Mój ojciec kazał mi płacić czynsz za własny pokój – teraz oczekuje, że go utrzymam. Czy rodzina naprawdę wszystko wybacza?

– Nie rozumiesz, Aniu? Każdy musi płacić za swoje – powiedział ojciec, nie patrząc mi w oczy. Stałam wtedy w progu mojego pokoju, z walizką w ręku, mając osiemnaście lat i poczucie, że właśnie kończy się moje dzieciństwo. Właśnie wróciłam z matury, a on wręczył mi kartkę z wyliczeniem: „Pokój – 400 zł miesięcznie. Prąd – 50 zł. Woda – 30 zł. Razem: 480 zł.”

Pamiętam, jak łzy napłynęły mi do oczu. Mama zmarła, gdy miałam dwanaście lat. Od tamtej pory byliśmy tylko we dwoje. Ojciec był surowy, zamknięty w sobie, rzadko okazywał uczucia. Myślałam, że po maturze przytuli mnie i powie, że jest ze mnie dumny. Zamiast tego dostałam rachunek.

– Ale tato… To mój pokój…
– Teraz jesteś dorosła. Chcesz być traktowana jak dorosła? To płać jak dorosła.

Nie miałam wyjścia. Pracowałam w weekendy w piekarni, żeby mieć na czynsz i na studia zaoczne. Koledzy dziwili się, dlaczego nie chodzę na imprezy, dlaczego zawsze odmawiam wyjścia na kawę. Nie mówiłam im prawdy. Wstydziłam się.

Z czasem nauczyłam się żyć z tym ciężarem. Przez lata płaciłam ojcu czynsz, gotowałam obiady, sprzątałam mieszkanie. On coraz bardziej zamykał się w sobie, wieczorami pił piwo przed telewizorem i narzekał na świat. Czasem próbowałam z nim rozmawiać:

– Tato, czemu jesteś taki dla mnie surowy?
– Bo życie jest surowe, Aniu.

Kiedy miałam dwadzieścia pięć lat, poznałam Michała. Był ciepły, troskliwy, miał rodzinę, która przyjmowała mnie z otwartymi ramionami. Po raz pierwszy poczułam się częścią czegoś większego niż tylko obowiązek i rachunki. Gdy powiedziałam ojcu, że się wyprowadzam, nie powiedział ani słowa. Tylko wieczorem usłyszałam trzask drzwiami.

Przez kilka lat widywaliśmy się rzadko. Dzwonił czasem na święta, pytał o zdrowie. Nigdy nie zapytał o wnuka, choć wiedział, że został dziadkiem. Michał próbował mnie przekonać, żebym dała ojcu szansę:

– Może on po prostu nie umie inaczej? Może potrzebuje czasu?

Nie chciałam słuchać. Bolało mnie to wszystko za bardzo.

Aż pewnego dnia zadzwoniła sąsiadka:

– Aniu, twój tata od kilku dni nie wychodzi z domu. Coś jest nie tak.

Pojechałam tam z duszą na ramieniu. Zastałam go leżącego na kanapie, wychudzonego i słabego.

– Tato…
– Aniu… – spojrzał na mnie jakby pierwszy raz od lat widział we mnie córkę.

Zabraliśmy go do szpitala. Diagnoza: cukrzyca, nadciśnienie, początki demencji. Lekarz spojrzał na mnie poważnie:

– Pani ojciec potrzebuje opieki. Sam sobie nie poradzi.

Zamieszkał z nami. Michał pomagał mi jak mógł, ale coraz częściej dochodziło do spięć:

– Aniu, twój tata jest trudny…
– Wiem… Ale nie mogę go zostawić.

Ojciec był coraz bardziej wymagający. Krzyczał na wnuka za hałas, narzekał na jedzenie, gubił się w mieszkaniu. Czasem miał przebłyski świadomości:

– Przepraszam cię…
– Za co?
– Za wszystko…

Ale zaraz potem znów wracał dawny chłód.

Któregoś wieczoru usiedliśmy razem w kuchni. Michał poszedł spać z synkiem, a ja zostałam z ojcem przy herbacie.

– Tato… Dlaczego kazałeś mi płacić za pokój?
Długo milczał.
– Bałem się… Że sobie nie poradzimy… Że cię stracę… Chciałem cię nauczyć samodzielności…
– Ale przecież byłam twoją córką…
– Nie umiałem inaczej… Twój dziadek był jeszcze gorszy…

Poczułam gniew i żal naraz. Chciałam krzyczeć: „To nie jest wymówka!” Ale widziałam przed sobą starego człowieka, który całe życie bał się okazać uczucia.

Teraz codziennie patrzę na niego i zastanawiam się: czy jestem mu coś winna? Czy rodzina to tylko obowiązek? Czy potrafię mu wybaczyć?

Czasem myślę: czy gdybym miała córkę, umiałabym być dla niej lepsza? Czy potrafimy przerwać łańcuch rodzinnych krzywd? Co wy byście zrobili na moim miejscu?