Między miłością a obowiązkiem: Historia Marty i Krzysztofa
– Jednak to ty zaproponowałaś, żeby mama do nas przyszła. Nie zmuszałem cię – powiedział Krzysztof, patrząc na mnie z tym swoim chłodnym spokojem, który zawsze wyprowadzał mnie z równowagi. Stałam przy kuchennym blacie, ściskając kubek z herbatą tak mocno, że aż bolały mnie palce. W powietrzu wisiała cisza, przerywana tylko cichym stukotem łyżeczki o porcelanę.
Nie chciałam się kłócić. Nie dziś. Ale jego słowa rozbrzmiewały mi w głowie jak echo. To ja zaproponowałam, żeby mama zamieszkała z nami po tym, jak miała udar. To ja nie mogłam patrzeć, jak samotnie walczy z chorobą w swoim starym mieszkaniu na Pradze. Krzysztof nie protestował – wtedy. Teraz jednak każda nasza rozmowa kończyła się wypominaniem tej decyzji.
Pamiętam dzień, kiedy pierwszy raz go zobaczyłam. Byłam świeżo po studiach, nieśmiała i trochę zagubiona w nowej pracy. Krzysztof był już wtedy „weteranem” w firmie – pewny siebie, zawsze elegancki, z tym swoim ironicznym uśmiechem. To on pokazał mi biuro, zaprosił na pierwszą kawę po pracy. Z czasem zaczęliśmy spędzać ze sobą coraz więcej czasu – najpierw jako przyjaciele, potem już jako para. Wydawało mi się, że przy nim mogę być sobą.
Nasze życie było zwyczajne, ale szczęśliwe. Wynajęliśmy małe mieszkanie na Mokotowie, wieczorami oglądaliśmy filmy albo spacerowaliśmy po Łazienkach. Krzysztof był moją ostoją – do czasu, aż wszystko się zmieniło.
Mama zawsze była silną kobietą. Po śmierci taty sama mnie wychowywała, pracowała na dwa etaty, żebym mogła studiować. Nigdy nie prosiła o pomoc, nawet gdy było jej ciężko. Kiedy zadzwoniła do mnie ze szpitala, jej głos był słaby i obcy. Pojechałam do niej natychmiast. Widok mamy leżącej na szpitalnym łóżku złamał mi serce.
Po powrocie do domu nie mogłam spać. Przewracałam się z boku na bok, a Krzysztof próbował mnie uspokoić.
– Może powinniśmy zabrać ją do nas? – powiedziałam cicho.
– Jesteś pewna? To duża zmiana dla nas wszystkich.
– Wiem… Ale nie mogę jej zostawić samej.
– Jeśli tego chcesz, to zrobimy tak, jak mówisz – odpowiedział spokojnie.
Wtedy wydawało mi się, że to najlepsze rozwiązanie. Nie przewidziałam tylko, jak bardzo zmieni się nasze życie.
Mama zamieszkała z nami miesiąc później. Na początku wszystko było w porządku – pomagałam jej w rehabilitacji, gotowałam ulubione dania z dzieciństwa. Krzysztof starał się być uprzejmy, choć widziałam, że jest spięty. Z czasem jednak zaczęły się problemy. Mama była coraz bardziej wymagająca – narzekała na jedzenie, krytykowała sposób sprzątania, komentowała nasze rozmowy przy stole.
Pewnego wieczoru usłyszałam ich rozmowę przez uchylone drzwi.
– Marta jest zmęczona – powiedział Krzysztof cicho.
– Gdyby była lepiej zorganizowana, nie musiałaby być – odpowiedziała mama chłodno.
Zamarłam. Poczułam się jak dziecko słuchające kłótni rodziców. Od tamtej pory coraz częściej czułam się rozdarta między nimi.
Zaczęliśmy się kłócić z Krzysztofem o drobiazgi – o to, kto ma zrobić zakupy, kto odwiezie mamę na rehabilitację, kto posprząta łazienkę po jej kąpieli. Każda rozmowa kończyła się pretensjami.
– Ty zawsze stajesz po jej stronie! – krzyczał Krzysztof pewnego wieczoru.
– Bo to moja mama! Nie rozumiesz?
– A ja? Ja się nie liczę?
Nie wiedziałam już, co robić. Czułam się winna wobec mamy – bo czasem miałam ochotę uciec i zostawić ją samą. Czułam się winna wobec Krzysztofa – bo wiedziałam, że tęskni za dawnym życiem we dwoje.
Pewnej nocy obudził mnie płacz mamy. Siedziała na łóżku i trzęsła się cała.
– Przepraszam… Nie chciałam wam przeszkadzać…
Objęłam ją i płakałyśmy razem. Wiedziałam, że ona też cierpi – czuła się ciężarem dla nas obojga.
Coraz częściej myślałam o tym, żeby znaleźć mamie dom opieki. Ale za każdym razem ogarniało mnie poczucie zdrady.
W pracy przestałam się uśmiechać. Koledzy pytali, czy wszystko w porządku. Krzysztof wracał coraz później do domu. Mama zamykała się w swoim pokoju i milczała godzinami.
Pewnego dnia wróciłam wcześniej z pracy i zobaczyłam Krzysztofa siedzącego przy stole z głową w dłoniach.
– Nie dam już rady… – wyszeptał bezsilnie.
Usiadłam naprzeciwko niego i po raz pierwszy od dawna zaczęliśmy rozmawiać szczerze.
– Boję się… Boję się, że stracimy siebie przez to wszystko – powiedziałam cicho.
– Ja też się boję…
Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu. W końcu Krzysztof podszedł do mnie i objął mnie mocno.
– Musimy coś zmienić… Razem.
Wieczorem usiedliśmy z mamą przy stole i powiedzieliśmy jej o naszych obawach. Było dużo łez i trudnych słów. Mama zgodziła się spróbować dziennego domu opieki – nie dlatego, że chciała odejść, ale żeby dać nam szansę na oddech.
Minęło kilka miesięcy. Wciąż uczymy się żyć na nowo – razem i osobno. Czasem czuję się winna za swoje wybory, ale wiem już jedno: nie da się być idealną córką i żoną jednocześnie. Każdy wybór niesie ze sobą stratę.
Czy można pogodzić miłość do rodzica z miłością do partnera? Czy każda decyzja musi boleć? Może właśnie w tych trudnych chwilach uczymy się najwięcej o sobie i o innych…