Udowodnię, że dam radę sama – historia Kasi z Poznania
– Kasia, ja bez ciebie przeżyję, a ty beze mnie nie dasz rady. – Te słowa Marka, mojego męża od piętnastu lat, rozbrzmiewały w mojej głowie jak dzwon. Stałam w kuchni, trzymając w dłoniach kubek z herbatą, który nagle wydał się zbyt ciężki. Spojrzałam na niego – zimny wzrok, zaciśnięte usta. Wiedziałam, że to nie jest zwykła kłótnia o niepozmywane naczynia czy rachunki. To był cios w samo serce, wyrok na moje poczucie własnej wartości.
– Naprawdę tak myślisz? – zapytałam cicho, czując jak łzy napływają mi do oczu.
– Tak. Zawsze byłaś ode mnie zależna. Nawet nie potrafisz sama załatwić sprawy w urzędzie – rzucił z pogardą i wyszedł z kuchni, zostawiając mnie z tym ciężarem.
W tamtej chwili coś we mnie pękło. Przez lata godziłam się na jego wybuchy, na to, że wszystko musiało być po jego myśli. Pracowałam na pół etatu w bibliotece miejskiej w Poznaniu, zajmowałam się domem i naszym synem, Antkiem. Marek zarabiał dobrze jako inżynier budowlany i często dawał mi do zrozumienia, że to on utrzymuje rodzinę. Ale nigdy nie sądziłam, że powie mi prosto w twarz, że jestem nikim bez niego.
Tej nocy nie spałam. Siedziałam przy oknie i patrzyłam na światła miasta. W głowie kłębiły się myśli: „Może rzeczywiście nie dam rady? Może jestem za słaba?” Ale im dłużej o tym myślałam, tym bardziej czułam gniew. Nie tylko do Marka, ale i do siebie – za to, że pozwoliłam mu tak mną pomiatać.
Następnego dnia rano podjęłam decyzję. Zaczęłam od małych rzeczy – sama pojechałam do urzędu załatwić sprawę meldunkową Antka. Trzęsły mi się ręce, ale udało się. Potem poszłam do banku i założyłam własne konto. Każdy taki krok był jak małe zwycięstwo.
Marek patrzył na mnie z niedowierzaniem. – Co ty wyprawiasz? – zapytał któregoś wieczoru.
– Uczę się żyć po swojemu – odpowiedziałam spokojnie.
Zaczęły się kłótnie. Coraz częściej wracał późno do domu, coraz mniej rozmawialiśmy. Antek wyczuwał napięcie i zamykał się w swoim pokoju. Bolało mnie to najbardziej – widzieć, jak cierpi nasze dziecko.
Pewnego dnia Marek przyszedł do domu wcześniej niż zwykle. Był pijany. Krzyczał, że wszystko przeze mnie się wali, że jestem niewdzięczna i że nigdy nie znajdę nikogo lepszego od niego. Tego wieczoru po raz pierwszy poczułam strach. Zamknęłam się z Antkiem w jego pokoju i przytuliłam go mocno.
– Mamo, boję się – wyszeptał.
– Ja też się boję, synku – odpowiedziałam szczerze.
Następnego dnia zadzwoniłam do mojej siostry, Magdy. Opowiedziałam jej wszystko. Przyjechała natychmiast.
– Kasia, musisz coś z tym zrobić. Nie możesz tak żyć – powiedziała stanowczo.
Bałam się zrobić ten krok, ale wiedziałam, że nie mam wyboru. Złożyłam pozew o rozwód.
Marek był wściekły. Groził mi sądem o opiekę nad Antkiem, straszył, że zostanę bez grosza. Ale ja już nie byłam tą samą Kasią co kiedyś. Znalazłam dodatkową pracę w księgarni i zaczęłam dorabiać korektami tekstów dla wydawnictwa. Każdego dnia uczyłam się czegoś nowego: jak naprawić cieknący kran, jak rozliczyć PIT przez internet, jak radzić sobie z samotnością.
Były dni, kiedy miałam ochotę się poddać. Kiedy Antek płakał po nocach i pytał, dlaczego tata już z nami nie mieszka. Kiedy musiałam wybierać między kupnem nowych butów dla niego a opłaceniem rachunku za prąd. Ale były też chwile dumy – kiedy Antek przyniósł ze szkoły dyplom za konkurs matematyczny albo kiedy pierwszy raz sama pojechałam samochodem na drugi koniec miasta.
Najtrudniejsze były święta. Siedzieliśmy z Antkiem przy stole we dwójkę, a cisza była głośniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Wtedy zadzwoniła Magda i zaprosiła nas do siebie.
– Nie jesteście sami – powiedziała ciepło.
Zrozumiałam wtedy, jak bardzo potrzebuję wsparcia innych ludzi i jak długo udawałam przed sobą samą, że wszystko jest w porządku.
Minął rok od rozwodu. Marek widuje się z Antkiem co drugi weekend. Nadal próbuje mnie ranić słowami, ale już nie pozwalam mu na to wpływać na moje życie. Mam własne pieniądze, własne marzenia i plany.
Czasem patrzę na siebie sprzed lat i nie poznaję tej kobiety – cichej, przestraszonej, wiecznie przepraszającej za wszystko żony. Teraz wiem jedno: jestem silniejsza niż kiedykolwiek sądziłam.
Czy musiałam przejść przez piekło, żeby to odkryć? Czy naprawdę trzeba stracić wszystko, żeby odnaleźć siebie? Może każda z nas ma w sobie siłę – tylko czasem trzeba ją wydobyć spod warstw strachu i przyzwyczajeń…