Powiedziałam mężowi: „Kupuj sobie jedzenie i gotuj sam. Mam dość bycia twoją służącą!” – Moja rodzina się rozpadła, bo przestałam być niewidzialna

– Kupiłeś chociaż mleko, jak cię prosiłam? – zapytałam, starając się utrzymać spokojny ton, choć w środku już wrzałam.

Marek nawet nie oderwał wzroku od ekranu telefonu. – Zapomniałem. Przecież możesz sama po drodze kupić, wracasz wcześniej – rzucił beznamiętnie.

Z kuchni dobiegł mnie stukot widelca upuszczonego przez naszą córkę, Zosię. Miała dwanaście lat i coraz częściej patrzyła na nas z niepokojem, jakby przeczuwała, że coś się w naszym domu rozpada.

– Mamo, mogę już iść do pokoju? – zapytała cicho.

Skinęłam głową. Zosia zniknęła za drzwiami, a ja zostałam sama z Markiem i narastającym w gardle krzykiem. Przez chwilę patrzyłam na niego, próbując znaleźć w sobie resztki cierpliwości. Ale nie miałam już siły.

– Wiesz co? Mam dość. Od dziś kupuj sobie jedzenie i gotuj sam. Nie jestem twoją służącą! – powiedziałam, a mój głos zadrżał.

Marek spojrzał na mnie z niedowierzaniem, jakby pierwszy raz usłyszał coś podobnego. – Co ty wygadujesz? Przesadzasz! – wybuchł.

– Nie przesadzam! Od lat wszystko jest na mojej głowie: zakupy, obiady, pranie, dzieci… Ty tylko pracujesz i odpoczywasz! – wyrzuciłam z siebie jednym tchem.

– Pracuję po dziesięć godzin dziennie! Myślisz, że to takie łatwe? – krzyknął Marek, a jego twarz poczerwieniała.

– A ja? Ja też pracuję! I jeszcze ogarniam cały dom! Ile razy prosiłam cię o pomoc? Zawsze masz wymówkę! – łzy napłynęły mi do oczu.

Przez chwilę panowała cisza. Słychać było tylko tykanie zegara i moje przyspieszone oddechy. W końcu Marek wstał gwałtownie od stołu, przewracając krzesło.

– Jak ci się nie podoba, to rób jak chcesz! – rzucił przez zaciśnięte zęby i wyszedł trzaskając drzwiami.

Usiadłam ciężko na krześle. Ręce mi drżały. W głowie kłębiły się myśli: Czy naprawdę zrobiłam coś złego? Czy mam prawo żądać szacunku i wsparcia?

Noc była bezsenna. Słyszałam, jak Marek wrócił po północy i zamknął się w salonie. Rano nie zamienił ze mną ani słowa. Zosia patrzyła na mnie pytająco, ale nie umiałam jej nic powiedzieć.

Przez kolejne dni Marek rzeczywiście nie jadł moich obiadów. Kupował gotowe kanapki w Żabce albo zamawiał pizzę. W kuchni panowała dziwna cisza. Zosia zaczęła pomagać mi przy gotowaniu, jakby chciała wypełnić pustkę po ojcu.

Mama zadzwoniła po tygodniu:
– Co się dzieje? Marek dzwonił do mnie… Mówił, że zwariowałaś!

– Mamo, ja już nie mogę… On mnie nie widzi. Jestem dla niego jak mebel. Ile można tak żyć?

– Ale przecież on pracuje… Ty też pracujesz… Może powinnaś być bardziej wyrozumiała? – usłyszałam w słuchawce.

Zacisnęłam powieki. Nawet własna matka nie rozumiała mojego bólu.

Wieczorem Marek wrócił wcześniej niż zwykle. Usiadł naprzeciwko mnie przy stole.

– Chcesz rozwodu? – zapytał bez emocji.

Zatkało mnie. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu.

– Nie chcę rozwodu… Chcę tylko być partnerką, a nie służącą! Chcę, żebyś mnie szanował!

Marek spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.

– Nie wiem, czy potrafię to zmienić… Tak było u mnie w domu. Mama robiła wszystko. Ojciec tylko pracował…

– Ale ja nie jestem twoją matką! – przerwałam mu gwałtownie.

Wtedy zobaczyłam w jego oczach coś nowego – strach? Bezradność?

Przez następne tygodnie żyliśmy obok siebie jak współlokatorzy. Zosia coraz częściej zamykała się w pokoju. Ja chodziłam do pracy jak automat, wieczorami płakałam pod prysznicem.

Pewnego dnia Zosia przyszła do mnie z zeszytem:
– Mamo, napisałam wypracowanie o rodzinie… Mogę ci przeczytać?

Kiwnęłam głową.

– „Rodzina to miejsce, gdzie wszyscy się wspierają i kochają. Ale czasem mama płacze wieczorem, a tata nie je z nami kolacji. Chciałabym, żebyśmy byli znowu razem.” – przeczytała cicho.

Serce mi pękło.

Wieczorem poszłam do Marka.
– Musimy coś zmienić. Dla Zosi. Dla nas…

Patrzył długo w okno.
– Może powinniśmy pójść do terapeuty?

Zgodziłam się bez wahania.

To był początek długiej drogi. Było wiele łez, kłótni i cichych dni. Ale zaczęliśmy rozmawiać – pierwszy raz od lat naprawdę rozmawiać o tym, czego potrzebujemy i co nas boli.

Dziś wiem jedno: nie można być niewidzialną we własnym domu. Nie można poświęcać siebie bez końca dla innych.

Czy miałam prawo postawić siebie na pierwszym miejscu? Czy każda kobieta powinna walczyć o swój głos – nawet jeśli grozi to rozpadem rodziny?