Mama wybrała mi życie – historia o miłości, której nie chciałam

– Nie wierzę, że to zrobiłaś! – wrzasnęłam, trzaskając drzwiami do kuchni. Mama stała przy kuchence, mieszając rosół, jakby nic się nie stało. W powietrzu unosił się zapach pietruszki i koperku, ale ja czułam tylko gorycz. – Jak mogłaś bez mojej wiedzy rozmawiać z rodziną Nowaków?

– Martyna, uspokój się – powiedziała cicho mama, nie patrząc mi w oczy. – Chciałam tylko pomóc.

– Pomóc?! – ściszyłam głos, bo w pokoju obok siedział tata i udawał, że czyta gazetę. – Wiesz, co to znaczy dla mnie? Że nie ufasz moim wyborom. Że uważasz mnie za nieudacznicę!

Mama westchnęła ciężko i odłożyła łyżkę. – Masz trzydzieści pięć lat, Martyna. Pracujesz w bibliotece, wracasz do domu, siedzisz z książką albo z kotem. Nie masz przyjaciół, nie masz nikogo bliskiego…

– Mam siebie! I was! – przerwałam jej ze łzami w oczach. – Nie każdy musi mieć męża i dzieci!

– Ale ja chcę dla ciebie szczęścia…

– Szczęścia czy świętego spokoju? – syknęłam. – Boję się, że chcesz mnie po prostu wydać za mąż, żeby sąsiadki przestały pytać!

W tej chwili do kuchni wszedł tata. – Dziewczyny, przestańcie się kłócić. Martyna, twoja mama chce dobrze…

– Ale nie pyta mnie o zdanie! – odparłam. – Czy ktoś tu w ogóle słucha, czego ja chcę?

Mama spojrzała na mnie z bólem. – Martyna, ja też byłam kiedyś młoda. Też miałam marzenia. Ale życie…

– Ale życie to nie bajka! Wiem! – przerwałam jej z goryczą.

Wybiegłam z kuchni i zamknęłam się w swoim pokoju. Usiadłam na łóżku i zaczęłam płakać. Czułam się zdradzona przez własną matkę. Przez całe życie byłam jej oczkiem w głowie – jedynaczka, spokojna, dobra uczennica. Po maturze poszłam na polonistykę, bo mama mówiła: „Będziesz miała pewną pracę”. Gdy chciałam wyjechać na Erasmusa do Hiszpanii, usłyszałam: „A co będzie z babcią? Kto jej pomoże?”. Zostałam.

Potem był Michał – mój pierwszy chłopak. Mama go nie lubiła: „Za długie włosy”, „Za głośno się śmieje”, „Nie ma stałej pracy”. Po roku rozstaliśmy się przez ciągłe awantury w domu.

Od tamtej pory nie miałam nikogo poważnego. Może dlatego, że bałam się znów usłyszeć: „Nie takiego sobie dla ciebie wyobrażałam”.

Teraz mama postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Bez mojej wiedzy zadzwoniła do ciotki Jadzi i poprosiła ją o kontakt do syna znajomych – Pawła Nowaka. Paweł był ode mnie starszy o pięć lat, miał własną firmę budowlaną i mieszkanie na Bemowie. Idealny kandydat na męża według mamy.

Dowiedziałam się o wszystkim przypadkiem, gdy podsłuchałam rozmowę mamy z ciotką przez telefon:

– Tak, Jadwigo, Martyna jest bardzo spokojna… Tak, Paweł może zadzwonić… Oczywiście dam mu numer…

Poczułam się jak przedmiot wystawiony na sprzedaż.

Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta. Mama chodziła jak cień, tata milczał i tylko babcia próbowała mnie pocieszać:

– Dziecko, ona chce dobrze…

– Ale nie pyta mnie o zdanie! – powtarzałam.

W końcu Paweł zadzwonił. Odebrałam telefon nieświadoma jeszcze wszystkiego:

– Dzień dobry, tu Paweł Nowak…

Zamurowało mnie.

– Przepraszam, ale skąd pan ma mój numer?

– Od pani mamy…

Rozłączyłam się bez słowa.

Wieczorem wybuchła awantura.

– Jak mogłaś?! – krzyczałam do mamy. – To moje życie!

Mama płakała. Tata próbował nas pogodzić:

– Martyna, daj mu szansę…

– Nie chcę nikogo poznawać w taki sposób! – odpowiedziałam stanowczo.

Przez kilka dni nie rozmawiałyśmy ze sobą prawie wcale. W pracy byłam rozkojarzona, popełniałam błędy przy wypożyczaniu książek, a koleżanka z biblioteki zapytała:

– Wszystko w porządku?

– Nie…

W końcu zebrałam się na odwagę i napisałam Pawłowi SMS-a:

„Przepraszam za moją reakcję. Nie wiedziałam o niczym. Może spotkamy się na kawie i porozmawiamy jak dorośli?”

Odpisał szybko:

„Jasne. Rozumiem twoją mamę – moja też taka była.”

Spotkaliśmy się w kawiarni niedaleko Placu Wilsona. Paweł okazał się sympatyczny, inteligentny i… równie skrępowany jak ja.

– Wiesz – powiedział po chwili milczenia – moja mama też próbowała mi kiedyś znaleźć żonę przez ogłoszenie w „Życiu Warszawy”.

Roześmiałam się pierwszy raz od tygodni.

Rozmawialiśmy długo o wszystkim: o pracy, rodzinie, samotności w wielkim mieście.

Po spotkaniu wróciłam do domu spokojniejsza. Mama czekała w kuchni.

– I jak było? – zapytała nieśmiało.

– Dobrze – odpowiedziałam szczerze. – Ale następnym razem chcę sama decydować o swoim życiu.

Mama przytuliła mnie mocno.

Minęły miesiące. Z Pawłem spotykaliśmy się coraz częściej – już bez presji rodziców. Polubiłam go naprawdę. Z czasem wybaczyłam mamie jej ingerencję, choć długo bolało mnie poczucie zdrady.

Najtrudniej było przebaczyć sobie własną bierność przez lata.

Dziś wiem jedno: nikt nie powinien układać życia za drugiego człowieka – nawet jeśli robi to z miłości.

Czy można naprawdę wybaczyć rodzinie wszystko? A może czasem trzeba postawić granicę nawet najbliższym?