„Ziemniaki w workach i samotność mamy”: Historia z małej wioski

„Przyjeżdżacie i zabieracie ziemniaki w workach, a ja zostaję sama. I tak za każdym razem” – te słowa mojej mamy brzmiały w mojej głowie jak echo, które nie chciało ucichnąć. Stałam w kuchni, patrząc na nią z niedowierzaniem. Jej oczy były zamglone, a ręce drżały lekko, gdy próbowała zawiązać fartuch. Byłam wtedy jeszcze dzieckiem, ale czułam, że coś jest nie tak.

Dorastałam w małej wiosce na Podlasiu, gdzie życie toczyło się powoli i spokojnie. Mama była nauczycielką w miejscowej szkole podstawowej, a tata pracował na budowie. Czasami nie było łatwo, ale zawsze starali się zapewnić nam wszystko, czego potrzebowaliśmy. Od najmłodszych lat mama uczyła mnie pomagać w domu – gotowanie, sprzątanie, opieka nad młodszą siostrą Marysią, która przyszła na świat, gdy miałam dziesięć lat.

Kiedy Marysia poszła do przedszkola, miałam już dwanaście lat i czułam się odpowiedzialna za wiele rzeczy. Mama zaczęła zachowywać się dziwnie. Czasami mówiła rzeczy, które nie miały sensu, jak te o ziemniakach. Innym razem zapominała o prostych rzeczach – gdzie zostawiła klucze czy co miała ugotować na obiad.

Pewnego dnia wróciłam ze szkoły i zobaczyłam ją siedzącą na krześle przy kuchennym stole. Wpatrywała się w okno z pustym wyrazem twarzy. „Mamo?” – zapytałam niepewnie. Nie odpowiedziała od razu. Dopiero po chwili odwróciła głowę i spojrzała na mnie jakby z daleka.

„Przepraszam, kochanie. Zamyśliłam się” – powiedziała z uśmiechem, który nie sięgał jej oczu.

Zaczęłam się martwić. Rozmawiałam z tatą, ale on tylko machnął ręką. „To tylko zmęczenie” – powiedział. „Praca ją wykańcza”.

Ale ja wiedziałam, że to coś więcej. Pewnego wieczoru usłyszałam rodziców rozmawiających w kuchni. Tata mówił podniesionym głosem: „Musisz iść do lekarza! To nie jest normalne!” Mama odpowiedziała cicho: „Nie mam czasu na lekarzy. Dzieci mnie potrzebują”.

Nie mogłam dłużej tego ignorować. Zaczęłam szukać informacji w internecie i znalazłam artykuły o chorobach neurologicznych. Wszystko wskazywało na to, że mama może mieć początki demencji.

Zebrałam się na odwagę i porozmawiałam z nią o tym. „Mamo, musisz iść do lekarza” – powiedziałam stanowczo. Spojrzała na mnie zaskoczona, a potem jej twarz złagodniała.

„Wiem, kochanie” – westchnęła ciężko. „Ale boję się”.

Zrozumiałam wtedy, że strach przed diagnozą był większy niż cokolwiek innego. Ale wiedziałam też, że muszę być silna dla niej i dla Marysi.

W końcu udało mi się przekonać mamę do wizyty u specjalisty. Diagnoza była druzgocąca – choroba Alzheimera. Świat mi się zawalił. Jak to możliwe? Moja mama była zawsze taka silna i niezależna.

Tata próbował być twardy, ale widziałam, jak bardzo go to dotknęło. Zaczął spędzać więcej czasu w pracy, jakby uciekał przed rzeczywistością.

Musiałam szybko dorosnąć. Opiekowałam się Marysią i pomagałam mamie w codziennych czynnościach. Każdy dzień był walką z czasem i chorobą, która powoli odbierała nam mamę.

Pewnego dnia siedziałyśmy razem przy stole i mama nagle powiedziała: „Przepraszam, że was zawiodłam”.

Złapałam ją za rękę i spojrzałam jej prosto w oczy: „Nie zawiodłaś nas, mamo. Jesteś najwspanialszą mamą na świecie”.

Te słowa były dla niej jak balsam na duszę. Uśmiechnęła się lekko i przytuliła mnie mocno.

Z czasem nauczyliśmy się żyć z chorobą mamy. Były dni lepsze i gorsze, ale zawsze trzymaliśmy się razem jako rodzina.

Czasami zastanawiam się nad tymi ziemniakami w workach i samotnością mamy. Czy to była metafora jej życia? Czy czuła się opuszczona przez nas wszystkich? Czy mogłam zrobić coś więcej?

Czy kiedykolwiek zrozumiem do końca jej słowa? Może to pytanie pozostanie bez odpowiedzi, ale jedno wiem na pewno – nigdy nie przestanę walczyć o moją rodzinę.