Miłość w cieniu oczekiwań: Historia, której nie pozwolono rozkwitnąć

— Nie możesz tu dłużej przychodzić, Aniu. — Głos pani Zofii, matki Mikołaja, był zimny jak lód. Stałam w ich przedpokoju, trzymając w ręku książkę, którą chciałam oddać Mikołajowi. Miałam wtedy siedemnaście lat i pierwszy raz poczułam, jak bardzo nie pasuję do tego domu.

Moja historia z Mikołajem zaczęła się dużo wcześniej, jeszcze w podstawówce. Byliśmy nierozłączni: razem chodziliśmy do szkoły, razem wracaliśmy, razem odrabialiśmy lekcje. On był jedynym synem profesorów — jego matka była szanowaną pediatrą w naszym mieście, ojciec wykładał filozofię na uniwersytecie. Ich dom zawsze pachniał kawą i książkami. U mnie pachniało raczej zupą i świeżo wypranymi ubraniami — mama pracowała w sklepie spożywczym, tata był kierowcą autobusu. Nigdy nie czułam się gorsza, dopóki nie zaczęłam dorastać.

Z czasem różnice stały się coraz bardziej widoczne. Mikołaj miał zaplanowane życie: kursy językowe, lekcje gry na pianinie, tenis w soboty. Ja po szkole pomagałam mamie w domu i opiekowałam się młodszym bratem. On miał wszystko podane na tacy, ja musiałam walczyć o każdą drobnostkę. Ale mimo to byliśmy przyjaciółmi — a przynajmniej tak mi się wydawało.

W liceum zaczęliśmy się do siebie zbliżać. Zakochałam się w nim po uszy, choć nigdy nie miałam odwagi mu tego powiedzieć. On był moim światłem w szarych dniach, moją inspiracją do nauki i marzeń o czymś więcej niż tylko praca w sklepie czy na kasie. Czasem myślałam, że on też coś do mnie czuje — łapałam jego spojrzenia, słyszałam czułość w głosie, kiedy mówił moje imię.

Wszystko zmieniło się pewnego popołudnia, kiedy przyszłam do niego z książką. Pani Zofia otworzyła mi drzwi i spojrzała na mnie tak, jakby zobaczyła śmiecia na swoim progu.

— Aniu, musisz zrozumieć… Mikołaj jest teraz zajęty przygotowaniami do matury. Nie powinien się rozpraszać. — Jej słowa były uprzejme, ale ton nie pozostawiał złudzeń.

— Chciałam tylko oddać książkę… — wyszeptałam.

— Dziękuję. — Wzięła ode mnie książkę i zamknęła drzwi.

Stałam na klatce schodowej i czułam się jak intruz we własnym życiu. Przez następne tygodnie Mikołaj unikał mnie w szkole. Przestał pisać, przestał dzwonić. Widziałam go czasem na korytarzu — zawsze otoczony kolegami z bogatych rodzin, zawsze uśmiechnięty, jakby nic się nie stało.

Dopiero po kilku miesiącach dowiedziałam się prawdy od wspólnej koleżanki:

— Rodzice Mikołaja wybrali mu narzeczoną — powiedziała Magda szeptem. — Córka dyrektora banku. Podobno już wszystko ustalone.

Poczułam się tak, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi. Przez całe życie słyszałam o takich historiach — że bogaci trzymają się razem, że dla nich liczy się tylko nazwisko i pieniądze. Ale nigdy nie sądziłam, że spotka to mnie.

Próbowałam jeszcze raz porozmawiać z Mikołajem. Zatrzymałam go po lekcjach:

— Dlaczego mi nie powiedziałeś? — zapytałam drżącym głosem.

Spojrzał na mnie smutno.

— Aniu… Ja nie mam wyboru. Rodzice… Oni chcą dla mnie najlepiej.

— A ty? Czego ty chcesz?

Nie odpowiedział. Odszedł bez słowa.

Przez następne miesiące żyłam jak w letargu. Widziałam ich razem — Mikołaja i jego nową narzeczoną, Martę. Była piękna, pewna siebie, zawsze uśmiechnięta. Idealnie pasowała do jego świata: drogie ubrania, elitarne przyjęcia, rozmowy o podróżach i inwestycjach. Ja byłam tylko wspomnieniem z dzieciństwa, którego trzeba się pozbyć.

W domu też nie było łatwo. Mama widziała, że coś jest nie tak, ale nie chciałam jej martwić.

— Aniu, życie to nie bajka — mówiła cicho wieczorami. — Musisz być silna.

Ale jak być silną, kiedy wszystko wokół przypomina ci o tym, że jesteś nikim?

Z czasem nauczyłam się żyć bez Mikołaja. Skończyłam liceum z dobrymi wynikami i dostałam się na studia pedagogiczne w Krakowie. Tam poznałam nowych ludzi, zaczęłam budować własne życie od zera. Ale rana po tej historii nigdy się do końca nie zagoiła.

Czasem wracam do rodzinnego miasta i mijam dom Mikołaja. Słyszę wtedy śmiech dzieci bawiących się w ogrodzie — podobno ma już dwójkę z Martą. Zastanawiam się czasem, czy jest szczęśliwy. Czy myśli o mnie? Czy żałuje?

A może to ja powinnam żałować? Może powinnam była walczyć o nas mocniej? Ale jak walczyć z losem, który ktoś inny napisał za ciebie?

Dziś wiem jedno: nigdy nie pozwolę nikomu decydować za siebie. Ale czy to wystarczy, żeby być szczęśliwym? Czy można naprawdę uciec od oczekiwań innych i żyć własnym życiem? Czasem boję się odpowiedzi na te pytania.