„Nie jestem już twoją satelitą” – historia o wyzwoleniu, rodzinnych konfliktach i polskiej codzienności
– Znowu wróciłaś późno. – Głos mamy przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stała przy zlewie, z rękami zanurzonymi w pianie, ale jej spojrzenie było twardsze niż stal.
– Pracowałam, mamo. – Odpowiedziałam cicho, zdejmując buty. W przedpokoju pachniało wilgocią i starym kurzem. Zegar tykał głośno, jakby odliczał czas do kolejnej kłótni.
– Pracowałaś? – powtórzył ojciec zza gazety. – W tej twojej korporacji? Za grosze? Po co ci to wszystko, Marto? I tak nie kupisz sobie mieszkania w Warszawie. – Parsknął śmiechem, który zawsze bolał bardziej niż krzyk.
Zacisnęłam pięści. W głowie dudniły mi słowa szefa z dzisiejszego zebrania: „Marta, jeśli nie przejmiesz projektu po Tomku, nie licz na awans”. A Tomek? Tomek był synem znajomego dyrektora i wszyscy wiedzieli, że nie odda mi projektu bez walki.
– Może byś się w końcu ustatkowała – dodała mama, wycierając ręce o fartuch. – Michał czekał na ciebie pod blokiem. Mówił, że nie odbierasz telefonu.
Michał. Mój chłopak od pięciu lat. Dobry chłopak, jak powtarzała mama. Stabilny, spokojny, z własnym mieszkaniem na Bemowie i pracą w urzędzie miasta. Tylko że ja… ja już nie czułam nic poza pustką.
– Nie mam teraz siły na rozmowy – rzuciłam przez ramię i zamknęłam się w swoim pokoju. Za drzwiami usłyszałam szept rodziców:
– Znowu fochy…
– Może jest chora? Albo coś bierze?
– Przestań, ona zawsze była dziwna.
Oparłam się o drzwi i poczułam łzy pod powiekami. Ile razy jeszcze będę musiała tłumaczyć się z własnego życia?
Telefon zawibrował na biurku. Michał: „Musimy pogadać”.
Nie odpisałam. Wpatrywałam się w sufit, próbując nie myśleć o tym, jak bardzo jestem sama wśród ludzi.
***
Następnego dnia w pracy Tomek rzucił mi teczkę na biurko.
– Słyszałem, że chcesz przejąć mój projekt. Powodzenia, Martusia. – Uśmiechnął się złośliwie. – Ale pamiętaj: tu liczą się znajomości, nie ambicje.
Zacisnęłam zęby. Przez chwilę miałam ochotę rzucić mu teczką w twarz. Ale tylko skinęłam głową i zaczęłam przeglądać dokumenty.
Po południu szef wezwał mnie do siebie.
– Marta, jesteś dobra w tym co robisz, ale musisz być bardziej… elastyczna. Tomek zna ludzi, potrafi się dogadać. Ty jesteś… zbyt zasadnicza.
– Czyli mam przymykać oko na jego błędy? – zapytałam ostrożnie.
Szef spojrzał na mnie jak na dziecko, które nie rozumie zasad gry.
– Czasem trzeba umieć odpuścić.
Wyszłam z gabinetu z poczuciem klęski. W windzie spotkałam Anię z HR-u.
– Trzymaj się, Marta – szepnęła. – Wiem, że nie jest łatwo.
Uśmiechnęłam się blado. Nikt nie wiedział, jak bardzo nie jest łatwo.
***
Wieczorem Michał czekał pod moim blokiem.
– Musimy pogadać – powiedział bez przywitania.
– O czym?
– O nas. O tym, że cię tracę. Że jesteś coraz dalej ode mnie. Że twoja praca jest ważniejsza niż ja.
Westchnęłam ciężko.
– Michał… Ja po prostu chcę czegoś więcej niż stabilizacji i ślubów na kredyt. Chcę żyć po swojemu.
– Po swojemu? – prychnął. – To znaczy jak? Bez planu? Bez rodziny? Bez sensu?
Poczułam, jak coś we mnie pęka.
– Może właśnie tego chcę: sensu poza tym wszystkim, co mi narzucono.
Michał patrzył na mnie długo, jakby widział mnie pierwszy raz w życiu.
– Wiesz co? Może powinnaś zostać sama ze swoim sensem.
Odwrócił się i odszedł bez słowa.
Stałam pod klatką jeszcze długo po tym, jak zniknął za rogiem. Noc była zimna i wilgotna. Czułam się lekka… i przerażona jednocześnie.
***
W domu rodzice czekali na mnie w kuchni.
– Michał dzwonił do nas – zaczęła mama z wyrzutem. – Powiedział, że zerwaliście. Co ty wyprawiasz?
– Żyję po swojemu – odpowiedziałam spokojniej niż się czułam.
Ojciec uderzył dłonią w stół.
– Po swojemu?! Myślisz tylko o sobie! My ci daliśmy wszystko! A ty…
Wstałam gwałtownie.
– Daliście mi wszystko oprócz prawa do własnego życia!
Wybiegłam z kuchni i zatrzasnęłam za sobą drzwi pokoju. Po raz pierwszy nie płakałam. Byłam pusta… ale wolna?
***
Przez kolejne dni w pracy Tomek robił wszystko, by utrudnić mi życie: przekładał spotkania bez uprzedzenia, podsyłał błędne dane klientom, a szef coraz częściej patrzył na mnie z irytacją.
W końcu Ania z HR-u zaprosiła mnie na kawę po pracy.
– Marta… wiem, że masz ciężko. Ale może czas pomyśleć o zmianie? Jesteś świetna w tym co robisz. Może własna firma? Albo wyjazd?
Popatrzyłam na nią zdziwiona.
– Wyjazd?
– Tak… Ja wyjeżdżam do Gdańska za dwa tygodnie. Nowa praca, nowe życie. Może ty też potrzebujesz czegoś nowego?
Wróciłam do domu z głową pełną myśli. Mama czekała na mnie w przedpokoju.
– Nie rozumiem cię już zupełnie – powiedziała cicho. – Zawsze byłaś inna…
Spojrzałam jej prosto w oczy.
– Może czas to zaakceptować?
***
Dwa tygodnie później siedziałam w pociągu do Gdańska z jedną walizką i laptopem na kolanach. Zostawiłam za sobą pracę, rodzinę i Michała. Bałam się jak nigdy wcześniej… ale po raz pierwszy miałam poczucie, że to moje życie.
Ania odebrała mnie z dworca.
– Gotowa na nowe?
Uśmiechnęłam się przez łzy.
– Chyba tak…
***
Dziś mija rok od tamtego dnia. Mam własną małą firmę graficzną, wynajmuję kawalerkę blisko morza i… jestem sama. Rodzice dzwonią rzadko; mama czasem pyta: „Kiedy wrócisz do Warszawy?”. Michał napisał raz: „Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwa”.
Czy jestem szczęśliwa? Nie wiem jeszcze. Ale wiem jedno: już nigdy nie będę czyjąś satelitą ani cieniem własnych marzeń.
Czy naprawdę można zacząć od nowa? Czy odwaga to tylko pierwszy krok… czy cała droga? Jak wy byście postąpili na moim miejscu?