Matka chciała poślubić chłopaka w moim wieku. Ukryłam jej dokumenty i nie żałuję – czy to ja jestem potworem?

Wszystko zaczęło się od krzyku. „Natalia! Gdzie są moje dokumenty?!” – głos mojej matki niósł się po całym mieszkaniu, a ja siedziałam skulona na łóżku, ściskając w dłoni jej dowód osobisty i akt urodzenia. Serce waliło mi jak młot. Wiedziałam, że to, co zrobiłam, jest nieodwracalne. Ale czy miałam wybór?

Mam na imię Natalia, mam dwadzieścia dwa lata i studiuję psychologię na Uniwersytecie Warszawskim. Moja mama, Grażyna, ma czterdzieści pięć lat. Zawsze byłyśmy sobie bliskie – odkąd tata odszedł do innej kobiety, gdy miałam siedem lat, trzymałyśmy się razem jak dwie rozbitki na tratwie. Grażyna była młodą mamą, miałyśmy relację bardziej siostrzaną niż typowo matczyną. Wspólne zakupy, plotki o facetach, wieczory z winem i serialami – tak wyglądały nasze weekendy.

Wszystko zmieniło się pół roku temu. Wtedy w życiu mojej mamy pojawił się on – Patryk. Dwudziestoczteroletni chłopak z Pruszkowa, który do Warszawy przyjechał za pracą i studiami. Poznali się na kursie tańca towarzyskiego. Mama wróciła do domu rozpromieniona jak nastolatka: „Natalka, musisz go poznać! Jest taki dojrzały, taki czuły…”. Uśmiechałam się z grzeczności, ale już wtedy coś mnie uwierało.

Patryk był ode mnie tylko dwa lata starszy. Gdy pierwszy raz przyszedł do nas na kolację, czułam się jak w złym żarcie. Siedział naprzeciwko mnie w koszuli w kratę, opowiadał o swoich planach na start-upy i podróże autostopem po Europie. Mama patrzyła na niego jak zaczarowana. Ja widziałam chłopaka, który jeszcze pół roku temu mieszkał z rodzicami i nie wiedział, jak zapłacić rachunek za prąd.

Z czasem Patryk zaczął bywać u nas coraz częściej. Mama gotowała dla niego specjalne dania wegańskie (dla mnie nigdy nie miała tyle cierpliwości), kupowała mu ubrania, nawet oddała mu swój samochód na kilka tygodni, bo „jemu bardziej się przyda”. Zaczęła się malować mocniej niż zwykle, nosić krótsze spódnice i wracać późno do domu. Czułam się jak intruz we własnym mieszkaniu.

Pewnego wieczoru usłyszałam ich rozmowę przez uchylone drzwi:
– Graża, a może byśmy razem zamieszkali? – zaproponował Patryk.
– Ale przecież Natalia… – zaczęła mama.
– Natalia jest dorosła. Poradzi sobie. My też zasługujemy na szczęście.

Zamarłam. Czy naprawdę zamierza mnie wyrzucić z domu dla chłopaka w moim wieku? Następnego dnia mama zaczęła rozmowę:
– Natalka… Chciałabym spróbować czegoś nowego w życiu. Patryk daje mi tyle radości… Może powinnaś pomyśleć o własnym mieszkaniu?

Poczułam się zdradzona. Przez kilka dni nie odzywałam się do niej prawie wcale. W końcu wybuchłam:
– Mamo! On jest dzieciakiem! Co ty robisz?!
– Nie mów tak o nim! – krzyknęła Grażyna. – Ty nic nie rozumiesz! Całe życie poświęciłam dla ciebie! Teraz chcę być szczęśliwa!

Zaczęły się kłótnie. Babcia Halina (mama Grażyny) dowiedziała się o wszystkim i zadzwoniła do mnie:
– Dziecko, twoja matka zwariowała! Co to za pomysł? On chce tylko pieniędzy!
– Babciu, próbowałam z nią rozmawiać… Ona jest jak zaczarowana.
– Musisz coś zrobić! Nie pozwól jej się ośmieszyć!

