Kiedy teściowa powiedziała: 'To co, bierzemy kredyt?’ – a ja byłam niewidzialna. Moja historia o tym, jak wróciłam do mamy

– To co, bierzemy kredyt? – głos teściowej rozciął ciszę jak nóż. Siedziałam przy stole w kuchni, dłubiąc widelcem w zimnej już zupie pomidorowej. Janek patrzył na mnie niepewnie, ale nie odezwał się ani słowem. Czułam się jak duch – obecna, ale niewidzialna.

– No, Janku, przecież trzeba się w końcu usamodzielnić – dodała teściowa, pani Halina, z tym swoim tonem, który nie znosił sprzeciwu. – Mieszkanie na kredyt to inwestycja. A wy młodzi musicie w końcu dorosnąć.

Chciałam coś powiedzieć. Naprawdę chciałam. Ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Przez chwilę miałam wrażenie, że nawet gdybym zaczęła krzyczeć, nikt by mnie nie usłyszał.

To był kolejny wieczór z serii tych samych rozmów. Od kiedy zamieszkaliśmy z Jankiem u jego rodziców na warszawskim Ursynowie, czułam się coraz bardziej obca we własnym życiu. Na początku myślałam: „To tylko na chwilę, zanim uzbieramy na wkład własny”. Ale ta „chwila” trwała już ponad rok.

Pani Halina miała swoje zasady. Śniadanie o siódmej, obiad o piętnastej, kolacja o dziewiętnastej. Pranie w środy i soboty. Nawet papier toaletowy miała swój wyznaczony kąt w łazience. Każda próba zmiany czegokolwiek kończyła się jej westchnieniem i spojrzeniem pełnym dezaprobaty.

Janek? On zawsze starał się być po środku. – Kochanie, mama chce dobrze – powtarzał mi szeptem wieczorami, kiedy leżeliśmy w naszym mikroskopijnym pokoju z widokiem na śmietnik. – Jeszcze trochę i będzie lepiej.

Ale nie było lepiej. Było coraz gorzej.

Pamiętam dzień, kiedy wróciłam z pracy wcześniej i usłyszałam rozmowę teściowej z Jankiem:

– Ona powinna bardziej się starać. Widzisz, jak Zosia od Kowalskich? Zawsze uśmiechnięta, obiady gotuje, dzieci już mają…

– Mamo…

– No co? Ja tylko mówię, że twoja żona powinna wiedzieć, jak wygląda prawdziwe życie rodzinne.

Stałam za drzwiami i czułam, jak łzy napływają mi do oczu. Nie byłam wystarczająco dobra. Ani dla niej, ani – coraz częściej miałam takie wrażenie – dla Janka.

Kiedy temat kredytu wrócił po raz kolejny, poczułam się jak zwierzę zapędzone w kozi róg.

– A może byście się najpierw zastanowili, czy was na to stać? – próbowałam wtrącić nieśmiało.

Teściowa spojrzała na mnie tak, jakby zobaczyła muchę na talerzu.

– My wiemy lepiej, dziecko. Ty się jeszcze uczysz życia.

Janek milczał.

W nocy długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, słuchając oddechu Janka. W końcu wyszeptałam:

– Janek… Ty naprawdę chcesz tego kredytu?

Przez chwilę milczał.

– Nie wiem… Ale mama mówi, że to najlepsze wyjście.

– A co ja mówię?

– Ty… Ty zawsze masz jakieś „ale”.

Zabolało mnie to bardziej niż chciałam przyznać.

Następnego dnia zadzwoniłam do mamy.

– Mamo… Czy mogę przyjechać na kilka dni?

Nie pytała o powód. Wiedziała. W jej głosie usłyszałam ciepło i troskę, których tak bardzo mi brakowało.

Spakowałam walizkę w ciszy. Janek patrzył na mnie bezradnie.

– To tylko na chwilę – powiedziałam cicho. – Muszę pomyśleć.

Nie zatrzymał mnie.

W domu mamy poczułam się jak dziecko. Zapach drożdżowego ciasta, miękki koc na kanapie, jej spokojny głos:

– Wszystko się ułoży, córeczko. Musisz tylko wiedzieć, czego chcesz.

Przez kilka dni płakałam bez powodu. Chodziłam po parku, patrzyłam na ludzi i zastanawiałam się: „Czy wszyscy są tak samotni jak ja?”

Janek dzwonił rzadko. Kiedy w końcu przyszedł do mamy z bukietem tulipanów i przeprosinami na ustach, nie potrafiłam już udawać, że wszystko jest dobrze.

– Kocham cię – powiedziałam mu szczerze – ale nie chcę żyć cudzym życiem. Nie chcę być niewidzialna we własnym małżeństwie.

Patrzył na mnie długo w milczeniu.

– Może powinniśmy zacząć od nowa… gdzieś indziej? Sami?

Nie odpowiedziałam od razu. Wiedziałam tylko jedno: już nigdy nie pozwolę nikomu decydować za mnie.

Dziś mieszkam sama z kotem w wynajętej kawalerce na Ochocie. Uczę się siebie od nowa. Czasem tęsknię za Jankiem i za tym, co mogło być… Ale wiem też, że zasługuję na więcej niż bycie tłem dla cudzych decyzji.

Czy warto było odejść? Czy można kochać kogoś i jednocześnie wybrać siebie? Może Wy mi powiecie…