Klient Zostawiał Mi 100 Złotych Co Niedzielę – Gdy Dowiedziałem Się Dlaczego, Mój Świat Zamarł
– Znowu sto złotych? – mruknąłem pod nosem, patrząc na banknot leżący na spodku obok pustej filiżanki po kawie. Była niedziela, słońce leniwie przeciskało się przez żaluzje baru mlecznego „Złota Kaczka”, a ja, Michał, już drugi rok z rzędu zaczynałem poranek od sprzątania stolików i nalewania kompotu. To nie była praca marzeń, ale dawała mi poczucie bezpieczeństwa, którego tak bardzo brakowało mi w domu pełnym cichych pretensji i niezałatwionych spraw.
Od kilku miesięcy, co niedzielę, przychodził do nas ten sam starszy pan. Zawsze siadał przy oknie, zamawiał ruskie pierogi i czarną kawę. Nigdy nie rozmawiał z nikim poza mną. Zawsze zostawiał napiwek – sto złotych. Więcej niż wynosiła cała jego rachunek. Koledzy z pracy żartowali, że pewnie wygrał w totka albo jest samotnym milionerem. Ja jednak czułem, że za tym kryje się coś więcej.
– Michał, znowu twój mecenas zostawił stówkę! – zaśmiała się Basia, kucharka, wycierając ręce o fartuch. – Może to twój dziadek?
Uśmiechnąłem się krzywo. Dziadka nigdy nie znałem. Ojciec odszedł, gdy miałem sześć lat, a matka nigdy nie chciała o nim mówić. Temat rodziny był u nas jak zakazany owoc – im bardziej próbowałem go ugryźć, tym bardziej bolało.
Tego dnia postanowiłem jednak zrobić coś, czego zawsze się bałem – porozmawiać z tym tajemniczym klientem. Gdy skończył jeść i wstał od stolika, podszedłem do niego.
– Przepraszam… – zacząłem niepewnie. – Czy mogę zapytać… dlaczego zostawia pan tyle pieniędzy?
Starszy pan spojrzał na mnie uważnie. Jego oczy były szare i zmęczone, ale w ich głębi czaiło się coś znajomego.
– Bo chcę – odpowiedział cicho. – I mogę.
– Ale… – zająknąłem się. – To dla mnie dużo znaczy. Może… może zna pan moją rodzinę?
Przez chwilę milczał. Potem westchnął ciężko i wyjął z kieszeni stary portfel. Wyciągnął z niego zdjęcie i podał mi je drżącą ręką.
Na fotografii byłem ja – mały chłopiec w krótkich spodenkach, stojący obok młodej kobiety z długimi włosami. Moja mama.
– Skąd pan to ma? – zapytałem zszokowany.
– Michał… jestem twoim ojcem.
Wszystko wokół mnie zawirowało. Przez chwilę miałem wrażenie, że zaraz upadnę. Ojciec? Ten sam, który zniknął bez słowa? Ten sam, którego nienawidziłem przez całe dzieciństwo za to, że zostawił mnie i mamę?
– Dlaczego? – wyszeptałem. – Dlaczego nas zostawiłeś?
Starszy pan spuścił głowę.
– Byłem młody i głupi. Bałem się odpowiedzialności… Twoja mama była silniejsza ode mnie. Próbowałem wrócić, ale ona nie chciała mnie widzieć. Myślałem, że jeśli będę blisko… jeśli będę mógł choć trochę ci pomóc…
Poczułem narastającą wściekłość i smutek jednocześnie.
– Pomóc? Przez zostawianie pieniędzy na stole? Myślisz, że to wystarczyło?
W jego oczach pojawiły się łzy.
– Nie wiem… Może nie. Ale to wszystko, na co miałem odwagę.
Nie wiedziałem, co powiedzieć. Chciałem go uderzyć i przytulić jednocześnie. Przez tyle lat wyobrażałem sobie tę rozmowę setki razy – zawsze kończyła się krzykiem albo płaczem. Teraz stałem przed nim i czułem tylko pustkę.
– Michał… – zaczął cicho. – Wiem, że nie zasługuję na twoje przebaczenie. Ale chciałem ci powiedzieć prawdę.
Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem na niego jeszcze raz. Był starszy niż go zapamiętałem z dzieciństwa, bardziej zmęczony życiem. Ale to był on – mój ojciec.
– Co mam teraz zrobić? – zapytałem sam siebie w myślach.
Przez kolejne dni nie mogłem spać. W pracy byłem rozkojarzony, Basia kilka razy pytała, czy wszystko w porządku. W domu matka zauważyła moją zmianę nastroju.
– Michał, coś się stało? – zapytała pewnego wieczoru przy kolacji.
Patrzyła na mnie tym swoim przenikliwym wzrokiem, który zawsze rozpoznawał kłamstwo.
– Spotkałem tatę – powiedziałem w końcu cicho.
Zamarła z widelcem w powietrzu.
– Co ci powiedział?
Opowiedziałem jej wszystko: o niedzielnych wizytach, o napiwkach, o zdjęciu. Siedziała długo w milczeniu.
– Nie chciałam cię skrzywdzić – wyszeptała w końcu. – Bałam się, że jeśli wróci do naszego życia, wszystko znów się rozpadnie.
Widziałem łzy w jej oczach i poczułem ciężar winy na własnych barkach. Przez lata obwiniałem ojca za wszystko złe w naszym życiu, ale czy naprawdę znałem całą prawdę?
Następnej niedzieli znów przyszedł do baru. Tym razem usiadłem naprzeciwko niego.
– Chciałbym cię poznać – powiedziałem cicho. – Ale nie wiem jeszcze jak.
Uśmiechnął się smutno.
– Mamy czas, Michał. Jeśli tylko chcesz.
Od tamtej pory spotykaliśmy się co tydzień po pracy. Rozmawialiśmy o wszystkim: o dzieciństwie, o marzeniach, o błędach młodości. Nie było łatwo wybaczyć mu wszystko od razu, ale powoli zaczynałem rozumieć jego strachy i słabości.
Czasami zastanawiam się: czy można naprawić coś po tylu latach milczenia? Czy pieniądze mogą zastąpić obecność ojca? A może najważniejsze jest to, żeby spróbować wybaczyć – sobie i innym?