Wtedy pojawił się temat ślubu. Mama przyszła do mnie z błyszczącymi oczami:
– Patryk mi się oświadczył! Wyobrażasz sobie? Chcemy wziąć ślub cywilny za miesiąc!

To był dla mnie cios poniżej pasa. Widziałam już oczami wyobraźni te plotki sąsiadek, te spojrzenia rodziny na weselu… I co najgorsze – widziałam mamę coraz bardziej oddalającą się ode mnie.

Patryk zaczął nocować u nas regularnie. Pewnego ranka usłyszałam przez ścianę ich śmiechy i czułe słówka. Wyszłam do kuchni – Patryk siedział w moim szlafroku.
– Ej, to moje! – rzuciłam lodowato.
– Oj tam, przecież jesteśmy rodziną! – zaśmiał się bezczelnie.

Wtedy coś we mnie pękło.

Zaczęłam szukać sposobu, by powstrzymać ten ślub. Próbowałam rozmawiać z mamą spokojnie:
– Mamo, on cię wykorzystuje! Zobaczysz!
– Przestań być zazdrosna! – odparła Grażyna. – Jesteś dorosła, zajmij się swoim życiem!

Zadzwoniłam do ojca (z którym kontakt był raczej chłodny):
– Tato, mama chce wyjść za chłopaka mojego wieku!
– Co?! Ona oszalała? Natalia, musisz ją powstrzymać!

W końcu przyszedł dzień, gdy mama zaczęła szukać swoich dokumentów potrzebnych do ślubu cywilnego.
– Natalka, widziałaś mój dowód? Akt urodzenia?
– Nie… Może zostawiłaś w pracy?

Kłamałam bez mrugnięcia okiem. Dokumenty leżały schowane w mojej szufladzie pod bielizną.

Przez kolejne dni atmosfera była napięta jak struna. Mama chodziła po domu jak furia:
– Ktoś mi je ukradł! Bez nich nie załatwię ślubu! Patryk jest wściekły!

Patryk próbował mnie zastraszyć:
– Oddaj dokumenty Grażynie! Wiesz dobrze, że to ty je masz!
– Udowodnij – odpowiedziałam zimno.

Babcia Halina przyjechała specjalnie z Radomia:
– Grażyna! Opamiętaj się! Ten chłopak mógłby być twoim synem!
– Mamo, nie mieszaj się! To moje życie!

W końcu mama zaczęła płakać nocami. Słyszałam jej szlochy przez ścianę:
– Dlaczego wszyscy są przeciwko mnie? Czy ja nie zasługuję na szczęście?

Patryk zaczął coraz rzadziej przychodzić. W końcu napisał mamie SMS-a: „Nie mogę tak żyć pod jednym dachem z twoją córką i matką. Muszę to przemyśleć”.

Mama zamknęła się w sobie na kilka tygodni. Przestała chodzić na kurs tańca, wróciła do pracy jak automat. Ja chodziłam po domu jak cień winy i ulgi jednocześnie.

Pewnego wieczoru usiadłyśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole.
– To ty schowałaś moje dokumenty? – zapytała cicho.
Zamilkłam na chwilę.
– Tak.
– Dlaczego?
– Bo cię kocham i nie chcę patrzeć, jak robisz sobie krzywdę.

Mama spojrzała na mnie z bólem i gniewem jednocześnie:
– Nie masz prawa decydować za mnie! Nawet jeśli popełniam błąd – to mój błąd!

Nie odpowiedziałam nic więcej. Oddałam jej dokumenty następnego dnia rano.

Od tamtej pory nasze relacje są chłodne i pełne żalu. Mama nie wróciła już do Patryka – on znalazł sobie nową dziewczynę (w moim wieku). Ja czuję ulgę… ale też pustkę i strach przed tym, co będzie dalej.

Czy miałam prawo zrobić to wszystko? Czy uratowałam mamę przed katastrofą czy odebrałam jej prawo do szczęścia? A może jestem po prostu egoistką bojącą się utraty jedynej bliskiej osoby?

Czasem patrzę na nią ukradkiem i pytam siebie: czy można kochać kogoś tak bardzo, że aż rani się go dla jego dobra? Co wy byście zrobili na moim miejscu?