Zarabiam 3600 zł miesięcznie, 2000 zł oddaję młodszej córce, 200 zł starszej. Ostatnio odkryłam coś, co zmieniło wszystko…

– Mamo, znowu nie masz dla mnie czasu! – krzyknęła Zuzia, trzaskając drzwiami swojego pokoju. Stałam w kuchni, ścierając łzy z policzka, bo nie chciałam, żeby dziewczyny widziały, jak bardzo mnie to boli. Znowu wróciłam późno z pracy w sklepie spożywczym na osiedlu, gdzie zarabiam ledwie 3600 zł miesięcznie. Od lat dzielę te pieniądze tak, by starczyło na wszystko: rachunki, jedzenie i… wsparcie dla moich córek.

Zuzia ma 19 lat i studiuje w Krakowie. Co miesiąc przelewam jej 2000 zł – wiem, że to dużo, ale wynajem pokoju i życie w dużym mieście kosztują. Starsza córka, Ola, została w naszym rodzinnym miasteczku pod Tarnowem. Ma 26 lat, pracuje w bibliotece i mieszka jeszcze ze mną. Daję jej tylko 200 zł miesięcznie – na drobne wydatki, bo zawsze powtarzała, że sobie poradzi.

Ich ojciec, Jacek, odszedł pięć lat temu. Po prostu pewnego dnia spakował walizkę i powiedział: „Chcę żyć dla siebie”. Zostawił mnie z dwoma dziewczynkami i kredytem hipotecznym na dom. Przez pierwsze miesiące nie mogłam spać po nocach – bałam się o przyszłość. Musiałam podjąć drugą pracę jako sprzątaczka w szkole podstawowej. Często wracałam do domu po dwudziestej drugiej, a Ola siedziała już przy stole z książką, a Zuzia spała wtulona w pluszowego misia.

Z czasem nauczyłyśmy się żyć bez Jacka. Ola szybko dorosła – pomagała mi gotować obiady i odrabiała lekcje z Zuzią. Ale kiedy Zuzia wyjechała na studia, wszystko się zmieniło. Ola stała się zamknięta w sobie, coraz mniej mówiła o swoich uczuciach. Zuzia dzwoniła codziennie – opowiadała o nowych znajomych, imprezach i egzaminach.

Ostatnio zauważyłam coś dziwnego. Ola zaczęła wracać do domu coraz później. Często zamykała się w swoim pokoju i płakała po cichu. Pewnego wieczoru usłyszałam jej rozmowę przez telefon:

– Nie mogę już tak dłużej… Ona wszystko daje Zuzi! Ja się nie liczę…

Serce mi pękło. Przez lata starałam się być sprawiedliwa, ale czy naprawdę byłam? Czy Ola czuła się gorsza tylko dlatego, że została ze mną?

Następnego dnia postanowiłam z nią porozmawiać.

– Olu, czy coś się stało? – zapytałam cicho.

– Nic… – odpowiedziała bez przekonania.

– Wiem, że jesteś smutna. Proszę, powiedz mi prawdę.

Ola spojrzała na mnie z wyrzutem:

– Mamo, dlaczego zawsze wszystko robisz dla Zuzi? Ona dostaje pieniądze, wsparcie… Ja jestem tuż obok ciebie i czuję się niewidzialna!

Zaniemówiłam. Próbowałam tłumaczyć:

– Olu, przecież ty masz pracę…

– Ale nie masz dla mnie czasu! Nigdy nie pytasz, jak mi minął dzień! Nawet nie zauważyłaś, że od dwóch miesięcy szukam nowej pracy!

Poczułam się winna jak nigdy dotąd. Przez lata skupiałam się na tym, by Zuzia miała lepszy start niż ja – żeby nie musiała martwić się o pieniądze tak jak ja kiedyś. Ale zapomniałam o Oli – tej cichej, odpowiedzialnej córce, która zawsze była przy mnie.

Przez kolejne dni próbowałam naprawić nasze relacje. Zaczęłam gotować jej ulubione dania – pierogi z serem i naleśniki z dżemem truskawkowym. Wieczorami siadałyśmy razem przy herbacie i rozmawiałyśmy o wszystkim: o pracy, o książkach, o marzeniach.

Pewnego dnia Ola wróciła do domu z uśmiechem.

– Mamo… Dostałam pracę w wydawnictwie w Krakowie! Przeprowadzam się za miesiąc!

Byłam dumna i przerażona jednocześnie. Obie moje córki będą teraz daleko ode mnie…

Wtedy wydarzyło się coś niespodziewanego. Zuzia zadzwoniła do mnie wieczorem:

– Mamo… Wiem, że dużo mi dajesz. Chciałabym oddać część pieniędzy Oli na start w Krakowie. Bez niej nie byłabym tu, gdzie jestem.

Łzy napłynęły mi do oczu. Moje córki – mimo wszystkich konfliktów – potrafiły się wspierać.

W niedzielę spotkałyśmy się we trzy na obiedzie. Ola i Zuzia długo rozmawiały ze sobą na osobności. Potem przyszły do mnie razem.

– Mamo – zaczęła Ola – chcemy ci podziękować za wszystko. Wiem już, że nie chodzi o pieniądze… Chodzi o to, żebyśmy były razem.

Przytuliłyśmy się we trzy. Poczułam wtedy spokój, jakiego nie czułam od lat.

Dziś mieszkam sama w naszym małym domu pod Tarnowem. Dziewczyny odwiedzają mnie co weekend – razem gotujemy obiady i śmiejemy się do łez. Czasem myślę o Jacku – czy żałuje tego, co zrobił? Czy wie, ile stracił?

A ja? Wiem jedno: rodzina to nie tylko pieniądze czy wsparcie materialne. To rozmowy przy stole, wspólne łzy i śmiech.

Czy można naprawić błędy przeszłości? Czy wystarczy miłości i odwagi, by zacząć wszystko od nowa?