„Wyrzuć mnie!” — jak pozbyłam się teściowej i zaczęłam żyć pełnią życia (historia Magdy z Poznania)

— Magda, nie tak się robi pierogi! — usłyszałam za plecami, kiedy próbowałam ulepić pierwszą partię na święta. Stałam w kuchni, dłonie miałam lepkie od ciasta, a serce waliło mi jak młot. Teściowa, pani Halina, patrzyła na mnie z wyższością, jakby każde moje potknięcie było dowodem na to, że jej syn wybrał źle. — U nas w domu zawsze się robiło inaczej — dodała, poprawiając fartuch i wyrywając mi wałek z ręki.

To był pierwszy dzień po ślubie. Zamiast cieszyć się nowym życiem z Pawłem, czułam się jak intruz we własnym mieszkaniu. Bo choć to był nasz świeżo kupiony, dwupokojowy blok na Ratajach, teściowa od razu uznała go za swoją twierdzę. — Ja tylko pomagam! — powtarzała, kiedy próbowałam delikatnie zasugerować, że może powinniśmy z Pawłem pobyć trochę sami. — Przecież nie masz jeszcze doświadczenia, a Paweł lubi porządek.

Przez pierwsze miesiące zaciskałam zęby. Paweł był rozdarty — kochał mnie, ale nie potrafił odmówić matce. — Ona się tylko troszczy — tłumaczył. — Po śmierci taty została sama, musimy jej pomóc się odnaleźć. Rozumiałam to, ale z każdym tygodniem czułam, jak znikam. Moje pomysły na urządzenie mieszkania były wyśmiewane. Moje gotowanie poprawiane. Nawet moje ubrania komentowane: — W tym chcesz iść do pracy? Wyglądasz jakbyś szła na randkę, nie do biura.

Najgorsze były wieczory. Kiedy wracałam zmęczona po pracy, marzyłam o chwili ciszy z Pawłem. Ale w salonie już czekała pani Halina z herbatą i kolejną porcją rad. — Magda, powinnaś pomyśleć o dziecku. W twoim wieku już czas. — Miała obsesję na punkcie wnuków. Czułam się jak inkubator, nie jak żona.

Pewnego dnia, po powrocie z pracy, zobaczyłam, że moje rzeczy z szafy zostały przełożone. — Przecież twoje swetry zajmowały za dużo miejsca — usłyszałam bez cienia skruchy. Wtedy pierwszy raz podniosłam głos: — To jest MOJA szafa! — Pani Halina spojrzała na mnie zaskoczona, a Paweł… spuścił wzrok.

Zaczęłam się dusić. Każda rozmowa kończyła się kłótnią. Paweł coraz częściej wychodził z domu „na siłownię”, a ja płakałam w łazience, żeby nikt nie słyszał. Moja mama mówiła: — Musisz być twarda, inaczej cię zniszczy. Ale jak być twardą, kiedy czujesz się jak gość we własnym życiu?

Punktem kulminacyjnym była Wielkanoc. Pani Halina zaprosiła do nas całą rodzinę Pawła bez pytania mnie o zdanie. Kuchnia zamieniła się w pole bitwy. — Magda, nie tak się kroi sałatkę! Magda, nie tak się nakrywa do stołu! Magda, nie tak się rozmawia z ciotką Krysią! — W końcu wybuchłam. Rzuciłam łyżką i wybiegłam na balkon, gdzie łzy ciekły mi po policzkach.

Wieczorem usiadłam z Pawłem. — Albo ona, albo ja — powiedziałam drżącym głosem. — Nie mogę tak żyć. Kocham cię, ale nie pozwolę się niszczyć.

Paweł milczał długo. W końcu powiedział: — Ona nie ma dokąd pójść…

— To nie mój problem! — krzyknęłam. — Mam prawo do własnego życia!

Następne dni były koszmarem. Pani Halina chodziła po domu jak cień, wzdychając i rzucając mi wymowne spojrzenia. Paweł spał na kanapie. Ja przestałam jeść.

W końcu zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do swojej przyjaciółki, Ani.

— Magda, musisz postawić granicę. Albo ona się wyprowadzi, albo ty odejdziesz. Nie możesz być ofiarą we własnym domu.

Tej nocy nie spałam. Rano spakowałam walizkę i postawiłam ją w przedpokoju.

— Co ty robisz? — zapytała pani Halina.

— Wychodzę. Nie będę tu dłużej mieszkać, jeśli pani nie przestanie mnie kontrolować.

Paweł patrzył na mnie z przerażeniem.

— Magda…

— Albo ona się wyprowadza, albo ja odchodzę na zawsze.

To był szantaż. Ale pierwszy raz poczułam się silna.

Przez dwa dni mieszkałam u Ani. Paweł dzwonił, błagał o rozmowę. W końcu zadzwoniła pani Halina.

— Może rzeczywiście przesadziłam… Może powinnam dać wam więcej przestrzeni…

Wróciłam do domu. Pani Halina zaczęła szukać mieszkania socjalnego. Paweł zaczął chodzić na terapię dla dorosłych dzieci nadopiekuńczych matek.

Minęło pół roku. Nasze życie zmieniło się nie do poznania. Z Pawłem znów rozmawiamy jak dawniej. Mamy swoje rytuały, swoje żarty, swoje plany na przyszłość.

Czasem spotykam panią Halinę na zakupach. Uśmiecha się do mnie nieśmiało. Myślę, że obie czegoś się nauczyłyśmy.

Dziś wiem jedno: jeśli nie postawisz granicy, ktoś inny przejmie twoje życie. Czy naprawdę warto poświęcać siebie dla cudzych oczekiwań? Czy odwaga do bycia sobą nie jest największym darem, jaki możemy sobie dać?