Rok po roku teściowie coraz bardziej wtrącają się w nasze życie. Czy to jeszcze rodzina, czy już kontrola?

— Znowu oni? — wyszeptałem przez zaciśnięte zęby, patrząc przez okno na znajomego czerwonego opla, który właśnie zaparkował pod naszym blokiem. Była sobota, godzina 10:00 rano, a ja miałem nadzieję na spokojny dzień z Magdą i naszym synkiem, Antkiem. Ale już wiedziałem, że ten dzień nie będzie należał do nas.

Magda spojrzała na mnie z wyrzutem. — Przestań, to tylko moi rodzice. Chcą nas odwiedzić, co w tym złego?

Wzruszyłem ramionami, choć w środku aż się gotowałem. To nie była pierwsza taka sytuacja. Od kiedy się pobraliśmy, jej rodzice — Teresa i Zbigniew — byli wszędzie. Na początku myślałem, że to miłe. Pomagali przy przeprowadzce, przynosili obiady, zabierali Antka na spacery. Ale z czasem ich obecność stała się wszechobecna i dusząca.

Drzwi zadzwoniły. Teresa weszła pierwsza, jak zawsze z szerokim uśmiechem i torbą pełną jedzenia.

— Dzień dobry kochani! Przygotowałam wasze ulubione pierogi! — zawołała, zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć.

Zbigniew wszedł za nią, już rozpinając kurtkę i rozglądając się po mieszkaniu.

— O, widzę, że znowu nie podlewaliście kwiatów. Trzeba się tym zająć — rzucił tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Magda uśmiechnęła się do nich szeroko, a ja poczułem się jak gość we własnym domu. Przez kolejne godziny słuchałem opowieści o ich znajomych, rad dotyczących wychowania Antka i sugestii, jak powinniśmy urządzić salon.

Wieczorem, gdy w końcu wyszli, usiadłem ciężko na kanapie.

— Magda, musimy o tym porozmawiać. Ja tak dłużej nie wytrzymam — powiedziałem cicho.

— O czym? Przecież chcą dobrze! — oburzyła się.

— Ale ja mam wrażenie, że nie mamy już własnego życia. Oni są tu codziennie! Nawet na urlop chcieli z nami jechać!

Magda spuściła wzrok. — Wiesz, że mama nie ma nikogo poza nami… Tata też się nudzi na emeryturze…

— Ale my mamy prawo do prywatności! — podniosłem głos.

Wtedy po raz pierwszy zobaczyłem łzy w jej oczach.

— Boję się im odmówić… Zawsze byli dla mnie wszystkim. Po śmierci mojej siostry tylko oni mi zostali.

Poczułem ukłucie winy. Przecież wiedziałem o tej tragedii. Ale czy to znaczyło, że musimy poświęcić nasze małżeństwo?

Następne tygodnie były jeszcze trudniejsze. Teresa zaczęła przychodzić bez zapowiedzi — „bo przechodziłam obok”, „bo upiekłam ciasto”, „bo Antek na pewno tęskni”. Zbigniew przynosił narzędzia i naprawiał wszystko, co uznał za wadliwe — nawet jeśli nikt go o to nie prosił.

Pewnego dnia wróciłem wcześniej z pracy i zastałem Teresę w naszej sypialni. Przeglądała szafę Magdy.

— O! Myślałam, że możesz potrzebować pomocy przy porządkach — powiedziała beztrosko.

Nie wytrzymałem.

— Pani Tereso, proszę wybaczyć, ale to jest nasza prywatna przestrzeń. Proszę tak nie robić.

Spojrzała na mnie jak na obcego człowieka.

— Chciałam tylko pomóc… — szepnęła i wyszła z pokoju.

Wieczorem Magda była wściekła.

— Jak mogłeś ją tak potraktować? Przecież ona chciała dobrze!

— A ja chcę mieć dom! Nasz dom! — krzyknąłem.

Przez kilka dni panowała między nami cisza. Magda spała z Antkiem w jego pokoju. Ja czułem się coraz bardziej samotny i niezrozumiany.

W pracy byłem rozkojarzony. Koledzy pytali, czy wszystko w porządku. W końcu zwierzyłem się Pawłowi:

— Stary, ja chyba zwariuję przez teściów. Są wszędzie! Nie mam już siły…

Pawłowi aż szczęka opadła.

— Musisz postawić granice. Inaczej nigdy się nie zmieni.

Łatwo powiedzieć. Ale jak postawić granice rodzinie żony? Jak nie zranić Magdy?

W końcu postanowiłem działać. Zaprosiłem Teresę i Zbigniewa na rozmowę. Magda była blada ze strachu.

— Chciałbym was o coś poprosić — zacząłem niepewnie. — Bardzo doceniam waszą pomoc i obecność… Ale potrzebujemy też czasu tylko dla siebie. Chcemy być rodziną na własnych zasadach.

Teresa spojrzała na mnie ze łzami w oczach.

— Myślałam, że jesteśmy wam potrzebni… Że jesteśmy częścią waszego życia…

Zbigniew milczał przez chwilę, po czym powiedział cicho:

— Może rzeczywiście przesadziliśmy…

Magda płakała całą noc. Następnego dnia jej rodzice nie przyszli. Ani kolejnego dnia. W domu zrobiło się cicho. Zbyt cicho.

Po tygodniu Magda powiedziała:

— Tęsknię za nimi… Ale rozumiem cię lepiej niż myślałam.

Przytuliłem ją mocno.

Minęły miesiące. Uczyliśmy się żyć na nowo — razem, ale z rodziną trochę dalej niż wcześniej. Czasem tęsknię za tamtym chaosem i śmiechem Teresy w kuchni. Ale wiem też, że musieliśmy to zrobić dla siebie.

Czy można kochać rodzinę i jednocześnie wymagać od niej szacunku do własnych granic? Czy każda rodzina musi przejść przez taki kryzys? Może wy też mieliście podobne doświadczenia?