Kogo Ty Przyprowadzasz do Domu, Synu? – Historia Matki, Która Musiała Wybrać Między Sercem a Rozsądkiem

Już od progu poczułam, że coś jest nie tak. Drzwi trzasnęły zbyt głośno, a w korytarzu rozległ się śmiech, który nie miał w sobie ani grama ciepła. Stałam w kuchni, ścierając dłonie o fartuch, kiedy usłyszałam głos mojego syna – „Mamo, to jest Justyna.”

Nie zdążyłam się nawet uśmiechnąć, bo dziewczyna weszła do mieszkania jak do hotelu. Rzuciła torbę na podłogę, rozejrzała się po ścianach i skrzywiła. – „To tu mieszkałeś przez całe życie?” – zapytała z niedowierzaniem, nie kryjąc pogardy.

Mój syn, Paweł, spuścił wzrok. – „Tak, mamo bardzo się starała…” – zaczął niepewnie.

– „Starała się? To chyba było dawno temu…” – przerwała mu Justyna, przejeżdżając palcem po półce i sprawdzając kurz.

Zamarłam. Przez chwilę miałam ochotę wyprosić ją za drzwi, ale spojrzałam na Pawła. Był blady i spięty. Przełknęłam ślinę i zaprosiłam ich do stołu.

Przygotowałam wszystko jak na święta: rosół z domowym makaronem, schab pieczony z jabłkami, sałatkę jarzynową według przepisu mojej mamy. Chciałam, żeby poczuli się jak w domu. Ale Justyna tylko kręciła nosem.

– „Nie jem mięsa. Nie mówiłeś jej?” – rzuciła do Pawła.

– „Przepraszam, mamo…” – wymamrotał syn.

– „Mogłam zrobić coś innego!” – powiedziałam szybko, ale Justyna już wyciągała z torebki własną sałatkę z marketu.

Kolacja była jak przesłuchanie. Justyna pytała o wszystko: ile zarabiam, czy mieszkanie jest własnościowe, czy zamierzam kiedyś je przepisać na Pawła. Czułam się jak intruz we własnym domu.

Po kolacji Paweł poszedł do swojego pokoju. Zostałam sama z Justyną w kuchni. Zaczęła mówić cicho, ale stanowczo:

– „Pani Ireno, nie będziemy tu długo mieszkać. Paweł już szuka czegoś większego. To mieszkanie jest… no wie pani… ciasne i stare.”

Zacisnęłam dłonie na filiżance. – „To dom mojego życia. Tu wychowałam Pawła sama. Po śmierci męża…”

– „Wiem, wiem. Ale teraz czas na zmiany. Paweł musi myśleć o przyszłości.”

Wyszła do łazienki zostawiając mnie z bijącym sercem i łzami w oczach.

Następnego dnia rano usłyszałam kłótnię w pokoju syna.

– „Nie rozumiesz? Ona cię ogranicza! Chcesz całe życie być maminsynkiem?” – syczała Justyna.

– „To moja matka! Wychowała mnie sama! Nie mogę jej tak po prostu zostawić!” – Paweł podniósł głos pierwszy raz od lat.

– „Albo ja, albo ona!” – krzyknęła Justyna i trzasnęła drzwiami.

Paweł wybiegł za nią na klatkę schodową. Siedziałam na łóżku i czułam się jak dziecko podczas burzy – bezradna i przestraszona.

Wieczorem wrócili razem. Paweł był jeszcze bardziej przygaszony niż zwykle.

– „Mamo… Justyna jest w ciąży.” – powiedział cicho.

Poczułam jak świat usuwa mi się spod nóg. Usiadłam ciężko na krześle.

– „Musimy zamieszkać osobno. Ona nie chce tu być.” – dodał po chwili.

– „A ty czego chcesz?” – zapytałam drżącym głosem.

Nie odpowiedział. Wyszedł z kuchni bez słowa.

Przez kolejne tygodnie mieszkanie zamieniło się w pole bitwy. Justyna przestawiała meble bez pytania, wyrzucała moje pamiątki do piwnicy, narzekała na wszystko: na zapachy, na hałas z ulicy, na moje rady dotyczące ciąży.

Pewnego dnia wróciłam z pracy wcześniej i zobaczyłam ją w mojej sypialni.

– „Co ty tu robisz?!” – zapytałam ostro.

– „Szukam miejsca na swoje rzeczy. Pani już nie potrzebuje tylu ubrań.” – odpowiedziała bezczelnie.

Nie wytrzymałam:

– „To jest mój dom! Nie pozwolę ci rządzić się tutaj jak u siebie!”

Justyna spojrzała na mnie z pogardą:

– „Jeszcze trochę i to będzie nasze mieszkanie. Paweł już rozmawiał z notariuszem o przepisaniu części na niego.”

Zrobiło mi się słabo. Usiadłam na łóżku i rozpłakałam się pierwszy raz od śmierci męża.

Wieczorem Paweł przyszedł do mnie do kuchni.

– „Mamo… ona przesadza czasem, ale musisz ją zaakceptować. To matka mojego dziecka.” – powiedział błagalnie.

– „A co ze mną? Ja już się nie liczę?” – zapytałam przez łzy.

– „Liczy sięcie obie… Ale ona jest teraz najważniejsza.” – odpowiedział cicho.

Od tamtej pory zaczęłam się wycofywać. Przestałam gotować obiady dla wszystkich, zamykałam się w swoim pokoju wieczorami, unikałam rozmów. Czułam się jak cień we własnym domu.

Któregoś dnia zadzwoniła moja siostra:

– „Irena, co się u was dzieje? Paweł był u mnie po pieniądze na zaliczkę za nowe mieszkanie!”

Zamarłam.

– „Nic mi nie powiedział…” – wyszeptałam.

Wieczorem postanowiłam porozmawiać z synem szczerze.

– „Paweł, czy ty naprawdę chcesz mnie zostawić? Oddać ten dom dla niej?”

Spojrzał mi w oczy pierwszy raz od dawna:

– „Nie wiem już czego chcę… Jestem rozdarty. Kocham cię mamo, ale boję się zostać sam…”

Objęłam go mocno i oboje płakaliśmy długo w ciszy.

Kilka dni później Justyna spakowała walizki i wyprowadziła się do swojej matki po kolejnej awanturze o pieniądze i podział majątku. Paweł został sam w swoim pokoju przez kilka dni nie wychodząc nawet do pracy.

Po tygodniu przyszedł do mnie blady i zmęczony:

– „Mamo… przepraszam za wszystko. Nie wiem czy dam radę być ojcem… Nie wiem czy dam radę być mężem…”

Przytuliłam go mocno:

– „Jesteś moim synem i zawsze będziesz miał tu dom. Ale musisz sam zdecydować czego chcesz od życia.”

Dziś mieszkamy razem, choć już inaczej niż dawniej. Paweł powoli odbudowuje swoje życie, a ja uczę się żyć dla siebie – pierwszy raz od trzydziestu lat.

Czasem patrzę na niego i zastanawiam się: czy matka powinna zawsze ustępować dla szczęścia dziecka? Czy są granice poświęcenia?

A wy… co byście zrobili na moim miejscu?