Między matką a córką: Zima, która zmieniła wszystko – Moja opowieść o strachu, bezsilności i nadziei

— Asia, czy ty naprawdę musisz znowu wychodzić? — mój głos drżał, choć starałam się brzmieć stanowczo. Stałam w kuchni, opierając się o blat, podczas gdy ona, moja córka, poprawiała makijaż przed lustrem w przedpokoju. Była ósma wieczorem, za oknem śnieg padał gęsto, a ja czułam, jak narasta we mnie niepokój.

— Mamo, przecież nie będę siedzieć w domu jak jakaś stara panna! — rzuciła przez ramię z ironicznym uśmiechem. — To tylko spotkanie z Magdą i chłopakami. Przecież nie będę pić!

Patrzyłam na jej zaokrąglony brzuch. Siódmy miesiąc ciąży. A ona wciąż żyła tak, jakby nic się nie zmieniło. Imprezy, znajomi, nowe stylizacje na Instagramie. Czasem miałam wrażenie, że ta ciąża to dla niej tylko kolejny modny dodatek.

— Asiu, proszę cię… — zaczęłam cicho. — To nie jest już tylko twoje życie. Musisz pomyśleć o dziecku.

Odwróciła się gwałtownie. W jej oczach zobaczyłam bunt i coś jeszcze — może strach?

— Ty nic nie rozumiesz! — krzyknęła. — Cały czas tylko mnie pouczasz! Myślisz, że jak byłaś młoda, to byłaś taka święta? Może ja też chcę jeszcze trochę pożyć!

Zaniemówiłam. Przypomniałam sobie własną młodość — szybkie małżeństwo z jej ojcem, potem Asia… I nagle poczułam się stara i zmęczona.

Asia trzasnęła drzwiami. Zostałam sama w kuchni, z dłońmi zaciśniętymi na kubku herbaty. W głowie kłębiły mi się myśli: czy zawiodłam jako matka? Czy powinnam była być surowsza? A może bardziej wyrozumiała?

Minęły dwie godziny. Śnieg sypał coraz mocniej. Dzwoniłam do Asi raz po raz — bez odpowiedzi. W końcu usiadłam na kanapie i zaczęłam płakać. Bałam się o nią i o wnuka, którego jeszcze nie widziałam.

Nagle zadzwonił telefon. Numer nieznany.

— Dobry wieczór, tu sierżant Nowak z komisariatu na Pradze. Czy rozmawiam z panią Jadwigą Kowalską?

Serce mi stanęło.

— Tak… Co się stało?

— Pani córka miała drobny wypadek samochodowy. Nic poważnego, ale jest w szpitalu na Banacha na obserwacji. Proszę się nie martwić, dziecku nic nie grozi.

Nie pamiętam nawet, jak się ubrałam i wybiegłam z domu. Śnieg padał mi na twarz, gdy biegłam do autobusu. W głowie miałam tylko jedno: muszę być przy niej.

W szpitalu Asia leżała na sali pod kroplówką. Była blada i zapuchnięta od płaczu.

— Mamo… — wyszeptała, gdy mnie zobaczyła.

Usiadłam przy jej łóżku i chwyciłam ją za rękę. Przez chwilę milczałyśmy.

— Przepraszam — powiedziała cicho. — Bałam się… Nie wiem, czy dam radę być mamą.

Poczułam, jak łzy spływają mi po policzkach.

— Ja też się boję, Asiu — przyznałam szeptem. — Ale jesteśmy razem. Damy radę.

Przez następne dni byłam przy niej niemal cały czas. Rozmawiałyśmy dużo — o jej lękach, o moich błędach, o tym, jak trudno jest dorosnąć wtedy, gdy życie pędzi szybciej niż my sami.

Asia wróciła do domu odmieniona. Zaczęła przygotowywać pokój dla dziecka, czytać poradniki dla przyszłych mam. Czasem jeszcze widziałam w jej oczach tęsknotę za dawnym życiem — ale już nie uciekała przed odpowiedzialnością.

Pewnego wieczoru usiadła obok mnie na kanapie.

— Mamo… Dziękuję ci za wszystko. Wiem, że nie zawsze byłam łatwa…

Uśmiechnęłam się przez łzy.

— Każda z nas czasem się gubi — powiedziałam cicho. — Najważniejsze to wracać do siebie nawzajem.

Dziś patrzę na Asię inaczej niż kiedyś. Widzę w niej nie tylko moją córkę, ale też kobietę, która walczy ze swoimi demonami i uczy się być matką. Czasem zastanawiam się: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy nasze relacje musiały przejść przez taki kryzys?

A może właśnie ta grudniowa noc była nam potrzebna? Może czasem trzeba upaść bardzo nisko, żeby potem móc naprawdę się podnieść?

Czy wy też baliście się kiedyś tak bardzo o swoich bliskich? Jak poradziliście sobie z bezsilnością wobec ich wyborów?