Zaprosiłem babcię na studniówkę, a szkoła zabroniła jej wejść. Czy naprawdę jesteśmy aż tak zamknięci na innych?
— Michał, co ty wyprawiasz? — głos wychowawczyni przebił się przez szum rozmów na korytarzu. Stałem przy tablicy ogłoszeń, trzymając w ręku zaproszenie na studniówkę. Właśnie wpisałem na listę gości imię mojej babci: Zofia Nowak.
— Zapraszam babcię, pani profesor — odpowiedziałem, czując jak serce wali mi w piersi. — Zawsze marzyła o studniówce, ale nie mogła pójść, bo musiała pracować i opiekować się młodszym rodzeństwem.
Wychowawczyni spojrzała na mnie z niedowierzaniem. — Michał, to nie jest miejsce dla starszych osób. Studniówka to bal dla uczniów i ich rówieśników.
Zacisnąłem pięści. — Ale przecież każdy może zaprosić osobę towarzyszącą! Nie ma nigdzie napisane, że musi być w moim wieku.
Wróciłem do domu z głową pełną myśli. Babcia siedziała przy kuchennym stole, obierając ziemniaki. Jej dłonie były pomarszczone, ale ruchy pewne i szybkie.
— Babciu… — zacząłem niepewnie. — Chciałbym, żebyś poszła ze mną na studniówkę.
Zofia spojrzała na mnie zaskoczona, a potem uśmiechnęła się lekko. — Oj, Michałku, ja już dawno przestałam tańczyć. Poza tym… co ludzie powiedzą?
— Nie obchodzi mnie to! — przerwałem jej. — Zawsze byłaś przy mnie. Chcę, żebyś zobaczyła, jak to jest. Dla mnie to ważne.
Babcia otarła łzę z policzka. — Dziękuję ci, kochanie. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy.
Przez kolejne dni żyliśmy tym wydarzeniem. Babcia wyciągnęła z szafy swoją najlepszą sukienkę, a ja pożyczyłem od wujka garnitur. W domu panowała radosna atmosfera, jakbyśmy szykowali się na święta.
Wszystko runęło dwa dni przed balem. Zadzwonił dyrektor szkoły.
— Michał, muszę cię poinformować, że twoja babcia nie może uczestniczyć w studniówce — powiedział chłodnym tonem. — To impreza zamknięta dla uczniów i ich partnerów w odpowiednim wieku.
— Ale przecież nie ma takiego zapisu w regulaminie! — próbowałem protestować.
— Michał, nie rób problemów. To tradycja. Nie chcemy zamieszania.
Odłożyłem słuchawkę i poczułem, jak ogarnia mnie bezsilność. Babcia patrzyła na mnie pytająco.
— Nie pozwolili ci? — zapytała cicho.
Pokręciłem głową. — Przepraszam, babciu… Próbowałem wszystkiego.
Usiadła obok mnie i objęła ramieniem. — Nic się nie stało, Michałku. Ważne, że chciałeś. To już dla mnie wielki prezent.
Ale ja czułem się zdradzony przez szkołę i przez świat dorosłych, który zawsze mówi o szacunku do starszych, a kiedy przychodzi co do czego — zamyka drzwi przed nosem.
W dniu studniówki patrzyłem przez okno na rozświetlony budynek szkoły. Widziałem kolegów i koleżanki w eleganckich strojach, śmiejących się i robiących zdjęcia. Babcia siedziała obok mnie na kanapie i oglądała stary album ze zdjęciami.
— Wiesz, Michałku — zaczęła nagle — kiedy byłam młoda, też marzyłam o balu. Ale wtedy trzeba było pracować w polu i opiekować się rodzeństwem po wojnie. Nie było czasu na zabawę.
— To niesprawiedliwe — powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
Babcia uśmiechnęła się smutno. — Takie życie. Ale mam ciebie i to jest dla mnie najważniejsze.
Nie wytrzymałem. Wyszedłem na balkon i zadzwoniłem do Oli, mojej najlepszej przyjaciółki ze szkoły.
— Ola, czy twoi rodzice są na studniówce?
— Tak, mama pomaga przy organizacji bufetu. Czemu pytasz?
— Bo mojej babci nie pozwolili wejść… Chciałem zrobić coś wyjątkowego, a teraz czuję się jak idiota.
Ola milczała przez chwilę. — Michał… Może powinniśmy o tym głośno powiedzieć? To nie fair.
Po rozmowie wróciłem do babci i zaproponowałem: — Zatańczymy tutaj? Puścimy muzykę z radia i będzie nasza własna studniówka!
Babcia roześmiała się przez łzy i wstała powoli z kanapy. Tańczyliśmy w salonie przy dźwiękach starego walca Chopina. Było inaczej niż sobie wyobrażałem, ale czułem się szczęśliwy jak nigdy wcześniej.
Następnego dnia napisałem post na Facebooku: „Moja babcia nigdy nie była na studniówce. Chciałem spełnić jej marzenie, ale szkoła uznała, że jest za stara na taki bal. Czy naprawdę tradycja jest ważniejsza od drugiego człowieka?” Post wywołał burzę komentarzy – jedni mnie wspierali, inni twierdzili, że przesadzam i „takie są zasady”.
W szkole zrobiło się głośno o całej sprawie. Dyrektor wezwał mnie do siebie.
— Michał, rozumiem twoje intencje, ale musisz zrozumieć… — zaczął tłumaczyć się dyplomatycznie.
— Nie rozumiem! — przerwałem mu stanowczo. — Dlaczego nie możemy być bardziej otwarci? Dlaczego zamykamy się w schematach?
Wyszedłem z gabinetu z poczuciem klęski, ale też dumy z siebie i babci. Może nie zmieniłem świata ani szkoły, ale pokazałem sobie i innym, że warto walczyć o bliskich i o to, co dla nas ważne.
Czasem myślę: czy naprawdę tak trudno jest zrobić miejsce dla kogoś innego? Czy tradycja powinna być ważniejsza od ludzkich uczuć? Co wy o tym sądzicie?