Głód, który milczy – Historia sąsiadki, która nauczyła mnie patrzeć inaczej

– Znowu przyszła? – syknął tata, gdy usłyszał ciche pukanie do drzwi. Był wieczór, środek listopada, a przez nieszczelne okna naszego mieszkania na warszawskim Ursynowie wciskał się chłód. Mama spojrzała na mnie ostrzegawczo, jakby chciała powiedzieć: „Nie mów nic”.

Za drzwiami stała Magda – drobna, blada dziewczynka z mieszkania obok. Miała na sobie za duży sweter i stare tenisówki, mimo że za oknem padał śnieg. W rękach ściskała pustą reklamówkę.

– Dobry wieczór, pani Aniu… – wyszeptała. – Czy może ma pani trochę chleba?

Mama bez słowa zniknęła w kuchni. Tata przewrócił oczami i wrócił do telewizora. Ja stałam w przedpokoju jak sparaliżowana. Czułam wstyd, choć nie wiedziałam jeszcze wtedy dokładnie za co.

Magda była moją rówieśniczką, ale nigdy nie bawiłyśmy się razem. W szkole siedziała sama, zawsze z głową spuszczoną nisko. Dzieci szeptały o niej: „Patrz, ta od meneli”, „Śmierdzi od niej”. Ja nigdy nic nie mówiłam. Po prostu patrzyłam.

Mama wróciła z kromką chleba i kawałkiem żółtego sera zawiniętym w papier. Podała Magdzie jedzenie przez uchylone drzwi.

– Dziękuję… – szepnęła Magda i zniknęła na klatce schodowej.

Tata westchnął ciężko.

– Anka, ile jeszcze będziesz ją dokarmiać? Przecież to nie nasza sprawa.

Mama spojrzała na niego twardo:

– A czyja? Jeśli nie nasza, to czyja?

Wtedy nie rozumiałam tej rozmowy. Dla mnie Magda była po prostu „tą biedną dziewczynką”, która czasem przychodziła po chleb. Ale im byłam starsza, tym więcej widziałam. Jej ojciec pił i krzyczał na całą klatkę. Matka znikała na całe dnie. Magda często chodziła w tych samych ubraniach przez cały tydzień.

Pewnego dnia w szkole nauczycielka zapytała:

– Kto chce pomóc przy dekorowaniu klasy?

Zgłosiłam się ja i Magda. To był pierwszy raz, kiedy zostałyśmy same po lekcjach. Próbowałam zagadać:

– Fajnie, że się zgłosiłaś.

Magda tylko wzruszyła ramionami.

– Lubię tu zostawać. W domu jest zimno.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Czułam się winna, że wrócę do ciepłego mieszkania, a ona…

Po szkole coraz częściej widywałam ją pod sklepem spożywczym, jak zbierała butelki albo prosiła o drobne. Raz widziałam, jak starsza sąsiadka przepędziła ją spod śmietnika:

– Won mi stąd! Żebraczy dzieciak!

Chciałam coś powiedzieć, ale zabrakło mi odwagi. Wróciłam do domu i udawałam, że nic nie widziałam.

Mama coraz częściej przynosiła do domu dodatkowe zakupy: mleko, makaron, konserwy. Zawsze znikały z kuchni po cichu. Wiedziałam już dla kogo są.

Pewnego wieczoru usłyszałam kłótnię rodziców:

– Anka, przestań! Ludzie gadają! – krzyczał tata.

– Nie obchodzi mnie to! – odpowiedziała mama. – Jak możesz być taki obojętny?

Wtedy pierwszy raz zobaczyłam mamę płaczącą w kuchni.

Zbliżały się święta Bożego Narodzenia. W szkole zbierano paczki dla potrzebujących rodzin. Każdy miał coś przynieść: słodycze, książki, zabawki. Przyniosłam swoją ulubioną lalkę – taką z blond włosami i niebieskimi oczami. Kiedy oddawałam ją do paczki, zobaczyłam Magdę stojącą z boku. Patrzyła na mnie długo, a potem tylko skinęła głową.

W Wigilię mama poprosiła mnie:

– Idź do Magdy i daj jej to ciasto.

Zaniosłam kawałek makowca i pierogi w plastikowym pudełku. Magda otworzyła drzwi sama – jej matka spała pijana na wersalce.

– Dziękuję – powiedziała cicho.

Stałyśmy chwilę w milczeniu.

– Chciałabyś kiedyś… przyjść do mnie? – zapytałam nieśmiało.

Magda pokręciła głową.

– Nie mogę. Mama się boi ludzi…

Wróciłam do domu ze ściśniętym gardłem.

Lata mijały. Magda zniknęła z naszego bloku po ósmej klasie. Podobno trafiła do domu dziecka. Nikt o niej nie mówił – jakby nigdy nie istniała.

Dziś jestem dorosła. Sama mam córkę i czasem łapię się na tym, że powtarzam gesty mojej mamy: podrzucam sąsiadce z parteru słoik zupy albo zostawiam ubrania dla dzieci pod drzwiami tych, którzy mają mniej szczęścia.

Ale wciąż wraca do mnie pytanie: czy mogłam zrobić więcej? Czy moje milczenie wtedy było współudziałem w jej samotności?

Czasem patrzę na swoją córkę i myślę: czy ona miałaby odwagę wyciągnąć rękę do takiej Magdy? Czy ja dziś bym ją miała?