„Brak kołyski, przewijaka, a nawet podstawowych artykułów dla dziecka”: Chaos, który nas powitał w domu

Dzień mojego wypisania ze szpitala miał być pełen radości i ekscytacji. Zamiast tego był początkiem uświadomienia sobie, że być może mój mąż, Józef, i ja nie byliśmy na tej samej stronie, jeśli chodzi o gotowość do powitania naszej nowonarodzonej córki, Eli, w naszym domu.

Tygodnie poprzedzające narodziny Eli były pełne zamieszania. Józef, oddany analityk marketingowy, był przytłoczony terminami i spotkaniami. Mimo napiętego harmonogramu, miałam nadzieję, że znajdzie trochę czasu, aby przygotować nasz dom na przyjście naszego pierwszego dziecka. Za każdym razem, gdy poruszałam ten temat, zapewniał mnie pocałunkiem w czoło i pewnym „Nie martw się, Ariadna, wszystko ogarniemy.”

W dniu mojego wypisu Józef przyjechał po mnie do szpitala prosto z pracy, w pogniecionym garniturze i zmęczonych, ale uśmiechniętych oczach. Podczas jazdy do domu moje serce było pełne nerwowej anticipacji i ekscytacji. Wyobrażałam sobie, jak wchodzimy do przytulnego, gościnnego miejsca, z małą kołyską przygotowaną i wszystkim na swoim miejscu. Jednak scena, która nas powitała, gdy przekroczyliśmy próg naszego domu, była zupełnie inna.

Salon był zagracony nieotwartą pocztą i magazynami. Na stole jadalnym górowały stosy dokumentów Józefa i pojemniki z jedzeniem na wynos. Ale najbardziej szokujące było to, co zastaliśmy w pokoju dziecka, który mieliśmy razem urządzić. Był nietknięty, tak jak go zostawiliśmy miesiące temu, z kilkoma sztukami niezmontowanych mebli i nieotwartymi pudełkami.

Moje serce zatonęło, gdy rozejrzałam się dookoła. Nie było kołyski, przewijaka, ani jednego artykułu dla dziecka. Józef, zauważając moje rozczarowanie, szybko powiedział: „Wiem, że to nie jest to, co zaplanowaliśmy, ale praca mnie pochłonęła. Jeszcze możemy to ogarnąć, Ariadna. Nie jest za późno.”

Zdeterminowani, aby wykorzystać sytuację jak najlepiej, spędziliśmy następne kilka godzin próbując posprzątać przestrzeń. Józef próbował zmontować kołyskę, ale frustracja wzięła górę, gdy zdał sobie sprawę, że brakuje części i nie miał pojęcia, gdzie są instrukcje. Zmęczona i przytłoczona, usiadłam na podłodze tego, co miało być pokoikiem Eli, czując się całkowicie nieprzygotowana i bezradna.

Następne dni były zamazane od prób kupienia artykułów dla dziecka, wizyt w pralni, gdyż nasza pralka się zepsuła, i niekończących się prób kontaktu z obsługą klienta w sprawie brakujących części do kołyski. Niewyspani i zestresowani, nasze humory sięgnęły zenitu. Kłótnie stały się częste, a napięcie było wyczuwalne.

Dwa tygodnie później kołyska nadal leżała niezmontowana, a Ella spała w prowizorycznym łóżku w naszym pokoju. Chaos w domu tylko się powiększał, odzwierciedlając zamęt w naszym związku. Józef i ja przestaliśmy rozmawiać o rozwiązaniach, a jedynie współistnieliśmy w naszym zagraconym, nieprzygotowanym domu.

Patrząc wstecz, zdałam sobie sprawę, że nasza niezdolność do przygotowania się na przyjście Eli była symptomem głębszych problemów w naszym związku—problemów z komunikacją, priorytetami, a być może niezrozumienia wzajemnych oczekiwań wobec tego nowego rozdziału w naszym życiu. Radość z powitania nowego życia na świecie została przyćmiona przez chaos, który na nas czekał w domu, bolesne przypomnienie wyzwań, które jeszcze przed nami.