„Mama Zadzwoniła, Że Przyjeżdżają Krewni: Odmówiłam i Rozłączyłam Się. Szczerze, Nigdy Wcześniej Tego Nie Zrobiłam”
Patrząc wstecz, najszczęśliwszym dniem mojego życia był dzień, w którym przeprowadziłam się do miasta. Jako dziewczyna, która dorastała na wsi, nie lubię świeżego powietrza, ciszy ani ogrodnictwa. Wiem, że są ludzie, którzy się ze mną nie zgadzają, ale taka już jestem. Wolę mieć dostęp do tętniących życiem ulic, niekończących się opcji rozrywki i anonimowości, jaką oferuje życie w mieście.
Nazywam się Anna i dorastałam w małej miejscowości na Podlasiu. Moje dzieciństwo było pełne obowiązków na rodzinnym gospodarstwie, porannych karmień kur i długich popołudni spędzonych na pieleniu ogrodu. Podczas gdy moje rodzeństwo, Grzegorz i Zofia, zdawało się kwitnąć w tym środowisku, ja zawsze czułam się nie na miejscu. Ciche noce, które wszyscy inni uważali za spokojne, sprawiały, że czułam się odizolowana i niespokojna.
Kiedy skończyłam 18 lat, przeprowadziłam się do Warszawy na studia. Przejście było szokujące, ale ekscytujące. Hałas, ludzie, ciągła aktywność – to było wszystko, o czym kiedykolwiek marzyłam. Szybko przystosowałam się do życia w mieście i po ukończeniu studiów znalazłam pracę w marketingu. Moje mieszkanie na Mokotowie stało się moim sanktuarium, miejscem, gdzie mogłam być sobą bez oczekiwań i tradycji mojego wiejskiego wychowania.
Pewnego sobotniego poranka, gdy popijałam kawę i przeglądałam media społecznościowe, zadzwonił telefon. To była mama. Miałyśmy skomplikowaną relację; nigdy nie rozumiała, dlaczego wyjechałam i często próbowała wzbudzić we mnie poczucie winy, bym wróciła.
„Cześć mamo,” odpowiedziałam starając się brzmieć radośnie.
„Anna, twoja ciocia Maria i wujek Janek jadą dziś do ciebie,” oznajmiła bez wstępu.
Poczułam ścisk w żołądku. Ciocia Maria i wujek Janek byli cudownymi ludźmi, ale reprezentowali wszystko, co zostawiłam za sobą. Ich wizyty zawsze były pełne pytań o to, dlaczego jeszcze nie wyszłam za mąż lub kiedy planuję wrócić do domu.
„Mamo, powinnaś była najpierw zapytać,” powiedziałam starając się utrzymać spokojny ton.
„Dlaczego? To rodzina. Chcą cię zobaczyć,” odpowiedziała tonem sugerującym, że moje zastrzeżenie było nierozsądne.
„Nie mogę dziś tego zrobić,” powiedziałam stanowczo. „Mam plany.”
„Jakie plany? Nigdy nie masz planów,” prychnęła.
Poczułam przypływ złości. „Powiedziałam nie, mamo. Nie mam na to ochoty.”
Na drugim końcu linii zapadła długa cisza. „Dobrze,” powiedziała w końcu zimnym głosem. „Powiem im, żeby nie przyjeżdżali.”
Rozłączyłam się i patrzyłam na telefon czując mieszankę ulgi i poczucia winy. Nigdy wcześniej nie odmówiłam rodzinnej wizyty. Czułam się wyzwolona, ale także źle. Reszta dnia była zamglona; nie mogłam pozbyć się uczucia, że przekroczyłam granicę.
Minęły tygodnie i napięcie między mną a rodziną rosło. Mama przestała dzwonić tak często, a kiedy to robiła, nasze rozmowy były napięte. Grzegorz i Zofia wysyłali mi wiadomości pytając dlaczego jestem taka trudna. Nawet ciocia Maria wysłała wiadomość mówiącą, że jest rozczarowana mną.
Starałam się skupić na pracy i życiu towarzyskim, ale poczucie winy mnie dręczyło. Pewnego wieczoru, gdy wracałam z pracy do domu, mój telefon zawibrował z wiadomością od mamy: „Musimy porozmawiać.”
Oddzwoniłam natychmiast. „Mamo?”
„Anna,” zaczęła głosem łagodniejszym niż zwykle. „Wiem, że kochasz swoje życie w mieście, ale rodzina też jest ważna.”
„Wiem,” powiedziałam cicho.
„Twój ojciec nie czuje się dobrze,” kontynuowała. „Tęskni za tobą.”
Ciężar jej słów uderzył mnie jak tona cegieł. Tata zawsze był moim cichym wsparciem, nigdy nie kwestionował moich wyborów, ale zawsze miał nadzieję, że wrócę.
„Przyjadę w odwiedziny,” obiecałam.
Ale gdy tygodnie zamieniały się w miesiące, życie stawało na przeszkodzie. Terminy w pracy narastały, zobowiązania towarzyskie wypełniały mój kalendarz i wyjazd do domu ciągle był odkładany.
Pewnego dnia otrzymałam kolejny telefon od mamy. Tym razem jej głos drżał. „Anna, twój ojciec zmarł dziś rano.”
Świat zdawał się przestać kręcić. Poczucie winy i żalu zalewało mnie falami. Przegapiłam swoją szansę zobaczenia go po raz ostatni, bo byłam zbyt pochłonięta własnym życiem.
Poleciałam na pogrzeb, ale czułam się jakby to było za mało i za późno. Miasto, które kiedyś wydawało mi się marzeniem teraz wydawało się więzieniem mojego własnego tworzenia.