Od Wiejskich Korzeni do Miejskich Bluesów: Dlaczego Usłyszałem, „Nie Jesteś Stąd”
Dorastając w małym miasteczku, ja, Eryk, zawsze marzyłem o dniu, kiedy wyjadę do miasta. Moi przyjaciele, Bartek i Wojtek, dzielili się historiami, które słyszeli od krewnych, którzy dokonali podobnych przeprowadzek, malując obrazy nieskończonych możliwości i ekscytacji. Moje siostry, Kasia i Karolina, były bardziej niepewne, obawiając się utraty wspólnoty i pocieszającej znajomości naszego rodzinnego miasteczka. Moja matka, Laura, po prostu miała nadzieję, że znajdę to, czego szukam.
W dniu, kiedy przeprowadziłem się do miasta, czułem mieszankę ekscytacji i niepokoju. Wieżowce zdawały się niekończąco wznosić w niebo, co stanowiło ostry kontrast do otwartych pól, do których byłem przyzwyczajony. Hałas był kolejną rzeczą; ciągły szum ruchu, syren i głosów był przytłaczający. Pamiętam, że pomyślałem: „To jest to. To jest przygoda, na którą czekałem”.
Ale przygoda szybko zamieniła się w wyzwanie. Znalezienie drogi było pierwszą przeszkodą. W moim rodzinnym miasteczku znałem każdy skrót i boczną drogę. Tutaj, gubiłem się między blokami, nie mogąc odnaleźć się w systemie siatki, który wszyscy inni zdawali się rozumieć instynktownie. Publiczny transport był labiryntem samym w sobie, z liniami metra i trasami autobusowymi krzyżującymi się w sposób, który dla mnie miał mało sensu.
Potem byli ludzie. W domu, uśmiech lub skinienie głową do nieznajomego było zwykłą uprzejmością. Tutaj, moje przyjazne gesty często spotykały się z obojętnością lub, co gorsza, podejrzliwością. Brakowało mi poczucia wspólnoty, uczucia przynależności. Czułem się niewidzialny w morzu twarzy, każda osoba spiesząca się do swojego następnego celu bez drugiego spojrzenia.
Najtrudniejszy cios przyszedł kilka miesięcy po przeprowadzce. Byłem w lokalnej kawiarni, próbując nawiązać rozmowę z osobą obok mnie. Po kilku wymienionych uprzejmościach zapytali, skąd jestem. Z dumą opowiedziałem im o moim małym miasteczku, spodziewając się uprzejmego skinienia głową, a nawet pytania o życie na wsi. Zamiast tego, zaśmiali się i powiedzieli: „Nie jesteś stąd, co? Masz ten wiejski wygląd”. To miało być żartem, ale zabolało. Było to przypomnienie, że bez względu na to, jak bardzo się starałem, byłem nadal obcym.
W miarę upływu miesięcy, ekscytacja życiem miejskim zaczęła słabnąć. Nieskończone możliwości wydawały się nieosiągalne, ekscytacja zastąpiona przez samotność. Brakowało mi znajomości mojego rodzinnego miasteczka, łatwości wiedzenia, gdzie jest moje miejsce na świecie. Fraza „Nie jesteś stąd” odbijała się echem w mojej głowie, ciągłe przypomnienie o mojej walce o przynależność.
W końcu zdałem sobie sprawę, że miasto nie było tym marzeniem, które sobie wyobrażałem. Poczucie przynależności, które brałem za pewnik w moim małym miasteczku, było czymś, czego nie mogłem znaleźć wśród wieżowców i zatłoczonych ulic. Nauczyłem się, że czasami poszukiwana przygoda nie dotyczy miejsca, ale znalezienia miejsca, gdzie naprawdę należysz. A dla mnie, nie było to w mieście.