„Mamo, nie mogę już tak dłużej. Przepraszam, ale muszę zabrać Ci klucze do naszego domu” – Jak w końcu postawiłem granicę między żoną a matką
– Marek, nie pozwolę, żeby ona znowu tu weszła bez zapowiedzi! – głos Ani drżał, a w oczach miała łzy. Stała w kuchni, ściskając kubek z herbatą tak mocno, że aż pobielały jej knykcie.
Patrzyłem na nią bezradnie. Wiedziałem, że ma rację. Moja mama, Barbara, od miesięcy przekraczała granice – pojawiała się u nas bez zapowiedzi, komentowała wszystko: jak Ania gotuje, jak wychowujemy dzieci, nawet to, jak rozkładamy pranie. Ale przecież to moja mama… Jak mam jej powiedzieć „dość”?
Wtedy zadzwonił domofon. Zamarliśmy oboje.
– To ona – wyszeptała Ania. – Marek, jeśli teraz nic nie zrobisz, ja… ja już nie wiem, czy dam radę tu zostać.
Wyszedłem na klatkę schodową. Mama już szła po schodach, niosąc reklamówkę z zakupami.
– Synku! – uśmiechnęła się szeroko. – Kupiłam wam świeże bułeczki i sernik dla dzieci.
– Mamo… – zacząłem cicho. – Musimy porozmawiać.
Zatrzymała się, patrząc na mnie z niepokojem.
– Co się stało? Coś z Anią? Z dziećmi?
– Nie, mamo. Chodzi o nas… o ciebie i o mnie. O naszą rodzinę.
Wzięła głęboki oddech i weszła do mieszkania, jakby nic się nie stało. Ania stała w kuchni, odwrócona plecami. Czułem napięcie w powietrzu tak gęste, że można by je kroić nożem.
– Mamo… – powtórzyłem. – Muszę cię o coś poprosić. Proszę, oddaj mi klucze do naszego mieszkania.
Mama spojrzała na mnie jak na obcego człowieka.
– Marek… przecież zawsze miałam klucze! Od kiedy się tu wprowadziliście! Przecież jestem twoją matką!
– Wiem. I jestem ci za wszystko wdzięczny. Ale… to jest nasz dom. Mój i Ani. Potrzebujemy prywatności. Potrzebujemy… przestrzeni.
Zrobiła krok w moją stronę, a jej głos zadrżał:
– To ona ci to kazała? To przez nią? Marek, przecież ja tylko chcę wam pomóc! Ty nie rozumiesz, jak bardzo się o was martwię!
Ania odwróciła się powoli. W jej oczach widziałem ból i zmęczenie.
– Pani Barbaro… ja panią szanuję. Ale nie mogę już dłużej żyć w ciągłym napięciu. Proszę pozwolić nam być rodziną na naszych zasadach.
Mama spojrzała na Anię z pogardą.
– Ty zawsze byłaś przeciwko mnie! Od początku! Wmówiłaś Markowi te wszystkie bzdury!
Poczułem, jak coś we mnie pęka.
– Mamo, dość! – podniosłem głos pierwszy raz w życiu wobec niej. – To moja decyzja. Moja i Ani. Proszę… oddaj mi klucze.
Drżały jej ręce, gdy wyciągała breloczek z torebki. Rzuciła nim o stół.
– Zobaczysz jeszcze, Marek! Kiedyś pożałujesz! – krzyknęła i wybiegła z mieszkania, trzaskając drzwiami.
Ania osunęła się na krzesło i rozpłakała się cicho. Usiadłem obok niej i objąłem ją ramieniem.
– Przepraszam… tak bardzo cię przepraszam – szeptałem.
Przez kolejne dni w domu panowała cisza. Mama nie dzwoniła, nie pisała. Dzieci pytały: „Tato, dlaczego babcia nie przychodzi?”. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć.
Wieczorami leżałem bezsennie i myślałem o wszystkim: o dzieciństwie w ciasnym mieszkaniu na Pradze, o tym jak mama sama mnie wychowywała po śmierci taty, jak harowała na dwóch etatach, żebym mógł studiować. Byłem jej wdzięczny za wszystko… Ale czy to znaczyło, że muszę pozwolić jej rządzić moim życiem?
Ania próbowała mnie pocieszać:
– Marek… wiem, że ci ciężko. Ale musiałeś to zrobić. Dla nas. Dla dzieci.
Ale ja czułem się rozdarty na pół – między lojalnością wobec matki a miłością do żony i dzieci.
Po tygodniu zadzwonił telefon. Mama.
– Marek…
Jej głos był cichy i zmęczony.
– Synku… przepraszam. Może rzeczywiście przesadziłam. Ale tak bardzo się boję zostać sama…
Siedziałem długo z telefonem przy uchu, słuchając jej łez. Obiecałem, że przyjadę jutro z dziećmi na obiad.
Kiedy następnego dnia weszliśmy do jej mieszkania na Bródnie, mama wyglądała na starszą niż zwykle. Przytuliła wnuki i spojrzała na mnie ze smutkiem:
– Chciałam dobrze… Ale chyba muszę nauczyć się być tylko babcią.
Uśmiechnąłem się przez łzy:
– Mamo… kochamy cię. Ale musimy mieć własne życie.
Wieczorem siedziałem z Anią na balkonie i patrzyliśmy na światła miasta.
– Myślisz, że kiedyś nam wybaczy? – zapytałem cicho.
Ania ścisnęła moją dłoń:
– Myślę, że już zaczyna rozumieć.
Czasem zastanawiam się: czy można być dobrym synem i dobrym mężem jednocześnie? Czy zawsze trzeba wybierać? A może najważniejsze to nauczyć się stawiać granice – nawet jeśli boli?