Zostawałam po godzinach, by nie wracać do domu. Czy można uciec przed własnym życiem?

— Znowu wracasz po dwudziestej? — głos Pawła rozbrzmiewał w słuchawce, gdy wychodziłam z biura. — Może w końcu zajmiesz się domem, a nie tylko robotą?

Zacisnęłam powieki, czując znajome ukłucie w żołądku. Nie miałam siły na kolejną kłótnię. — Paweł, mam dużo pracy. Ktoś musi zarabiać na rachunki — odpowiedziałam cicho, choć wiedziałam, że to tylko wymówka. Prawda była taka, że biuro stało się moim schronieniem. Tam nikt mnie nie krytykował, nikt nie patrzył z pogardą. Tam czułam się potrzebna.

Jeszcze dwa lata temu śmialiśmy się razem z Pawłem przy kuchennym stole, planowaliśmy wakacje nad Bałtykiem i marzyliśmy o własnym domu z ogrodem. Teraz nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz spojrzał na mnie z czułością. Zamiast tego słyszałam tylko pretensje: że nie gotuję jak jego mama, że nie sprzątam wystarczająco dokładnie, że za dużo czasu spędzam w pracy.

— Może gdybyś wracała wcześniej, mielibyśmy o czym rozmawiać — rzucił pewnego wieczoru, gdy weszłam do mieszkania. W kuchni unosił się zapach przypalonego bigosu. — Ale ty wolisz siedzieć z tymi swoimi papierami.

— Przynajmniej ktoś mnie tam docenia — wyrwało mi się. Paweł spojrzał na mnie z niedowierzaniem, a potem odwrócił się na pięcie i trzasnął drzwiami do sypialni.

W pracy byłam inna. Pomagałam koleżankom z działu kadr, zostawałam po godzinach, żeby dokończyć raporty za Anię, której synek znów był chory. Szefowa chwaliła mnie na zebraniach, a koleżanki przynosiły kawę i pytały, jak sobie radzę. Tam czułam się potrzebna i ważna.

W domu czekała cisza. Paweł coraz częściej wychodził wieczorami „na piwo z chłopakami”. Czasem wracał późno i wtedy zaczynały się awantury. — Po co ci ta praca? — krzyczał. — Przecież ja zarabiam wystarczająco! Chcesz być lepsza ode mnie?

Nie chciałam być lepsza. Chciałam tylko być szanowana. Chciałam znów poczuć się kochana.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie mama. — Martwię się o ciebie, Marto — powiedziała cicho. — Nie widziałam cię od miesięcy. Co się dzieje?

Nie potrafiłam jej odpowiedzieć. Jak powiedzieć własnej matce, że boję się wracać do domu? Że mąż, którego kiedyś kochałam, stał się dla mnie kimś obcym?

W pracy zaczęłam zostawać coraz dłużej. Zgłaszałam się do dodatkowych projektów, brałam nadgodziny w weekendy. Koleżanki zaczęły pytać: — Marta, wszystko u ciebie w porządku? Wyglądasz na zmęczoną.

— Tak, po prostu dużo pracy — odpowiadałam mechanicznie.

Pewnego wieczoru zostałam w biurze do północy. Gdy wróciłam do mieszkania, Paweł już spał na kanapie w salonie. Na stole stała niedopita butelka piwa i talerz z resztkami kolacji. Usiadłam w kuchni i rozpłakałam się po raz pierwszy od miesięcy.

Następnego dnia Paweł czekał na mnie w przedpokoju.

— Musimy pogadać — powiedział stanowczo.

Usiadłam naprzeciwko niego na kanapie. Przez chwilę milczeliśmy.

— Co się z nami stało? — zapytałam w końcu drżącym głosem.

— Ty mi powiedz — odpowiedział chłodno. — Odkąd dostałaś awans, zachowujesz się jakbyś była kimś lepszym. Nie potrzebujesz mnie.

— Potrzebuję szacunku — wyszeptałam. — Potrzebuję partnera, a nie kogoś, kto codziennie mnie krytykuje.

Paweł spojrzał na mnie zaskoczony. Przez chwilę widziałam w jego oczach cień dawnej czułości, ale zaraz zgasł.

— Może powinniśmy zrobić sobie przerwę — powiedziałam nagle, sama nie wierząc w swoje słowa.

Paweł milczał długo, po czym skinął głową i wyszedł z mieszkania bez słowa.

Tamtej nocy nie spałam ani minuty. Przewracałam się z boku na bok, analizując każdą rozmowę z ostatnich miesięcy. Czy naprawdę zrobiłam wszystko, co mogłam? Czy to moja wina?

Następnego dnia zadzwoniła Ania z pracy.

— Marta, wiem, że to nie moja sprawa… