Przestałam rozmawiać z teściową i uratowało to moje małżeństwo – szczera spowiedź córki i żony
– Dość, pani Zofio! – krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. – Nie pozwolę już więcej, żeby pani wtrącała się w moje życie!
W kuchni zapadła cisza. Mąż, Tomek, stał z kubkiem herbaty w ręku, zamarły w pół ruchu. Teściowa patrzyła na mnie z niedowierzaniem, jakby nie wierzyła, że to ja – ta cicha, zawsze uległa Ania – odważyłam się podnieść głos. Przez chwilę miałam ochotę cofnąć te słowa, przeprosić, udawać, że nic się nie stało. Ale nie mogłam. Nie po tym wszystkim.
Od początku naszego małżeństwa czułam się jak gość we własnym domu. Teściowa przychodziła codziennie – czasem z zupą, czasem z narzekaniem na to, jak prowadzę dom. „Ania, dlaczego te okna są takie brudne? Tomek zawsze miał czysto w pokoju!” albo „Nie powinnaś tak długo karmić piersią, to niezdrowe dla dziecka”. Każda jej uwaga wbijała się we mnie jak szpilka. Próbowałam tłumaczyć Tomkowi, że to mnie rani, ale on tylko wzdychał: „Mama już taka jest, nie przejmuj się”.
Przełom nastąpił w zeszłą sobotę. Byliśmy po ciężkim tygodniu – dzieci chore, ja ledwo żywa po nieprzespanych nocach. Teściowa przyszła rano bez zapowiedzi i zaczęła od progu: „Ania, znowu masz bałagan. Jak ty sobie radzisz? Tomek na pewno jest zmęczony po pracy”. Wtedy coś we mnie pękło.
– Proszę wyjść – powiedziałam cicho, ale stanowczo. – Nie chcę pani tu widzieć przez jakiś czas.
Zofia spojrzała na mnie z pogardą. – Ty mnie wyrzucasz? Po tym wszystkim, co dla was zrobiłam?
Tomek patrzył raz na mnie, raz na matkę. Widziałam w jego oczach strach i bezradność.
– Mamo… może rzeczywiście…
– Ty też przeciwko mnie?! – krzyknęła Zofia i wybiegła z mieszkania trzaskając drzwiami.
Po jej wyjściu usiadłam na podłodze i rozpłakałam się jak dziecko. Tomek próbował mnie objąć, ale odsunęłam się.
– Dlaczego nigdy mnie nie bronisz? – zapytałam przez łzy.
– Bo nie chcę konfliktów…
– Ale one już są! Od lat! – wykrzyczałam. – Ja już nie mogę tak żyć!
Przez kolejne dni w domu panowała cisza. Teściowa nie dzwoniła, nie przychodziła. Tomek chodził jak struty. Dzieci pytały: „Mamo, a gdzie babcia?” Nie wiedziałam co odpowiedzieć.
W pracy byłam rozkojarzona. Koleżanka z biura, Kasia, zauważyła moją ponurą minę.
– Co się dzieje?
Opowiedziałam jej wszystko. Kasia pokiwała głową.
– Moja teściowa była taka sama. Dopiero jak postawiłam granicę, zaczęła mnie szanować. Może twoja też kiedyś zrozumie?
Wieczorem Tomek usiadł obok mnie na kanapie.
– Aniu… Może rzeczywiście za bardzo pozwoliłem mamie wtrącać się w nasze życie. Ale ona jest sama od śmierci taty…
– Rozumiem ją – przerwałam mu – ale ja też mam swoje granice. Muszę chronić siebie i nasze dzieci.
Tomek przytulił mnie mocno pierwszy raz od dawna.
Przez kolejne tygodnie zaczęliśmy żyć inaczej. Mniej nerwów, więcej spokoju. Dzieci przestały być napięte. Zaczęliśmy rozmawiać o naszych potrzebach, o tym co nas boli. Tomek zaczął bardziej angażować się w domowe sprawy.
Po miesiącu Zofia zadzwoniła.
– Aniu… czy mogę przyjść?
Zgodziłam się pod warunkiem, że porozmawiamy szczerze.
Usiadłyśmy naprzeciwko siebie przy stole.
– Zosiu… Ja cię szanuję i doceniam wszystko co robisz dla nas. Ale muszę mieć prawo do własnych decyzji. Proszę cię tylko o jedno: nie krytykuj mnie przy dzieciach i Tomku.
Teściowa spuściła wzrok.
– Nie wiedziałam, że aż tak cię ranię… Chciałam tylko pomóc…
– Wiem. Ale czasem twoja pomoc jest dla mnie ciężarem.
Zofia obiecała spróbować się zmienić. Od tamtej pory widujemy się rzadziej, ale nasze spotkania są spokojniejsze. Czasem jeszcze zdarzy jej się coś skomentować, ale potrafię już powiedzieć: „Nie życzę sobie tego”.
Najważniejsze jest to, że z Tomkiem znów jesteśmy drużyną. Przestaliśmy walczyć ze sobą o aprobatę jego matki. Zaczęliśmy budować własną rodzinę na własnych zasadach.
Czasem myślę: dlaczego tak długo pozwalałam innym decydować o moim życiu? Czy naprawdę trzeba aż wybuchu, żeby zacząć walczyć o siebie? A może wy też mieliście podobne doświadczenia? Jak sobie z nimi poradziliście?