Kiedy równość wchodzi do kuchni: Opowieść o zmianie, która podzieliła rodzinę
– Kuba, co ty robisz z tą ścierką? – zapytałam, wchodząc do kuchni, gdzie mój dorosły syn stał przy zlewie i z zacięciem szorował talerze.
Spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem, jakby to było najnormalniejsze na świecie.
– Zosia gotowała, to ja sprzątam. Proste.
Poczułam, jak coś we mnie się buntuje. Przecież to nie tak powinno wyglądać! W moim domu zawsze to kobieta dbała o porządek, gotowała, prała. Mężczyźni pomagali, ale tylko wtedy, gdy naprawdę trzeba było. A tu mój syn – inżynier po politechnice – stoi i myje naczynia jakby nigdy nic.
Usiadłam ciężko przy stole. Zosia weszła do kuchni z kubkiem herbaty i uśmiechnęła się szeroko.
– Pani Alicjo, może herbaty? – zaproponowała.
– Dziękuję, Zosiu – odpowiedziałam chłodno. – Ale powiedz mi, czy to normalne, żeby mężczyzna tak… no…
Zosia spojrzała na Kubę i wybuchła śmiechem.
– U nas wszystko jest po równo. Ja gotuję, Kuba sprząta. Albo odwrotnie. Zależy, kto ma czas i ochotę.
Zacisnęłam dłonie na kolanach. Przypomniałam sobie własne małżeństwo – wieczne zmęczenie, pretensje męża o zimny obiad, dzieci domagające się uwagi. Nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby poprosić Stefana o pomoc. Tak mnie wychowano.
Wieczorem zadzwoniłam do mojej siostry, Marii.
– Maryśka, wyobraź sobie: Kuba myje naczynia! Zosia go nauczyła! – wyrzuciłam z siebie.
– A co w tym złego? – odpowiedziała spokojnie. – Może to lepsze niż wiecznie sfrustrowane kobiety?
Westchnęłam ciężko. Może miała rację? Ale czułam się tak, jakby ktoś podważał cały sens mojego życia.
Następnego dnia poszłam do sklepu spożywczego. Spotkałam tam sąsiadkę, panią Jadwigę.
– Pani Alicjo, widziałam wczoraj Kubę z Zosią na spacerze. Tacy szczęśliwi…
– A bo oni wszystko robią razem – odpowiedziałam z nutą goryczy. – Nawet sprzątają na zmianę.
Pani Jadwiga spojrzała na mnie z ukosa.
– Może to i dobrze? Wie pani, mój Janek nigdy nie pomógł mi w domu. Teraz żałuję…
Wróciłam do domu zamyślona. Przez kolejne dni obserwowałam Kubę i Zosię. On gotował obiad, ona odkurzała mieszkanie. Potem razem siadali na kanapie i śmiali się do łez z jakiegoś głupiego programu w telewizji. Byli szczęśliwi. Tak po prostu.
Pewnego wieczoru usiedliśmy wszyscy przy stole. Kuba nalał mi kompotu i spojrzał mi prosto w oczy.
– Mamo, wiem, że dla ciebie to dziwne. Ale my tak chcemy żyć. Nie chcemy powielać starych schematów.
Zosia ujęła mnie za rękę.
– Pani Alicjo, ja nie chcę być jak moja mama – ciągle zmęczona i rozgoryczona. Chcę mieć partnera, nie pana domu.
Poczułam łzy pod powiekami. Przypomniałam sobie wszystkie noce spędzone przy prasowaniu koszul Stefana, jego wieczne niezadowolenie i swoje poczucie winy, gdy czegoś nie zdążyłam zrobić.
– Może macie rację… – wyszeptałam. – Może ja po prostu nie umiem inaczej?
Kuba objął mnie ramieniem.
– Mamo, możesz spróbować. My ci pomożemy.
Tego wieczoru długo nie mogłam zasnąć. Myśli kłębiły mi się w głowie: czy naprawdę byłam szczęśliwa przez te wszystkie lata? Czy nie byłam tylko trybikiem w maszynie zwanej rodziną?
Następnego dnia postanowiłam zrobić coś szalonego: zaproponowałam Stefanowi, żebyśmy razem ugotowali obiad. Spojrzał na mnie jak na wariatkę.
– Ty chyba żartujesz! Ja mam gotować?
– A czemu nie? Kuba z Zosią tak robią i są szczęśliwi.
Stefan burknął coś pod nosem i wyszedł do garażu. Ale ja się nie poddałam. Kupiłam składniki na jego ulubione pierogi i zaczęłam lepić ciasto sama. Po chwili usiadł obok mnie i zaczął pomagać – niezdarnie, ale z uśmiechem.
– No widzisz? – powiedziałam cicho. – To wcale nie takie trudne.
Wieczorem zadzwoniła Zosia.
– Pani Alicjo, jak się pani czuje?
– Dziwnie… ale dobrze – odpowiedziałam szczerze. – Może czasem warto spróbować czegoś nowego?
Od tamtej pory wiele się zmieniło w naszym domu. Stefan coraz częściej pomaga mi w kuchni, a ja przestałam się zamartwiać o każdy okruszek na podłodze. Zaczęliśmy rozmawiać – naprawdę rozmawiać – o tym, co nas boli i czego pragniemy.
Czasem patrzę na Kubę i Zosię i zazdroszczę im tej lekkości bycia razem. Ale wiem już jedno: równość w kuchni to nie tylko podział obowiązków. To szacunek do siebie nawzajem i odwaga, by zmieniać to, co wydawało się niezmienne.
Czy naprawdę musimy tkwić w starych schematach tylko dlatego, że tak nas wychowano? A może warto odważyć się na zmianę – nawet jeśli wymaga to walki ze sobą samym?