Ten, który obserwuje przez okno – opowieść Bartosza

Każdego wieczoru punktualnie o ósmej gaszę światło w kuchni i siadam przy oknie. To już rytuał – mój własny, cichy protest przeciwko światu, który wymyka mi się z rąk. Siedzę na starym krześle po babci, z kubkiem zimnej herbaty, i patrzę na podwórko. Czasem widzę sąsiadkę, panią Zofię, jak wyprowadza psa, czasem dzieciaki z bloku naprzeciwko, które grają w piłkę nawet wtedy, gdy jest już ciemno. Ale najczęściej widzę tylko swoje odbicie w szybie – zmęczone oczy, które nie potrafią już płakać.

Dziennik, 15 maja. Piszę, bo nie mam z kim rozmawiać. Moja żona, Marta, od miesięcy śpi w drugim pokoju. Mówi, że musi odpocząć od mojego milczenia. Syn, Kuba, wraca późno i zamyka się w swoim świecie słuchawek i gier komputerowych. Córka, Ola, wyjechała na studia do Krakowa i dzwoni coraz rzadziej. Zostałem sam z własnymi myślami i tym oknem, przez które próbuję zobaczyć coś więcej niż tylko szarość codzienności.

Wczoraj Marta weszła do kuchni akurat wtedy, gdy gasiłem światło. – Znowu siedzisz jak duch? – zapytała z wyrzutem. – Może byś coś zrobił? Pomógł Kubie z lekcjami albo zadzwonił do Oli? – Nie odpowiedziałem. Nie umiem już rozmawiać bez kłótni. Każde słowo jest jak kamień wrzucony do studni – znika bez echa albo odbija się bólem.

Pamiętam czasy, kiedy byliśmy szczęśliwi. Kiedy jeszcze potrafiliśmy się śmiać z byle czego – z rozlanej zupy, z nieudanych wakacji nad Bałtykiem, z tego, że Kuba przyniósł do domu kota znalezionego na śmietniku. Teraz wszystko jest inne. Marta mówi, że się zmieniłem. Że od kiedy straciłem pracę w fabryce mebli, stałem się kimś obcym. Może ma rację? Może naprawdę jestem tylko cieniem człowieka, którym byłem kiedyś?

Dziennik, 16 maja. Dziś Kuba trzaskał drzwiami. Usłyszałem przez ścianę jego rozmowę z matką:
– On w ogóle nas nie widzi! Siedzi tylko przy tym oknie i patrzy!
– Daj mu spokój – odpowiedziała Marta cicho. – Jemu też jest ciężko.
Nie wiedzą, że słyszę każde słowo. Że każde ich westchnienie boli mnie bardziej niż własna bezradność.

Wieczorem zadzwoniła Ola. Jej głos był daleki, jakby rozmawiała ze mną przez szybę.
– Tato… wszystko w porządku?
– Tak, córeczko. Wszystko dobrze.
– Mama mówiła, że jesteś trochę… nieobecny ostatnio.
– Po prostu dużo myślę.
– Tęsknię za tobą.
Chciałem jej powiedzieć, jak bardzo mi jej brakuje. Jak bardzo brakuje mi wszystkich dawnych rozmów przy stole i wspólnych spacerów po parku. Ale nie potrafiłem. Zamiast tego powiedziałem tylko:
– Ja też tęsknię.

Dziennik, 17 maja. Dziś padał deszcz. Siedziałem przy oknie dłużej niż zwykle. Krople spływały po szybie jak łzy, których nie mogę już wycisnąć z siebie. Przypomniałem sobie ojca – jak siedział na tym samym krześle i patrzył przez to samo okno. Wtedy nie rozumiałem jego milczenia. Teraz wiem, że czasem człowiek po prostu nie ma już siły walczyć ze światem.

Marta przyszła późnym wieczorem.
– Bartosz… musimy porozmawiać.
Nie chciałem rozmowy. Bałem się jej pytań i własnych odpowiedzi.
– O czym?
– O nas. O tym, co się z nami dzieje.
Milczałem długo.
– Nie wiem… – wyszeptałem w końcu. – Nie wiem już nic.
Usiadła naprzeciwko mnie i przez chwilę patrzyliśmy na siebie w ciszy.
– Chciałabym ci pomóc – powiedziała cicho. – Ale nie wiem jak.
Chciałem jej powiedzieć: „Wystarczy być obok.” Ale słowa ugrzęzły mi w gardle.

Dziennik, 18 maja. Dziś Kuba przyniósł do domu kota – tego samego rudego łobuza sprzed lat. Usiadł mi na kolanach i zaczął mruczeć. Przez chwilę poczułem coś na kształt spokoju. Kuba spojrzał na mnie niepewnie:
– Tato… przepraszam za wczoraj.
Pogłaskałem go po głowie.
– Ja też przepraszam.
Nie powiedzieliśmy sobie nic więcej, ale to wystarczyło.

Wieczorem Marta zaproponowała wspólną kolację. Usiedliśmy razem przy stole – pierwszy raz od wielu tygodni. Rozmawialiśmy o niczym: o pogodzie, o planach na weekend, o tym, że Ola przyjedzie na święta. Przez chwilę poczułem się jak dawniej – jakby wszystko mogło wrócić do normy.

Ale potem znów przyszła noc i znów usiadłem przy oknie. Patrzyłem na ciemność za szybą i zastanawiałem się: czy jeszcze potrafię być częścią tej rodziny? Czy można odbudować coś, co tak długo się rozpadało?

Może każdy z nas potrzebuje swojego okna – miejsca, gdzie można być samemu ze sobą i swoimi myślami? A może to tylko ucieczka przed życiem? Nie wiem… Ale wiem jedno: czasem najtrudniej jest poprosić o pomoc tych, których kochamy najbardziej.