierzył, że naprawdę przyszłam.

— Cześć — odpowiedziałam chłodno.

Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. W jego oczach widziałam strach i wstyd. W moich — żal i gniew.

— Przepraszam, że musiałaś tu przyjechać — powiedział w końcu. — Nie miałem nikogo innego.

— To twój wybór — odparłam. — Sam się od wszystkich odciąłeś.

Odwrócił wzrok. Widziałam, jak zaciska pięści na kołdrze. Przez chwilę miałam ochotę wyjść i już nigdy nie wracać. Ale coś mnie powstrzymało. Może wspomnienie małego chłopca, który kiedyś tulił się do mnie po nocnych koszmarach?

Lekarka wyjaśniła mi, że Tomasz miał udar. Potrzebuje rehabilitacji i kogoś, kto pomoże mu w codziennych sprawach. „Nie ma nikogo poza panią” — powiedziała, patrząc mi prosto w oczy.

Wróciłam do domu z głową pełną myśli. Przez całą noc nie mogłam zasnąć. Przypominałam sobie nasze kłótnie, jego krzyki, moje łzy. Przypominałam sobie też, jak bronił mnie przed szkolnymi łobuzami, jak dzielił się ze mną ostatnim kawałkiem czekolady.

Następnego dnia zadzwoniła mama.

— Słyszałam, że Tomasz jest w szpitalu. Co zamierzasz zrobić?

— Nie wiem, mamo. On mnie nienawidzi.

— Jesteście rodziną. To się liczy.

— A co z tym wszystkim, co mi zrobił? Co z tym, jak mnie zostawił?

Mama milczała przez chwilę.

— Czasem trzeba wybaczyć, nawet jeśli to boli.

Zawiesiłam słuchawkę. W głowie miałam mętlik. Czy naprawdę powinnam mu pomóc? Czy rodzina to obowiązek, nawet jeśli ktoś cię skrzywdził?

Przez kolejne dni jeździłam do szpitala. Pomagałam mu jeść, rozmawiałam z lekarzami, organizowałam rehabilitację. Tomasz był cichy, jakby bał się odezwać. Czasem próbował żartować, ale między nami wisiało napięcie.

Pewnego popołudnia wybuchłam:

— Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego mnie zostawiłeś?

Spojrzał na mnie z bólem.

— Byłem wściekły. Na ciebie, na rodziców, na cały świat. Myślałem, że jak odejdę, to wszystko się ułoży. Ale tylko pogorszyłem sprawę.

Łzy napłynęły mi do oczu.

— Przez ciebie przez lata czułam się nikim.

— Przepraszam — wyszeptał. — Nie umiem cofnąć czasu.

Siedzieliśmy w milczeniu. Po raz pierwszy od lat poczułam, że naprawdę żałuje.

Po miesiącu Tomasz wyszedł ze szpitala. Zamieszkał u mnie na jakiś czas. Każdego dnia uczyliśmy się siebie na nowo — on pokory i wdzięczności, ja — przebaczenia. Bywało ciężko. Czasem miałam ochotę go wyrzucić za drzwi. Ale potem przypominałam sobie słowa mamy: „Jesteście rodziną”.

Któregoś wieczoru usiedliśmy razem przy stole.

— Dziękuję ci, że mi pomogłaś — powiedział cicho Tomasz.

— Nie wiem, czy kiedykolwiek ci wybaczę — odpowiedziałam szczerze. — Ale próbuję.

Spojrzał na mnie z nadzieją.

Dziś wiem jedno: rodzina to nie tylko więzy krwi. To wybór, który podejmujemy każdego dnia — czasem wbrew sobie, czasem wbrew rozsądkowi. Czy zawsze warto wybaczać? Czy można zapomnieć o dawnych ranach? Może to właśnie te pytania czynią nas ludźmi.