Filtr Dobra: Marzenie, Które Musi Stać Się Rzeczywistością
— Zosieńko, pamiętasz, jak prosiłeś, żebym ci mówiła, gdy usłyszę o czyjejś potrzebie, która jeszcze nawet nie stała się rzeczywistością? Właśnie taki przypadek mi się trafił — Ania zatrzymała się w progu gabinetu męża, patrząc na niego z nadzieją.
Zamknąłem laptopa z westchnieniem. Ostatnie tygodnie były dla mnie ciężkie — w pracy narastały napięcia, a dom przestał być miejscem odpoczynku. Czułem się jakby wszystko wymykało mi się spod kontroli. Ale spojrzenie Ani… To spojrzenie zawsze miało w sobie coś, co rozjaśniało nawet najciemniejsze dni.
— Już jestem zaciekawiony, Anulko. Mów — odpowiedziałem, starając się ukryć zmęczenie.
— Wiesz, czego mi brakuje w tym całym internetowym szumie? — zaczęła powoli, jakby ważąc każde słowo. — Brakuje mi filtra dobra. Czegoś, co pozwoliłoby ludziom widzieć tylko to, co naprawdę wartościowe. Coś, co oddzieliłoby hejt od prawdziwej pomocy, plotki od realnych potrzeb.
Przez chwilę milczałem. Pomysł wydawał się naiwny, wręcz dziecinny. Ale w oczach Ani widziałem tę iskrę — tę samą, która sprawiła, że zakochałem się w niej lata temu.
— Aniu… To piękne marzenie. Ale przecież to niemożliwe. Internet to chaos. Nikt nie jest w stanie go uporządkować.
— Ale może ktoś powinien spróbować? — jej głos zadrżał lekko. — Może właśnie my?
Zanim zdążyłem odpowiedzieć, do pokoju wbiegła nasza córka, Ola. Miała czternaście lat i od kilku miesięcy żyła w swoim świecie TikToka i Instagrama. — Mamo, tato! Znowu ktoś mnie wyśmiewał pod zdjęciem! — krzyknęła, rzucając telefon na kanapę.
Ania spojrzała na mnie znacząco. — Widzisz? To nie jest tylko moje marzenie.
Wieczorem długo nie mogłem zasnąć. Przewracałem się z boku na bok, słysząc w głowie słowa Ani i płacz Oli. Czy naprawdę nie da się nic zrobić? Czy musimy biernie patrzeć, jak internet niszczy naszych bliskich?
Następnego dnia postanowiłem porozmawiać z moim bratem, Piotrem — informatykiem z prawdziwego zdarzenia. Spotkaliśmy się w jego ulubionej kawiarni przy Nowym Świecie.
— Piotrze, powiedz mi szczerze… Czy da się stworzyć coś takiego jak filtr dobra? — zapytałem bez ogródek.
Piotr roześmiał się głośno. — Zosia, ty zawsze miałeś głowę pełną ideałów! Ale… może nie jest to aż tak szalone? Sztuczna inteligencja potrafi już rozpoznawać mowę nienawiści. Może dałoby się pójść krok dalej?
Zacząłem opowiadać mu o pomyśle Ani. Im dłużej mówiłem, tym bardziej czułem, że to nie jest tylko jej marzenie. To była potrzeba nas wszystkich.
Wróciłem do domu pełen nadziei. Ania czekała na mnie w kuchni.
— I co? — zapytała niecierpliwie.
— Może to nie jest takie niemożliwe… — odpowiedziałem z uśmiechem.
Zaczęliśmy pracować nad projektem razem z Piotrem. Wieczorami siedzieliśmy przy stole, szkicując pierwsze pomysły na aplikację. Ola początkowo patrzyła na nas z niedowierzaniem.
— Serio? Myślicie, że ludzie będą chcieli korzystać z czegoś takiego? Przecież wszyscy lubią plotki i dramy…
— Może nie wszyscy — odpowiedziała spokojnie Ania. — Ale jeśli choć jedna osoba poczuje się dzięki temu lepiej…
Prace szły powoli. Każdy dzień przynosił nowe przeszkody: brak funduszy, brak czasu, kłótnie o szczegóły techniczne. Czasem miałem ochotę rzucić wszystko w diabły.
Najgorszy był wieczór, kiedy Ania wybuchła płaczem.
— Może masz rację… Może to wszystko nie ma sensu…
Objąłem ją mocno. — Ma sens. Dla Oli. Dla nas wszystkich.
Wkrótce okazało się jednak, że największym problemem nie są pieniądze ani technologia. Największym problemem była nasza rodzina.
Moja matka zadzwoniła pewnego popołudnia:
— Zosiu, słyszałam od sąsiadki, że zajmujecie się jakimiś głupotami zamiast porządną pracą! Co ty wyprawiasz? Masz rodzinę na utrzymaniu!
Poczułem narastającą złość i bezsilność.
— Mamo, to ważne…
— Ważne? Ważne jest to, żeby Ola miała co jeść i żebyście nie skończyli pod mostem! — krzyczała przez telefon.
Ania słyszała tę rozmowę i przez kilka dni chodziła przygaszona. W domu zaczęły narastać napięcia. Ola zamknęła się w sobie jeszcze bardziej.
Pewnego wieczoru usiedliśmy wszyscy razem przy stole.
— Może rzeczywiście powinniśmy dać sobie spokój… — powiedziałem cicho.
Ola spojrzała na mnie uważnie.
— Tato… Ja wiem, że czasem jestem dla was niemiła. Ale… chciałabym mieć taki filtr dobra. Chciałabym wierzyć, że świat może być lepszy.
Te słowa były jak zimny prysznic. Zrozumiałem wtedy, że nie możemy się poddać.
Minęły kolejne miesiące walki z przeciwnościami. Projekt ruszył powoli do przodu. Udało nam się zebrać trochę pieniędzy na zbiórce internetowej. Ludzie zaczęli pisać do nas wiadomości: „Dziękuję za waszą pracę”, „To naprawdę potrzebne”.
Nie wszystko poszło idealnie. Straciliśmy kilku przyjaciół, którzy uznali nas za naiwnych marzycieli. Rodzina długo nie mogła nam wybaczyć „zmarnowanego czasu”. Ale kiedy pewnego dnia Ola przyszła do mnie i powiedziała: „Tato, ktoś napisał mi dziś coś miłego dzięki waszej aplikacji”, poczułem łzy w oczach.
Czy warto było walczyć o marzenie? Czy jedno dobre słowo może zmienić świat? Nie wiem… Ale wiem jedno: jeśli sami nie spróbujemy być filtrem dobra dla innych — kto zrobi to za nas?