„Zapłaćmy osobno!” – Randka, która wywróciła moje życie do góry nogami

– Zapłaćmy osobno – powiedział Paweł, odkładając kartę na stół. Jego głos był spokojny, niemal obojętny, ale w tej jednej chwili poczułam, jakby ktoś wylał mi kubeł zimnej wody na głowę. Siedzieliśmy w małej kawiarni przy Placu Zbawiciela, gdzie ściany pachniały kawą i świeżym ciastem, a ja przez ostatnią godzinę próbowałam ukryć drżenie rąk pod blatem.

To miał być mój wielki dzień. Pierwsza randka po miesiącach samotności, po niekończących się rozmowach z mamą o tym, że „czas już znaleźć sobie kogoś porządnego”. Paweł wydawał się inny niż wszyscy – przynajmniej przez internet. Pisał o książkach, które czytał, o podróżach po Polsce, o tym, jak lubi gotować. Wydawało mi się, że to właśnie on – ten, którego szukałam. Ale teraz siedziałam naprzeciwko niego i czułam, jak moje marzenia rozpływają się w powietrzu.

– Jasne – odpowiedziałam cicho, próbując się uśmiechnąć. – Nie ma sprawy.

Kelnerka spojrzała na nas z lekkim zdziwieniem, ale nie powiedziała nic. Paweł wyjął portfel i zaczął przeliczać drobne. Ja wpatrywałam się w swoje dłonie, zastanawiając się, czy to ja zrobiłam coś nie tak. Przecież byłam miła, uśmiechałam się, słuchałam go uważnie. Może powinnam była zamówić tańszą kawę? Może nie powinnam była mówić o tym, jak bardzo boję się samotności?

Wróciłam do domu późnym wieczorem. Mama siedziała przy stole w kuchni i obierała jabłka na szarlotkę.

– I jak było? – zapytała z nadzieją w głosie.

– Dobrze – skłamałam. – Fajny chłopak.

– To kiedy następne spotkanie?

Wzruszyłam ramionami. – Zobaczymy.

Mama spojrzała na mnie uważnie. Wiedziała, że coś jest nie tak, ale nie drążyła tematu. Zawsze powtarzała, że kobieta powinna być delikatna, ale stanowcza. Że mężczyzna powinien zabiegać, płacić za kolację i otwierać drzwi. A ja? Ja czułam się zagubiona między tymi wszystkimi zasadami.

W nocy długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, analizując każde słowo Pawła, każdy gest. Czy to naprawdę takie ważne, kto płaci na pierwszej randce? Czy to ja jestem staroświecka? A może on po prostu nie był zainteresowany?

Następnego dnia zadzwoniła do mnie Ola.

– No i jak było? – zapytała bez ogródek.

Opowiedziałam jej wszystko, łącznie z tą nieszczęsną propozycją płacenia osobno.

– Serio? – zaśmiała się. – Może po prostu jest nowoczesny? Albo oszczędny?

– Albo po prostu nie chciał inwestować w coś, co mu się nie podobało – odpowiedziałam gorzko.

Ola próbowała mnie pocieszyć, ale czułam się coraz gorzej. W pracy byłam rozkojarzona, popełniałam błędy. Szefowa zwróciła mi uwagę:

– Wszystko w porządku, Aniu?

– Tak… przepraszam.

Wieczorem zadzwonił Paweł.

– Hej. Chciałem ci podziękować za spotkanie. Było miło.

– Mi też – odpowiedziałam automatycznie.

– Może kiedyś jeszcze pójdziemy na spacer?

Zawahałam się. Chciałam powiedzieć „tak”, ale coś mnie blokowało.

– Zobaczymy – rzuciłam wymijająco.

Po rozmowie długo patrzyłam w okno na światła miasta. Czułam się rozdarta między tym, czego oczekuje ode mnie rodzina, a tym, co podpowiada mi serce. Mama chciała dla mnie stabilizacji i „porządnego chłopaka”. Ola mówiła: „Nie przejmuj się, teraz tak jest”. A ja? Ja chciałam po prostu być szczęśliwa.

Kilka dni później mama znów zaczęła temat:

– Aniu, nie możesz być taka wybredna. W twoim wieku…

– Mamo! – przerwałam jej ostrzej niż zamierzałam. – To nie chodzi o wybredność! Po prostu…

Zamilkłam. Jak jej wytłumaczyć, że nie chcę być z kimś tylko dlatego, że tak wypada? Że nie chcę udawać kogoś innego?

Mama westchnęła ciężko i wyszła z kuchni. Poczułam się winna. Przecież ona chce dla mnie dobrze. Ale czy to znaczy, że mam rezygnować z siebie?

Wieczorem napisał do mnie Paweł:

„Cześć! Mam nadzieję, że nie uraziłem cię tym płaceniem osobno. Po prostu zawsze tak robię na pierwszym spotkaniu – żeby było fair.”

Patrzyłam na ekran telefonu i czułam narastający żal. Czy naprawdę o to chodzi? O rachunek za kawę?

Odpisałam: „Nie uraziłeś mnie. Po prostu… chyba szukam czegoś innego.”

Nie odpisał już więcej.

Minęły tygodnie. Mama przestała pytać o randki. Ola znalazła nowego chłopaka i coraz rzadziej miałyśmy czas na rozmowy. W pracy wszystko wróciło do normy, ale ja czułam się pusta w środku.

Pewnego dnia wracając z pracy zobaczyłam starszą panią siedzącą na ławce pod blokiem. Płakała cicho. Usiadłam obok niej i zapytałam:

– Co się stało?

– Syn mnie odwiedził… ale tylko po pieniądze – odpowiedziała drżącym głosem.

Objęłam ją delikatnie i poczułam nagle ogromną samotność – jej i swoją własną.

Wróciłam do domu i długo patrzyłam w lustro. Kim jestem? Czego chcę? Czy potrafię być szczęśliwa sama ze sobą?

Może największa walka toczy się nie z innymi ludźmi, ale we własnym sercu? Może czas przestać szukać potwierdzenia swojej wartości w oczach innych?

Czy naprawdę trzeba kogoś mieć obok siebie, żeby poczuć się kompletną? A może najpierw trzeba nauczyć się kochać samą siebie?