Poznaj Bartka, Mamo: Mój Przyszły Mąż i Nasze Dwoje Dzieci – Tak, Jak Chciałaś

– Mamo, to jest Bartek – powiedziałam, czując jak drżą mi ręce. Stałam w progu naszego mieszkania w Krakowie, a obok mnie mój przyszły mąż, trzymający za rękę naszą trzyletnią Zosię. W ramionach miałam niemowlę – Antosia. Mama patrzyła na nas z wyrazem twarzy, który znałam aż za dobrze: mieszanka rozczarowania, gniewu i czegoś, czego nie potrafiłam nazwać. Może żalu?

Od dziecka żyłam pod jej presją. „Musisz być najlepsza, Marto. Musisz być kimś, kim ja nigdy nie byłam” – powtarzała mi niemal codziennie. Chciała dla mnie wszystkiego, czego sama nie dostała: wykształcenia, stabilnej pracy, szacunku ludzi. A ja? Ja chciałam tylko być kochana – przez nią, przez świat, przez siebie samą.

Bartek nie był tym, kogo sobie dla mnie wymarzyła. Zwykły chłopak z Nowej Huty, bez studiów, pracujący jako kierowca autobusu. „Ty, z twoimi ocenami, z twoim potencjałem?” – mówiła z ironią, gdy pierwszy raz o nim wspomniałam. „Przecież możesz mieć kogoś lepszego. Kogoś, kto cię nie zawiedzie.”

Ale Bartek nigdy mnie nie zawiódł. To on był przy mnie, kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży. To on trzymał mnie za rękę podczas porodu Zosi, kiedy mama nie odebrała telefonu, bo była na konferencji. To on płakał razem ze mną, gdy dowiedzieliśmy się o wadzie serca u Antosia. To on codziennie rano robił mi kawę i zostawiał karteczki z napisem „Dasz radę”.

A jednak, stojąc teraz przed mamą, czułam się jak dziecko, które znowu zawiodło. „To są twoje wybory?” – zapytała cicho, patrząc na Bartka, potem na dzieci. „Tak, mamo. To są moje wybory” – odpowiedziałam, choć głos mi się łamał.

W salonie panowała cisza. Bartek ścisnął moją dłoń mocniej. Zosia zaczęła bawić się pluszowym kotkiem, nieświadoma napięcia. Antoś spał spokojnie, nie wiedząc, że jego przyszłość właśnie się waży.

Mama usiadła ciężko na fotelu. „Miałaś być kimś. Miałaś być lekarzem, prawnikiem… A jesteś… kim? Matką dwójki dzieci, z facetem bez przyszłości?” Jej słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Przez chwilę chciałam jej wykrzyczeć, jak bardzo się myli. Chciałam powiedzieć, że bycie matką to najważniejsza rola mojego życia. Że Bartek daje mi więcej szczęścia niż jakikolwiek tytuł naukowy. Ale nie mogłam. Słowa ugrzęzły mi w gardle.

Bartek spojrzał na mnie z troską. „Pani Anno, wiem, że nie jestem tym, kogo pani chciała dla Marty. Ale kocham ją. Kocham nasze dzieci. I zrobię wszystko, żeby byli szczęśliwi.” Mama spojrzała na niego z niedowierzaniem. „Miłość nie nakarmi dzieci. Miłość nie zapłaci rachunków.”

Wtedy przypomniałam sobie wszystkie noce, kiedy mama płakała po cichu w kuchni, bo ojciec znowu nie wrócił na noc. Przypomniałam sobie jej zmęczone oczy, gdy wracała z pracy i nie miała siły ze mną rozmawiać. Zrozumiałam, że jej oczekiwania wobec mnie były próbą naprawienia własnego życia. Ale ja nie byłam nią. I nigdy nie będę.

„Mamo, wiem, że chciałaś dla mnie lepszego życia. Ale to jest moje życie. Moje wybory, moje błędy, moje szczęście. Proszę, zaakceptuj to” – powiedziałam cicho, ale stanowczo.

Mama odwróciła wzrok. „Nie wiem, czy potrafię” – wyszeptała. W jej oczach zobaczyłam łzy. Po raz pierwszy od lat zobaczyłam w niej nie surową matkę, ale kobietę – zagubioną, zranioną, przestraszoną.

Zosia podeszła do niej i podała jej kotka. „Babciu, pobawisz się ze mną?” Mama spojrzała na wnuczkę, a potem na mnie. Przez chwilę wydawało mi się, że coś w niej pękło. Wzięła Zosię na kolana i przytuliła ją mocno.

Bartek uśmiechnął się do mnie nieśmiało. W jego oczach zobaczyłam nadzieję. Może jeszcze nie wszystko stracone?

Wieczorem, gdy dzieci już spały, usiadłam z mamą przy kuchennym stole. Przez chwilę milczałyśmy. „Bałam się, że powtórzysz moje błędy” – powiedziała nagle. „Bałam się, że będziesz cierpieć tak jak ja.”

„Mamo, ja też się boję. Ale Bartek to nie tata. A ja nie jestem tobą. Chcę żyć po swojemu. Nawet jeśli czasem będzie bolało.”

Mama spojrzała na mnie z nowym zrozumieniem. „Może powinnam ci zaufać” – powiedziała cicho.

Nie wiem, co będzie dalej. Nie wiem, czy mama zaakceptuje Bartka i nasze dzieci. Ale wiem jedno – po raz pierwszy w życiu poczułam się wolna. Może właśnie na tym polega dorosłość?

Czy naprawdę musimy spełniać cudze oczekiwania, żeby być szczęśliwymi? A może wystarczy odważyć się żyć po swojemu, nawet jeśli to boli?