„Kiedyś Filarem Wsparcia, Teraz Zapomniana: Pamiętana Tylko w Święta”
Penelopa siedziała cicho w swoim skromnym salonie, a delikatne tykanie zegara przerywało ciszę, która ją otaczała. Ściany, ozdobione blaknącymi fotografiami uśmiechniętych twarzy i świątecznych spotkań, zdawały się drwić z jej samotności. Minęły lata od czasu, gdy te zdjęcia zostały zrobione, lata od kiedy czuła się naprawdę potrzebna.
Wtedy życie Penelopy było wirującym kołem aktywności. Jej córka Anna i zięć Józef bardzo na nią polegali, gdy ich dzieci, Ania i Stefan, były małe. Penelopa rzuciła się w rolę oddanej babci, zawsze gotowa do opieki nad wnukami, pomocy przy szkolnych projektach i wysłuchania ich problemów. „Mamo, potrzebujemy cię,” często mówiła Anna, a Penelopa rzucała wszystko, by pomóc.
Z biegiem lat Ania i Stefan dorastali i wyjeżdżali na studia. Zaczęli swoje własne życie, zajęci karierami i nowymi związkami. Anna i Józef, teraz pustosłowi rodzice, również znaleźli nowe hobby i kręgi towarzyskie. Stopniowo telefon Penelopy dzwonił coraz rzadziej, a wizyty stawały się sporadyczne, głównie w okresie świątecznym, kiedy konwenanse społeczne tego wymagały.
Te Święta Bożego Narodzenia nie były inne. Penelopa przygotowała swój dom na zwykłe krótkie wizyty. Ugotowała wszystkie tradycyjne potrawy, udekorowała dom i zapakowała skromne prezenty, na które udało jej się zaoszczędzić z niskiej emerytury. Jednak w sercu czuła niepokój, szept mówiący jej, że jej wysiłki to tylko formalności.
W Wigilię dzwonek do drzwi w końcu zadzwonił. Serce Penelopy zabiło szybciej z mieszanką radości i niepokoju. Otworzyła drzwi i zobaczyła Annę i Józefa z uśmiechami na twarzach, niosących kupiony w sklepie placek. Ani Ani ani Stefana nie było z nimi; mieli najwyraźniej inne plany na ten rok.
„Możemy zostać tylko na chwilę, Mamo. Mamy rezerwację na kolację o siódmej,” wyjaśnił Józef, sprawdzając zegarek niemal natychmiast po wejściu do środka.
Wizyta była krótka i pełna powierzchownych rozmów. Penelopa próbowała pytać o ich życie, ale odpowiedzi były ogólnikowe i pośpieszne. Było jasne, że przyszli z obowiązku, a nie z chęci. Gdy wstali do wyjścia, Penelopa poczuła ukłucie smutku, zdając sobie sprawę, że te świąteczne wizyty to tylko symboliczne gesty.
„Trzymaj się, Mamo. Zadzwonimy wkrótce,” powiedziała Anna, dając Penelopie pobieżny uścisk. Drzwi zamknęły się za nimi, pozostawiając Penelopę w jej cichym, udekorowanym grobowcu.
Uświadomienie sobie tego uderzyło ją mocno. Nie była już istotną częścią ich życia; była sezonowym obowiązkiem, reliktem przeszłości uznawanym tylko wtedy, gdy kalendarz tego wymagał. Łzy napłynęły jej do oczu, gdy usiadła z powrotem otoczona duchami minionych Świąt Bożego Narodzenia, kiedy jej obecność była ceniona, a nie planowana.
Penelopa wiedziała, że takie jest teraz jej życie – czekanie na kolejne święta, kolejne krótkie uznanie jej istnienia. To była gorzka pigułka do przełknięcia, ale w jej wieku zastanawiała się, czy nie jest już za późno na oczekiwanie czegoś innego.