Syn Przyprowadził Do Domu 'Narzeczoną z Dalekiej Północy’ z Trójką Dzieci – Wyrzuciliśmy Ich, Ale Prawda Nas Zaskoczyła

Tamtego wieczoru serce wyskoczyłoby mi z piersi, gdyby nie zaciśnięte zęby. Pamiętam, jak to się zaczęło — zwykły telefon od syna: „Mamo, przyjedziemy z Tosią do was. Poznać się”. Głos miał wesoły, pewny siebie, jak u kogoś, kto wreszcie podjął ważną decyzję. Wymieniliśmy z mężem spojrzenia i ucieszyliśmy się: no nareszcie — nasz Michał znalazł kogoś na poważnie. Przez tyle lat był sam, zamknięty w sobie po tamtym rozstaniu z Martą. A teraz? Nowa dziewczyna, nowy początek.

Nie spodziewałam się jednak tego, co zobaczyłam, gdy otworzyłam drzwi. Michał stał na progu z szerokim uśmiechem, a obok niego drobna kobieta o jasnych włosach i oczach koloru lodu. Za nią trójka dzieci — chłopiec może dziesięcioletni i dwie dziewczynki, jedna starsza, druga ledwie odrosła od ziemi. Wszyscy stali w milczeniu, jakby czekali na wyrok.

— Mamo, tato — to jest Tosia. I… dzieci Tosi — powiedział Michał, patrząc na nas wyczekująco.

Cisza była gęsta jak śmietana. Mój mąż, Andrzej, pierwszy odzyskał głos:

— Michał… możemy porozmawiać na osobności?

Weszli do kuchni. Ja zostałam z Tosią i dziećmi. Patrzyłam na nią z mieszanką ciekawości i niepokoju. Była ładna, ale zmęczona. Dzieci tuliły się do niej kurczowo.

— Proszę się nie martwić — powiedziała cicho Tosia. — Nie będziemy przeszkadzać.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przez głowę przelatywały mi myśli: Skąd ona jest? Dlaczego ma trójkę dzieci? Co Michał sobie myśli? Przecież to nie jest normalne…

Z kuchni dobiegały podniesione głosy:

— Michał, czy ty zwariowałeś? — szeptał Andrzej. — Przecież nawet jej nie znamy! Trójka dzieci? Ty jesteś pewien?

— Tato, ja ją kocham — odpowiedział Michał stanowczo. — Dzieci są jej, ale ja chcę być z nimi. Chcę być ich ojcem.

Wrócili do salonu. Michał objął Tosię ramieniem.

— Mamo, tato… chcemy tu zostać na kilka dni. Tosia nie ma dokąd wrócić.

Zrobiło mi się gorąco. Spojrzałam na Andrzeja — jego twarz była kamienna.

— Michał… to nie jest takie proste — zaczęłam ostrożnie. — My… musimy to przemyśleć.

Tosia spuściła wzrok. Dzieci zaczęły płakać.

Wieczór był ciężki. Siedzieliśmy przy stole w milczeniu. Dzieci jadły cicho zupę, Tosia prawie nie tknęła jedzenia. Michał próbował rozmawiać, ale atmosfera była napięta jak struna.

Po kolacji Andrzej powiedział stanowczo:

— Michał, musimy porozmawiać poważnie. Nie możemy tak po prostu przyjąć was wszystkich pod dach. To nie jest hotel.

Michał zacisnął pięści.

— Tato, proszę cię…

— Nie! — przerwał mu Andrzej. — To nasz dom i nasze zasady.

Tosia wstała od stołu.

— Przepraszam… Nie chcieliśmy sprawiać kłopotu. Wyjdziemy rano.

Noc była bezsenna. Słyszałam przez ścianę cichy płacz dzieci i szept Tosi: „Cicho, kochanie, już niedługo”.

Rano spakowali się szybko. Michał próbował nas przekonać:

— Mamo… ona nie ma dokąd pójść. Jej były mąż ją pobił i wyrzucił z domu. Uciekła aż spod Suwałk…

Zamarłam.

— Dlaczego nic nie mówiłaś? — zapytałam Tosię cicho.

— Bo już tyle razy słyszałam, że jestem nikim… że nikt mnie nie chce… — wyszeptała Tosia ze łzami w oczach.

Dzieci tuliły się do niej jeszcze mocniej.

Andrzej patrzył na nią długo, potem odwrócił wzrok.

— Michał… to twoje życie. Ale my nie jesteśmy gotowi na taki chaos.

Wyszli w deszczu. Stałam w oknie i patrzyłam na ich sylwetki znikające za rogiem ulicy. Coś ścisnęło mnie w gardle.

Przez następne dni w domu panowała cisza. Michał nie odbierał telefonów. Andrzej chodził ponury jak chmura gradowa.

Po tygodniu zadzwoniła do mnie sąsiadka:

— Pani Aniu… widziałam pani syna z tą dziewczyną i dziećmi na dworcu. Spali tam na ławce…

Serce mi pękło.

Wieczorem usiadłam z Andrzejem przy stole.

— Może popełniliśmy błąd? — zapytałam cicho.

Andrzej milczał długo.

— Może…

Następnego dnia pojechaliśmy na dworzec. Znaleźliśmy ich skulonych pod kocem na ławce. Tosia miała podbite oko, dzieci były blade ze strachu i zimna.

— Wracajcie do domu — powiedziałam tylko i przytuliłam najmniejszą dziewczynkę.

W domu Tosia opowiedziała nam wszystko: o przemocy, o ucieczce przez pół Polski, o tym jak jej były mąż groził jej śmiercią i zabrał wszystkie pieniądze. O tym jak Michał znalazł ją przez przypadek w Białymstoku i postanowił pomóc.

Siedzieliśmy długo w milczeniu. W końcu Andrzej powiedział:

— Przepraszam was wszystkich… Nie wiedziałem…

Dziś Tosia i dzieci są częścią naszej rodziny. Michał znalazł pracę w Warszawie, Tosia powoli odzyskuje spokój. Dzieci śmieją się coraz częściej.

Czasem myślę o tamtej nocy i pytam siebie: ile razy jeszcze ocenimy kogoś po pozorach? Ile razy strach przed nieznanym odbierze nam szansę na szczęście? Czy potrafimy naprawdę słuchać drugiego człowieka?