Mój syn został ojcem w wieku osiemnastu lat. Czy mogłam temu zapobiec?

– Mamo, muszę ci coś powiedzieć… – głos Kacpra drżał, kiedy wszedł do kuchni. Było już późno, a ja kończyłam zmywać naczynia po kolacji. Spojrzałam na niego i od razu poczułam, że coś jest nie tak.

– Co się stało? – zapytałam, próbując ukryć niepokój.

Kacper spuścił wzrok. – Ola jest w ciąży.

Na chwilę świat zawirował. Usłyszałam własny oddech, jakby ktoś ścisnął mi gardło. Przez głowę przetoczyły się setki myśli: przecież on ma dopiero osiemnaście lat, przecież miał iść na studia, przecież…

– Jesteś tego pewien? – wyszeptałam.

Skinął głową. – Robili test dwa razy. Była u lekarza.

Usiadłam ciężko na krześle. W głowie miałam obraz Kacpra z dzieciństwa – jak biega po podwórku, jak płacze po rozbitym kolanie. Teraz miał zostać ojcem.

Mój mąż, Andrzej, wrócił tego wieczoru późno z pracy. Kiedy powiedziałam mu o wszystkim, najpierw zamilkł, potem zaczął krążyć po kuchni jak lew w klatce.

– To niemożliwe… Przecież on jeszcze dziecko! – wykrzyknął.

– Andrzej, musimy mu pomóc – powiedziałam cicho. – Nie możemy go zostawić samego z tym wszystkim.

Ale Andrzej nie chciał słuchać. Przez kolejne dni unikał rozmów z Kacprem, a w domu czuć było napięcie jak przed burzą. Ja starałam się być silna dla syna, ale nocami płakałam w poduszkę. Bałam się o niego, o Olę, o to maleństwo, które miało przyjść na świat.

W małym miasteczku wieści rozchodzą się szybko. Już po tygodniu sąsiadka zza płotu zaczęła rzucać mi dziwne spojrzenia, a w sklepie spożywczym dwie kobiety szeptały coś na mój widok. Czułam się oceniana, jakby cała odpowiedzialność za tę sytuację spadła na mnie.

Ola pojawiła się u nas kilka dni później. Była blada i wystraszona. Jej rodzice nie chcieli słyszeć o ślubie ani o wspólnym mieszkaniu młodych. Siedzieliśmy we czwórkę przy stole – ja, Andrzej, Kacper i Ola – próbując ustalić, co dalej.

– Nie chcę przerywać ciąży – powiedziała cicho Ola. – Ale nie wiem, czy damy radę…

Kacper ścisnął jej dłoń. – Damy radę. Obiecuję.

Patrzyłam na nich i widziałam dzieci przebrane za dorosłych. Z jednej strony byłam dumna z odwagi mojego syna, z drugiej – przerażona ogromem odpowiedzialności, która na nich spadła.

Andrzej był nieugięty. – Kacper musi znaleźć pracę. Studia mogą poczekać. Nie będziemy utrzymywać jeszcze jednego dziecka.

Kacper milczał, ale widziałam łzy w jego oczach. Wieczorem przyszedł do mnie do pokoju.

– Mamo… boję się. Nie wiem, czy sobie poradzę.

Przytuliłam go mocno. – Poradzisz sobie, synku. Ale musisz być odpowiedzialny. Ola i dziecko będą cię potrzebować.

Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Kacper rzucił plany o studiach i zaczął pracować w pobliskim markecie budowlanym. Ola zamieszkała z nami, bo jej rodzice nie chcieli jej znać. Nasz dom stał się polem minowym – Andrzej coraz częściej wybuchał gniewem, a ja próbowałam łagodzić konflikty.

Najgorsze były rozmowy z rodziną. Moja mama zadzwoniła z Krakowa:

– Jak mogłaś do tego dopuścić? Gdzie byłaś, kiedy twój syn potrzebował rozmowy?

Nie miałam odpowiedzi na te pytania. Przecież rozmawiałam z Kacprem o wszystkim… A może tylko mi się wydawało?

W szkole młodsza córka zaczęła mieć problemy – dzieci wyśmiewały ją za „brata-ojca”. Czułam się winna za wszystko: za to, że nie dopilnowałam Kacpra, za to, że nie potrafię pogodzić męża z synem, za to, że Ola płacze nocami w swoim pokoju.

Kiedy urodziła się mała Zosia, wszystko na chwilę ucichło. Patrzyłam na maleństwo i czułam mieszaninę miłości i strachu. Czy damy radę wychować kolejne dziecko w naszym domu pełnym napięcia?

Kacper starał się jak mógł – pracował na dwie zmiany, wracał zmęczony i pomagał Oli przy dziecku. Andrzej powoli zaczął akceptować sytuację, choć nigdy nie powiedział tego głośno.

Pewnego wieczoru usiedliśmy wszyscy razem przy stole. Zosia spała w łóżeczku obok.

– Przepraszam was wszystkich – powiedział nagle Andrzej. – Może nie jestem najlepszym ojcem i dziadkiem… Ale chcę spróbować być lepszy.

Wtedy po raz pierwszy od miesięcy poczułam nadzieję.

Dziś minął rok od narodzin Zosi. Nasze życie jest inne niż planowałam – trudniejsze, bardziej chaotyczne, ale też pełne nowych uczuć i wyzwań. Czasem zastanawiam się: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy gdybym była bardziej uważna, Kacper nie zostałby ojcem tak wcześnie? A może to po prostu życie pisze własne scenariusze?

Czy każda matka jest winna błędów swoich dzieci? Czy powinniśmy karać ich za młodzieńcze decyzje czy raczej wspierać w dorastaniu? Co wy byście zrobili na moim miejscu?