Zjedz mój ból – historia o rodzinie, która rozpadła się przez tajemnice i dumę
Od razu po otwarciu drzwi poczułam ten znajomy zapach – mieszankę taniego papierosa, potu i czegoś jeszcze, czego nie umiałam nazwać. Ojciec wrócił. Po pięciu latach więzienia. Stał w progu naszego mieszkania na warszawskim Bródnie, z plastikową torbą w ręku i spojrzeniem, które nie zdradzało żadnych emocji. Miałam wtedy szesnaście lat i przez te wszystkie lata nauczyłam się żyć bez niego. A może raczej – nauczyłam się żyć z jego nieobecnością.
– Cześć, Zosia – powiedział cicho, jakby bał się, że go nie poznam.
Nie odpowiedziałam. Przeszłam obok niego do kuchni, gdzie mama już szykowała herbatę. Ręce jej się trzęsły, ale udawała spokój. Mój młodszy brat, Michał, schował się za lodówką. Ojciec wszedł do środka i zamknął drzwi. Usiedliśmy przy stole w milczeniu.
– No to… jestem – rzucił ojciec, próbując się uśmiechnąć.
Mama skinęła głową, a ja poczułam w gardle gulę. Przez chwilę miałam ochotę krzyknąć: „Po co wracałeś?!” Ale milczałam. Wszyscy milczeliśmy.
Wieczorem leżałam w swoim pokoju i słyszałam ich rozmowy przez cienką ścianę. Mama płakała. Ojciec mówił coś o szansie, o tym, że się zmienił. Nie wierzyłam mu. Pamiętałam dobrze te wszystkie noce sprzed lat – krzyki, trzaskanie drzwiami, tłuczone talerze. Pamiętałam, jak mama tuliła mnie do siebie i szeptała: „Już dobrze, Zosiu, już dobrze”.
Ale nigdy nie było dobrze.
Następnego dnia w szkole nie mogłam się skupić. Moja przyjaciółka, Aneta, zauważyła, że jestem rozkojarzona.
– Coś się stało? – zapytała na przerwie.
– Ojciec wrócił – odpowiedziałam cicho.
Aneta spojrzała na mnie ze współczuciem. Wiedziała wszystko. Była jedyną osobą, której kiedykolwiek opowiedziałam prawdę – o tym, jak ojciec bił mamę, jak czasem zamykał mnie i Michała w łazience „żebyśmy nie przeszkadzali”. O tym, jak pewnej nocy mama zadzwoniła po policję i wtedy go zabrali.
– Może teraz będzie lepiej? – próbowała mnie pocieszyć.
Pokręciłam głową.
W domu atmosfera była gęsta jak dym papierosowy. Ojciec chodził po mieszkaniu jak cień. Czasem próbował zagadać do Michała:
– Chodź, pogadamy trochę… może pogramy w szachy?
Ale Michał tylko spuszczał głowę i uciekał do swojego pokoju.
Mama starała się być miła dla wszystkich. Gotowała obiady, sprzątała, nawet śmiała się z żartów ojca – takich samych jak dawniej. Ale widziałam jej zmęczone oczy i coraz częściej słyszałam ją płaczącą nocami w łazience.
Któregoś dnia wróciłam wcześniej ze szkoły i usłyszałam ich kłótnię.
– Nie możesz tak po prostu wrócić i udawać, że nic się nie stało! – krzyczała mama.
– Próbuję! Staram się! – odpowiedział ojciec z rozpaczą w głosie.
– A ja mam co? Zapomnieć?!
Weszłam do kuchni i spojrzałam im prosto w oczy.
– Może powinniście się rozstać – powiedziałam cicho.
Ojciec spojrzał na mnie z bólem.
– Zosiu… ja wiem, że cię zawiodłem. Ale chcę to naprawić.
– Nie da się naprawić wszystkiego – odpowiedziałam twardo.
Po tej rozmowie ojciec zaczął coraz częściej wychodzić z domu. Wracał późno, czasem pijany. Mama zamykała się wtedy w sypialni i nie chciała z nikim rozmawiać. Michał przestał odrabiać lekcje i zaczął wagarować. Ja próbowałam być silna dla wszystkich, ale coraz częściej miałam ochotę po prostu zniknąć.
Pewnego wieczoru ojciec wrócił późno i zaczął krzyczeć na mamę o jakieś pieniądze. Wybiegłam z pokoju i stanęłam między nimi.
– Przestań! – krzyknęłam. – Nie będziesz jej więcej bił!
Spojrzał na mnie zaskoczony i… pierwszy raz zobaczyłam w jego oczach strach. Odwrócił się i wyszedł z mieszkania trzaskając drzwiami tak mocno, że aż drżały szyby.
Następnego dnia nie wrócił na noc. Mama siedziała przy stole z pustym wzrokiem.
– Może to lepiej – powiedziała cicho.
Michał płakał całą noc.
Przez kolejne tygodnie żyliśmy jakby na pół gwizdka. Ojciec dzwonił czasem do mamy, ale ona nie odbierała telefonu. Ja starałam się być dla niej wsparciem, ale sama byłam coraz bardziej zagubiona.
Któregoś dnia zadzwoniła babcia z Lublina:
– Przyjedźcie do mnie na wakacje – zaproponowała. – Odpoczniecie trochę od tego wszystkiego.
Pojechaliśmy. Tam pierwszy raz od dawna poczułam się bezpieczna. Babcia piekła szarlotkę i opowiadała historie z młodości. Michał bawił się z kuzynami na podwórku. Mama zaczęła się uśmiechać.
Ale ja nie umiałam zapomnieć tego wszystkiego, co wydarzyło się w naszym domu.
Po powrocie do Warszawy ojca już nie było. Podobno wyjechał do pracy za granicę. Przysłał kilka razy pieniądze i listy do mamy – przepraszał, prosił o wybaczenie. Mama nigdy mu nie odpisała.
Dziś mam dwadzieścia pięć lat. Studiuję psychologię na UW i pracuję jako wolontariuszka w fundacji pomagającej ofiarom przemocy domowej. Czasem myślę o ojcu – czy naprawdę się zmienił? Czy żałuje tego wszystkiego?
Najbardziej jednak myślę o mamie i Michale – czy udało nam się uleczyć te rany? Czy można naprawdę wybaczyć komuś, kto zjadł nasz ból?
A wy? Czy potrafilibyście wybaczyć komuś tak bliskiemu? Czy da się odbudować rodzinę po czymś takim?