„Czemu nie możesz być jak ona?” – Historia kobiety, która nie chciała być kolejną wycieraczką dla teściowej i męża

— Znowu się pokłóciłyście? — głos Pawła rozbrzmiał w kuchni, kiedy z trzaskiem zamknęłam drzwi od mieszkania. Stał przy blacie, krojąc pomidory na sałatkę, jakby nic się nie stało. Jakby nie słyszał, jak jego matka przed chwilą wykrzykiwała na klatce schodowej, że „za jej czasów kobiety wiedziały, gdzie ich miejsce”.

— Nie pokłóciłyśmy się. Po prostu powiedziałam jej, że nie zamierzam w niedzielę piec ciasta na imieniny jej koleżanki. To nie mój obowiązek — odpowiedziałam, czując jak drżą mi ręce. Zawsze tak mam po rozmowie z teściową. Zawsze czuję się winna, choć przecież nie zrobiłam nic złego.

Paweł westchnął ciężko i spojrzał na mnie z wyrzutem. — Wiesz, że z Magdą nigdy nie było takich problemów. Ona potrafiła się dogadać z mamą. Nawet razem piekły ciasta.

To zdanie uderzyło mnie mocniej niż cokolwiek innego. Magda, jego była żona. Idealna synowa. Ta, która zawsze zgadzała się na wszystko, nawet jeśli potem płakała w poduszkę. Wiem to od jej przyjaciółki, która kiedyś powiedziała mi w tajemnicy: „Magda była wykończona tą rodziną. Ale nigdy nie miała odwagi powiedzieć NIE”.

— Może dlatego już z tobą nie jest — rzuciłam przez zaciśnięte zęby i wyszłam do sypialni, zanim zdążyłam zobaczyć jego reakcję.

Leżałam na łóżku i patrzyłam w sufit. W głowie kłębiły mi się myśli: czy naprawdę jestem taka trudna? Czy to ja jestem problemem? Przecież staram się — gotuję obiady, sprzątam, pracuję na pełen etat, a jeszcze mam być animatorką rodzinnych imprez i powierniczką teściowej? Czy naprawdę muszę być taka jak Magda?

Telefon zadzwonił po raz kolejny tego dnia. „Mama” — wyświetliło się na ekranie. Odrzuciłam połączenie. Nie miałam siły słuchać kolejnych pretensji o to, że „nie dbam o rodzinę” i „nie szanuję tradycji”.

Wieczorem Paweł wszedł do pokoju. Usiadł na brzegu łóżka i przez chwilę milczał.

— Wiesz… Mama mówiła dziś, że bardzo jej przykro, że nie chcesz się angażować. Że czuje się odrzucona.

— A ja czuję się atakowana — odpowiedziałam spokojnie. — I zmęczona tymi porównaniami do Magdy. Może powinniście ją zaprosić na te imieniny, skoro była taka idealna?

Paweł spojrzał na mnie zaskoczony. — Przesadzasz.

— Nie, Paweł. Ty przesadzasz. Od początku naszego małżeństwa próbujesz mnie zmienić w kogoś, kim nie jestem. Chcesz mieć żonę-pomoc domową i synową-ochotniczkę do wszystkiego? To nie ja.

Wstałam i zaczęłam zbierać swoje rzeczy do łazienki. Czułam, jak łzy napływają mi do oczu, ale nie chciałam ich pokazać.

— Kocham cię — powiedział cicho Paweł — ale czasem mam wrażenie, że wszystko musi być po twojemu.

Odwróciłam się gwałtownie.

— Po mojemu? Chcę tylko szacunku! Chcę mieć prawo powiedzieć NIE bez poczucia winy! Chcę być sobą! Czy to naprawdę tak dużo?

Przez kolejne dni unikaliśmy rozmów o jego matce i Magdzie. Ale temat wracał jak bumerang przy każdej okazji rodzinnej. Na urodzinach siostry Pawła teściowa rzuciła głośno przy stole:

— Magda zawsze pomagała mi w kuchni…

Wszyscy spojrzeli na mnie wymownie. Poczułam się jak intruz we własnej rodzinie.

Po powrocie do domu wybuchłam:

— Mam już dość! Jeśli jeszcze raz ktoś porówna mnie do Magdy, wychodzę!

Paweł patrzył na mnie bez słowa. Widziałam w jego oczach strach i niezrozumienie.

— Nie rozumiem cię — powiedział w końcu. — Przecież mama chce dobrze.

— Dla siebie! — krzyknęłam. — Ona chce mieć kontrolę! A ty jej na to pozwalasz!

Zaczęliśmy się kłócić coraz częściej. O drobiazgi: o to, kto ma wynieść śmieci, kto kupi mleko, kto zadzwoni do jego mamy z życzeniami na Dzień Matki.

Pewnego wieczoru usiadłam przed lustrem i spojrzałam sobie głęboko w oczy. Czy naprawdę chcę tak żyć? Czy chcę być kolejną kobietą w tej rodzinie, która poświęca siebie dla świętego spokoju?

Zadzwoniłam do mojej mamy.

— Mamo… czy ja jestem złą żoną?

Usłyszałam ciepły śmiech po drugiej stronie.

— Jesteś sobą, córeczko. I to jest najważniejsze. Nie pozwól nikomu wmówić sobie, że musisz być kimś innym.

Te słowa dodały mi siły. Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Pawłem szczerze, bez krzyków i wyrzutów.

— Paweł… Albo zaakceptujesz mnie taką, jaka jestem, albo… nie wiem czy dam radę dalej żyć w tym ciągłym porównywaniu do Magdy.

Milczał długo.

— Chcę spróbować — powiedział w końcu. — Ale musisz mi pomóc zrozumieć twoją perspektywę.

To był pierwszy krok. Długi proces rozmów i kompromisów dopiero się zaczął. Ale przynajmniej przestałam udawać kogoś, kim nie jestem.

Czasem patrzę na Pawła i zastanawiam się: czy naprawdę można kochać kogoś bezwarunkowo, jeśli ciągle oczekuje się od niego zmiany? Czy warto być sobą za wszelką cenę – nawet jeśli oznacza to samotność?