„Mama skończyła 70 lat, więc zabrałam ją do siebie”. Ale szybko zrozumiałam, że to był błąd…

— Mamo, proszę, nie wstawaj teraz, ja to zrobię — powiedziałam z wymuszonym spokojem, widząc jak mama próbuje podnieść się z kanapy, by pomóc mi przy obiedzie. W jej oczach pojawił się cień złości i uporu, który znałam aż za dobrze.

— Nie jestem jeszcze taka stara, żebyś mnie traktowała jak dziecko, Aniu — odburknęła, a ja poczułam znajome ukłucie w sercu. Przez chwilę chciałam odpowiedzieć coś kąśliwego, ale powstrzymałam się. Przecież to dla niej zabrałam ją do naszego domu. Po tym jak skończyła siedemdziesiąt lat i coraz częściej zapominała o rzeczach, nie mogłam już dłużej zostawić jej samej w mieszkaniu na Pradze.

Mój mąż, Piotr, nie był zachwycony tym pomysłem. — Anka, przecież ledwo się mijamy w tym domu. Ja pracuję po dwanaście godzin dziennie, dzieci mają swoje sprawy… A teraz jeszcze twoja mama? — mówił wieczorem, kiedy dzieci już spały. — To nie jest dom opieki.

— To moja mama — odpowiedziałam cicho. — Nie mogę jej zostawić samej.

— Ale czy pomyślałaś o nas? O tym, jak to wpłynie na dzieci? — Piotr patrzył na mnie zmęczonym wzrokiem. — Ja nie dam rady zajmować się jeszcze teściową.

Przez pierwsze dni starałam się udawać, że wszystko jest w porządku. Mama siedziała w salonie i oglądała swoje ulubione seriale, czasem pomagała mi w kuchni. Ale już po tygodniu zaczęły się spięcia. Moja córka Zosia wróciła ze szkoły ze łzami w oczach.

— Babcia powiedziała mojej koleżance, że nie powinnam się z nią zadawać, bo jest „dziwna” — żaliła się. — Mamo, ona mnie zawstydza!

Syn, Kuba, zamykał się w swoim pokoju coraz częściej. — Mamo, babcia znowu weszła do mnie bez pukania i zaczęła przeglądać moje rzeczy! — krzyczał pewnego popołudnia. — Przecież to moja prywatność!

Starałam się tłumaczyć mamie zasady panujące w naszym domu, ale ona tylko wzdychała i mówiła: — Za moich czasów dzieci nie miały tyle do gadania.

Wieczorami siadałam na łóżku i płakałam w poduszkę. Czułam się rozdarta między lojalnością wobec mamy a własną rodziną. Piotr coraz częściej wracał do domu późno i unikał rozmów. Pewnego dnia usłyszałam ich kłótnię w kuchni.

— Pani Zofio, proszę nie przesuwać moich rzeczy! — Piotr podniósł głos pierwszy raz od lat.

— To mój dom tak samo jak twój! — odpowiedziała mama z gniewem.

Wtedy zrozumiałam, że sytuacja wymyka się spod kontroli. Mama zaczęła być coraz bardziej rozdrażniona, zapominała o lekach, czasem gubiła się nawet w naszym mieszkaniu. Pewnego dnia wyszła na spacer i nie wróciła przez trzy godziny. Znalazłam ją zapłakaną na ławce w parku.

— Nie wiem już, gdzie jestem… — szepnęła bezradnie.

Zadzwoniłam do siostry, Magdy. — Musimy coś zrobić — powiedziałam przez łzy. — Ja już nie daję rady.

— Może dom opieki? — zaproponowała Magda ostrożnie.

— Nigdy! Obiecałam mamie, że nigdy jej tam nie oddam! — wybuchłam.

Ale kolejne tygodnie były coraz trudniejsze. Mama zaczęła mieć napady złości, krzyczała na dzieci, czasem nawet na mnie. Zosia przestała zapraszać koleżanki do domu. Kuba zamknął się w sobie. Piotr coraz częściej nocował u rodziców.

Pewnego wieczoru usiadłam z mamą przy stole.

— Mamo… ja już nie wiem, co robić — zaczęłam cicho. — Kocham cię, ale nasza rodzina się rozpada.

Mama spojrzała na mnie długo i ciężko westchnęła.

— Wiem, Aniu… Ja też czuję się tu obco. Może… może powinnam wrócić do siebie?

— Nie możesz być sama! — zaprotestowałam odruchowo.

— Ale tu też nie jestem szczęśliwa…

Wtedy po raz pierwszy dopuściłam do siebie myśl o domu opieki. Rozmawiałam z psychologiem, z Magdą, z Piotrem. W końcu odwiedziłyśmy razem z mamą kilka miejsc. Było ciężko. Każda decyzja wydawała się złą decyzją.

Ostatecznie mama zamieszkała w kameralnym domu opieki na obrzeżach Warszawy. Odwiedzam ją co tydzień. Czasem płaczemy razem, czasem śmiejemy się z dawnych wspomnień. Dzieci powoli wracają do siebie. Piotr znów częściej bywa w domu.

Ale nocami wciąż pytam siebie: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy naprawdę musiałam wybierać między matką a własną rodziną? Czy każda córka musi kiedyś zdradzić swoją matkę?

Może wy też mieliście podobne dylematy? Jak poradziliście sobie z opieką nad bliskimi? Czy można być dobrą córką i dobrą matką jednocześnie?