Porzucenie i zemsta: gdy teściowa przychodzi, Lena działa!

Zasnęła na moich rękach mała Kasia, a ja wciąż nie mogłam oderwać wzroku od okna. Już godzinę spoglądałam na podwórko, jakby tam miała się pojawić odpowiedź na pytania, które rozdzierały mi serce. Parę godzin wcześniej Adam wrócił z pracy. Byłam w kuchni, kroiłam marchewkę do zupy, kiedy usłyszałam trzask drzwi. Zawsze przychodził do mnie, całował w czoło i pytał, jak minął dzień. Tym razem nie przyszedł. Wyszłam z kuchni, a on już stał w przedpokoju z walizką.

– Adam? – zapytałam cicho, czując jak nóż wypada mi z ręki i uderza o podłogę.

Nie spojrzał na mnie. Patrzył gdzieś ponad moją głową, jakby mnie nie było.

– Muszę odejść, Beata. Przepraszam.

– Co? – Głos mi się załamał. – Adam, przecież mamy Kasię…

– Nie mogę już tak żyć. To nie jest życie dla mnie. Potrzebuję czegoś innego.

Chciałam krzyczeć, płakać, błagać go, żeby został. Ale on już był daleko myślami. Przeszedł obok mnie, nawet nie dotknął Kasi śpiącej w łóżeczku. Drzwi trzasnęły za nim tak głośno, że aż podskoczyłam. I wtedy poczułam się naprawdę sama.

Przez kolejne godziny siedziałam na kanapie, tuląc Kasię do piersi. Nie płakałam – łzy jakby się skończyły. W głowie miałam tylko jedno pytanie: dlaczego? Co zrobiłam źle? Czy byłam złą żoną? Złą matką?

Nie miałam czasu na rozpacz, bo nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Spojrzałam przez wizjer i zobaczyłam ją – teściową. Panią Halinę. Zawsze miała dla mnie uśmiech pełen politowania i słowa, które raniły bardziej niż cokolwiek innego.

Otworzyłam drzwi i zobaczyłam jej triumfujący wyraz twarzy.

– No i co, Beato? – zaczęła od razu. – Mówiłam ci, że Adam długo z tobą nie wytrzyma. Chłopak potrzebuje kobiety z klasą, a nie…

Zacisnęłam zęby. Nie mogłam pozwolić jej zobaczyć mojej słabości.

– Proszę wejść – powiedziałam chłodno.

Usiadła w salonie i zaczęła opowiadać o tym, jak Adam zawsze był nieszczęśliwy, jak to przeze mnie stracił radość życia. Słuchałam jej słów jak przez mgłę, czując jak narasta we mnie gniew. Kasia spała spokojnie na moich kolanach, a ja miałam ochotę krzyczeć.

– Może powinnaś wrócić do swojej matki – powiedziała nagle teściowa. – Adam sobie poradzi. Ty zawsze byłaś taka… bezradna.

Coś we mnie pękło. Wstałam powoli, ostrożnie odkładając Kasię do łóżeczka.

– Pani Halino – powiedziałam cicho, ale stanowczo. – Proszę już wyjść.

Spojrzała na mnie zaskoczona.

– Słucham?

– Proszę wyjść z mojego domu. To jest mój dom i mojej córki. Adam odszedł, ale ja zostaję. I nie pozwolę pani więcej mnie upokarzać.

Wstała powoli, patrząc na mnie z niedowierzaniem.

– Jeszcze pożałujesz…

Zamknęłam za nią drzwi i oparłam się o nie plecami. Oddychałam ciężko, ale po raz pierwszy od dawna poczułam się silna.

Przez kolejne dni próbowałam poukładać swoje życie na nowo. Każdy dzień był walką – z samotnością, ze strachem o przyszłość, z brakiem pieniędzy. Adam nie dzwonił, nie pytał o Kasię. Teściowa rozpowiadała po rodzinie i sąsiadach najgorsze rzeczy na mój temat. Czułam się osaczona.

Pewnego dnia spotkałam Lenę – moją dawną przyjaciółkę ze studiów. Zobaczyła mnie na placu zabaw z Kasią i od razu podeszła.

– Beata! Co się stało? Wyglądasz… inaczej.

Opowiedziałam jej wszystko – o Adamie, o teściowej, o tym jak bardzo się boję.

Lena spojrzała na mnie uważnie.

– Nie możesz pozwolić im wygrać – powiedziała stanowczo. – Musisz pokazać im, że jesteś silniejsza niż myślą.

– Ale jak? – zapytałam bezradnie.

– Zacznij żyć dla siebie i dla Kasi. Znajdź pracę, zapisz się na kursy, poznaj nowych ludzi. A jeśli teściowa będzie dalej cię dręczyć…

Uśmiechnęła się tajemniczo.

– Co wtedy?

– Wtedy pokaż jej, że potrafisz być szczęśliwa bez Adama i bez jej akceptacji. To będzie najlepsza zemsta.

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o tym wszystkim i po raz pierwszy poczułam nadzieję.

Zaczęłam działać. Znalazłam pracę w pobliskiej kawiarni – nie była to praca marzeń, ale dawała mi poczucie niezależności. Zapisałam się na kurs księgowości online i zaczęłam poznawać nowych ludzi przez internetowe grupy wsparcia dla samotnych matek.

Teściowa próbowała jeszcze kilka razy przychodzić i zatruwać mi życie – raz nawet zagroziła mi sądem o opiekę nad Kasią. Ale ja już nie byłam tą samą Beatą co wcześniej. Za każdym razem odprawiałam ją stanowczo i bez lęku.

Adam pojawił się po kilku miesiącach – zmęczony, przygaszony, jakby życie bez nas nie było takie proste jak myślał.

– Beata… Chciałem zobaczyć Kasię…

Spojrzałam na niego spokojnie.

– Możesz ją zobaczyć w obecności kuratora albo prawnika. Tak będzie najlepiej dla wszystkich.

Patrzył na mnie długo w milczeniu.

– Zmieniłaś się…

– Tak – odpowiedziałam cicho. – I już nigdy nie pozwolę nikomu siebie skrzywdzić.

Dziś wiem jedno: czasem trzeba upaść bardzo nisko, żeby nauczyć się latać. Czy naprawdę musimy przejść przez piekło cudzych oczekiwań i upokorzeń, żeby odnaleźć własną siłę? A może wystarczy tylko uwierzyć w siebie wcześniej?