Pożyczyłem pieniądze od teścia – od tego dnia wszystko się zmieniło

– Naprawdę nie masz już wyjścia? – zapytał teść, patrząc na mnie spod krzaczastych brwi. Siedzieliśmy w jego kuchni, przy stole, który pamiętał jeszcze czasy PRL-u. Zegar tykał głośno, a ja czułem, jak pot spływa mi po plecach.

– Nie mam, panie Andrzeju. Próbowałem wszystkiego. Bank odmówił kredytu, a znajomi… – urwałem, bo nie chciałem przyznać, że nie mam już kogo prosić o pomoc. – To tylko na chwilę. Oddam do końca roku.

Teść westchnął ciężko. – Wiesz, Paweł, ja nie lubię mieszać pieniędzy z rodziną. Ale jesteś mężem mojej córki. Nie chcę, żebyście z Anią mieli kłopoty.

Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że ta rozmowa będzie początkiem końca mojego spokoju.

Wyszedłem od niego z kopertą pełną banknotów i poczuciem ulgi. W domu Ania przytuliła mnie mocno. – Wszystko się ułoży – szepnęła. Wierzyłem jej. Przecież miałem plan: nowa praca, dodatkowe zlecenia, wszystko miało się poprawić.

Ale życie miało inne plany.

Miesiące mijały, a ja coraz bardziej grzązłem w problemach finansowych. Nowa praca okazała się krótkim epizodem, a zlecenia nie przychodziły tak często, jak liczyłem. Każda rodzinna niedziela u teściów była dla mnie torturą. Teść patrzył na mnie inaczej – jakby oceniał każdy mój ruch.

– I jak tam w pracy? – pytał niby mimochodem, ale czułem w jego głosie chłód.

– Dobrze… Staram się…

– Starasz się czy pracujesz? – dopytywał. Ania próbowała zmieniać temat, ale atmosfera gęstniała z każdym spotkaniem.

Z czasem teść zaczął komentować moje decyzje. – Może powinieneś mniej wydawać? Może czas sprzedać samochód? – rzucał podczas obiadu, nie patrząc mi w oczy.

Czułem się upokorzony. Każda jego uwaga bolała bardziej niż poprzednia. Zacząłem unikać wizyt u teściów. Ania była rozdarta – kochała mnie, ale widziałem, że cierpi przez konflikt między mną a ojcem.

Pewnego wieczoru usłyszałem ich rozmowę przez uchylone drzwi:

– Tato, Paweł naprawdę się stara. Wiesz, że nie chciał cię prosić o te pieniądze…
– Ale poprosił! I co teraz? Minęło pół roku i ani słowa o zwrocie!
– On odda! Przecież wiesz…
– Wiem tylko tyle, że nie tak sobie wyobrażałem życie mojej córki!

Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Poczułem się jak intruz we własnej rodzinie.

Wkrótce zaczęliśmy się z Anią kłócić o drobiazgi. O to, że nie chcę jeździć do jej rodziców. O to, że jestem zamknięty w sobie. O to, że nie potrafię rozwiązać naszych problemów.

– Może gdybyś był bardziej otwarty wobec taty…
– Może gdyby twój tata traktował mnie jak człowieka, a nie dłużnika!

W końcu przestałem odbierać telefony od teścia. Unikałem go na ulicy. Każda myśl o długu ściskała mi żołądek.

Wreszcie zebrałem się na odwagę i poszedłem do niego sam. Chciałem wyjaśnić wszystko raz na zawsze.

– Panie Andrzeju… Wiem, że zawiodłem pańskie zaufanie. Nie chcę już być ciężarem dla pana ani dla Ani. Oddam wszystko do końca roku – powiedziałem drżącym głosem.

Teść spojrzał na mnie długo i ciężko.

– Paweł… Ja już nie chcę tych pieniędzy. Chcę tylko, żeby moja córka była szczęśliwa. Ale widzę, że przez ciebie tylko płacze.

Wyszedłem stamtąd z poczuciem klęski. Wiedziałem już, że nawet jeśli oddam dług co do grosza, coś między nami pękło na zawsze.

Dziś minął rok od tamtej rozmowy. Dług spłaciłem do ostatniej złotówki – kosztem własnego zdrowia i spokoju w domu. Ale relacji z teściem nie udało się odbudować. Każde spotkanie jest chłodne i pełne napięcia.

Czasem zastanawiam się: czy naprawdę warto było prosić o pomoc rodzinę? Czy pieniądze mogą aż tak bardzo zniszczyć więzi między ludźmi?

Może ktoś z was miał podobną sytuację? Jak sobie poradziliście? Czy można naprawić coś, co raz zostało złamane?