Moja córka poprosiła mnie, bym zajęła się jej synem, gdy trafiła do szpitala: Rodzinne sekrety, które zmieniły wszystko
– Mamo, musisz mi pomóc. – Głos Marty drżał przez telefon. – Muszę jechać do szpitala. Nie wiem na jak długo. Zajmiesz się Antosiem?
Zamarłam z patelnią w ręku. Jajecznica zaczęła się przypalać, ale nie mogłam oderwać wzroku od okna. Za szybą padał deszcz, a ja czułam, jakby cały świat nagle się zatrzymał.
– Oczywiście, córeczko – odpowiedziałam po chwili ciszy. – Przywieź go od razu.
Nie pytałam o szczegóły. Zawsze była zamknięta w sobie. Nawet jako dziecko nie lubiła mówić o swoich problemach. Ale teraz… Teraz czułam, że to coś poważnego.
Godzinę później Marta stała w moim przedpokoju, blada jak ściana. Antoś tulił się do niej kurczowo.
– Mamo… – zaczęła cicho. – Proszę, nie pytaj teraz. Wszystko wyjaśnię, jak wrócę.
Pocałowała synka w czoło i wybiegła na klatkę schodową. Słyszałam jej kroki na schodach, szybkie i nerwowe. Antoś patrzył na mnie wielkimi oczami.
– Babciu, a mama wróci? – zapytał szeptem.
Przytuliłam go mocno.
– Oczywiście, kochanie. Mama wróci.
Ale sama nie byłam tego taka pewna.
Pierwszy dzień minął spokojnie. Antoś bawił się klockami w salonie, a ja co chwilę zerkałam na telefon. Żadnej wiadomości od Marty. Wieczorem zadzwoniłam do szpitala, ale powiedziano mi tylko, że jest na oddziale i nie może rozmawiać.
Drugiego dnia zaczęły się pytania. Antoś był niespokojny, płakał w nocy. W końcu usiadł przy stole i spojrzał na mnie poważnie:
– Babciu, dlaczego mama płakała wczoraj w łazience?
Zamarłam. Przecież nie widziałam tego…
– Skarbie…
– I dlaczego tata nie dzwoni? – dodał nagle.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Zawsze myślałam, że Marta i Tomek mają udane małżeństwo. Ale od kilku miesięcy Tomek coraz rzadziej pojawiał się u nas na obiedzie. Marta była rozdrażniona, zamyślona…
Wieczorem zadzwonił Tomek.
– Dzień dobry, pani Zosiu – powiedział chłodno. – Czy Antoś jest grzeczny?
– Tak, wszystko w porządku – odpowiedziałam ostrożnie. – Tomek… Co się dzieje z Martą?
Zamilkł na chwilę.
– To nie jest rozmowa na telefon – rzucił i rozłączył się.
Zaczęłam przeszukiwać mieszkanie Marty pod pretekstem szukania piżamy dla Antosia. W szufladzie znalazłam kopertę z napisem „Dla mamy”. Drżącymi rękami otworzyłam ją.
„Mamo,
Jeśli to czytasz, znaczy że musiałam zostawić Antosia pod Twoją opieką na dłużej. Nie wiem, czy wrócę szybko. Proszę Cię tylko o jedno: nie pozwól Tomkowi zabrać syna do siebie bez mojej zgody. On… on nie jest tym człowiekiem, za jakiego go uważałyśmy.”
Serce mi zamarło. Co miała na myśli? Czy Tomek zrobił coś złego? Czy Marta była w niebezpieczeństwie?
Następnego dnia Tomek zjawił się niespodziewanie pod moimi drzwiami.
– Przyszedłem po Antosia – powiedział stanowczo.
Stanęłam w progu.
– Marta mi tego zabroniła. Nie oddam Ci go bez jej zgody.
W jego oczach pojawiła się złość.
– To moje dziecko! – krzyknął.
Antoś wybiegł z pokoju i rzucił mi się na szyję.
– Babciu, nie chcę iść z tatą!
Tomek spojrzał na nas z pogardą i wyszedł trzaskając drzwiami.
Tej nocy nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się pytania: Co takiego wydarzyło się między nimi? Czy Marta była ofiarą przemocy? A może to ona coś ukrywała?
Czwartego dnia zadzwoniła Marta.
– Mamo… Przepraszam, że tak długo milczałam. Jestem już po operacji…
– Operacji?! Dlaczego nic nie mówiłaś?
– Bałam się… Bałam się Tomka. On mnie szantażował…
Zamarłam.
– Czym?
– Powiedział, że jeśli powiem komukolwiek o tym, co robił… zabierze mi Antosia i już go nigdy nie zobaczę.
Łzy napłynęły mi do oczu.
– Córeczko… Dlaczego nic nie mówiłaś?
– Bo zawsze byłam sama ze wszystkim… Ty zawsze mówiłaś: „Nie przesadzaj”, „Jakoś to będzie”…
Poczułam ukłucie winy. Czy naprawdę byłam tak ślepa?
Po tygodniu Marta wróciła do domu. Była słaba, wychudzona, ale w oczach miała determinację.
– Mamo… Muszę odejść od Tomka. Dla siebie i dla Antosia.
Przytuliłam ją mocno.
– Jestem z Tobą, córeczko. Przepraszam za wszystko…
Siedziałyśmy razem do późna w nocy. Marta opowiadała mi o latach upokorzeń, o przemocy psychicznej i strachu o syna. Słuchałam i płakałam razem z nią.
Kilka tygodni później Tomek próbował jeszcze raz odebrać Antosia ze szkoły bez zgody Marty. Na szczęście nauczycielki były czujne i zadzwoniły po mnie oraz policję.
Dziś żyjemy we trzy pod jednym dachem. Uczymy się siebie od nowa – ja próbuję być matką wspierającą, a nie oceniającą; Marta odzyskuje siły i poczucie własnej wartości; Antoś znów się uśmiecha.
Czasem patrzę na Martę i zastanawiam się: Jak mogłam nie zauważyć jej cierpienia? Czy można naprawić błędy przeszłości? A Wy… czy naprawdę znacie swoich bliskich?