„Dlaczego dla niej wszystko, a dla nas tylko zupa?” – Moja walka o sprawiedliwość w rodzinie męża
– Znowu tylko rosół i ziemniaki? – zapytałam cicho, patrząc na talerz, który postawiła przede mną teściowa. Michał spojrzał na mnie ostrzegawczo, ale nie mogłam już dłużej milczeć. W kuchni pachniało świeżym koperkiem i kurzem z ogrodu, a za oknem słychać było szczekanie psa sąsiadów. Była sobota, kolejny weekend spędzony na wsi u rodziców Michała.
Od lat jeździliśmy tu razem – ja, Michał i nasza córka Zosia. Pomagaliśmy w ogrodzie, zbieraliśmy ziemniaki, plewiliśmy grządki, czasem nawet naprawialiśmy płot. Nigdy nie narzekałam na pracę fizyczną. Lubiłam ten kontakt z ziemią, zapach świeżo skoszonej trawy i rozmowy przy kawie na ganku. Ale od pewnego czasu czułam się tu coraz bardziej obco.
Wszystko zaczęło się od tego, gdy przypadkiem usłyszałam rozmowę teściowej z Elżbietą – żoną starszego brata Michała, Pawła. Stały w kuchni, myśląc, że nikt ich nie słyszy.
– Eluś, tu masz te pięćset złotych na zakupy dla dzieciaków. Wiem, że teraz ciężko – mówiła teściowa cicho.
Zamarłam w progu. Pięćset złotych? Dla Elżbiety? Przecież my też mamy dziecko, też nam nie jest łatwo. Ostatnio Michałowi obcięli premię w pracy, a ja po urlopie macierzyńskim nie mogłam znaleźć niczego sensownego. Ale nigdy nie usłyszałam od teściowej nawet słowa wsparcia. Dla nas zawsze była tylko zupa i „dobre słowo”.
Tego dnia wracaliśmy do domu w milczeniu. Michał prowadził samochód, a ja patrzyłam przez okno na mijane pola.
– Michał… – zaczęłam niepewnie. – Czy twoja mama… czy ona zawsze tak pomaga Elżbiecie?
Westchnął ciężko.
– Wiem o tym. Ale nie chcę się wtrącać. Mama mówi, że Ela ma trudniej, bo Paweł dużo pracuje za granicą.
– A my? My nie mamy problemów? – poczułam łzy pod powiekami.
– Nie chcę się kłócić z mamą – odpowiedział tylko.
Z każdym kolejnym weekendem czułam coraz większą gorycz. Pomagałam w ogrodzie, gotowałam obiady dla całej rodziny, sprzątałam po wszystkich. A potem patrzyłam, jak Elżbieta wychodzi z kopertą pieniędzy i uśmiechem na twarzy. Nawet Zosia zauważyła różnicę.
– Mamo, dlaczego ciocia Ela dostaje prezenty od babci, a my nie? – zapytała pewnego wieczoru.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Próbowałam tłumaczyć, że każdy ma inne potrzeby, ale sama w to nie wierzyłam.
W końcu zebrałam się na odwagę i postanowiłam porozmawiać z teściową. Przyjechaliśmy jak zwykle w sobotę rano. Michał poszedł do ogrodu z ojcem, a ja zostałam w kuchni z teściową.
– Pani Anno… – zaczęłam niepewnie. – Chciałabym o czymś porozmawiać.
Spojrzała na mnie zaskoczona.
– Słucham cię, Ariadno.
– Zauważyłam… że często pomaga pani Elżbiecie finansowo. My też mamy swoje problemy… Czy mogłaby pani czasem pomyśleć także o nas?
Teściowa zmarszczyła brwi.
– Ariadno, wy macie siebie i zdrową córkę. Michał ma dobrą pracę. Ela jest sama przez większość czasu, Paweł ciągle wyjeżdża. Muszę jej pomagać.
– Ale my też pomagamy tutaj co weekend…
– To wasz obowiązek jako rodzina! – przerwała mi ostro.
Poczułam się tak, jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Obowiązek? A gdzie wdzięczność? Gdzie sprawiedliwość?
Wyszłam z kuchni ze ściśniętym gardłem. Michał próbował mnie pocieszyć, ale widziałam w jego oczach bezradność. On nigdy nie potrafił postawić się matce.
Zaczęliśmy coraz rzadziej przyjeżdżać na wieś. Czułam się winna wobec Michała i Zosi, ale nie mogłam już dłużej znosić tej niesprawiedliwości. Zaczęły się kłótnie między mną a Michałem.
– To twoja rodzina! Powinieneś coś powiedzieć! – krzyczałam pewnego wieczoru.
– Nie chcę wojny w domu! – odpowiadał bezsilnie.
W końcu przestałam odbierać telefony od teściowej. Michał jeździł sam do rodziców. Zosia pytała coraz częściej: „Mamo, kiedy pojedziemy do babci?”.
Nie wiedziałam już, co robić. Czułam się rozdarta między lojalnością wobec własnej rodziny a poczuciem krzywdy i niesprawiedliwości. Czy powinnam była odpuścić? Czy powinnam walczyć o równe traktowanie?
Kilka tygodni temu Elżbieta zadzwoniła do mnie niespodziewanie.
– Ariadno… słyszałam, że już nie przyjeżdżacie. Co się stało?
Nie potrafiłam jej odpowiedzieć szczerze. Przecież to nie jej wina… A może jednak trochę tak? Może powinna była powiedzieć teściowej, że my też zasługujemy na wsparcie?
Czasem budzę się w nocy i zastanawiam: czy warto było walczyć o sprawiedliwość kosztem rodzinnych więzi? Czy lepiej było udawać, że wszystko jest w porządku?
Może wy mi powiecie: czy rodzina powinna być miejscem równości i wsparcia dla wszystkich? Czy zawsze trzeba walczyć o swoje prawa – nawet jeśli oznacza to konflikt z najbliższymi?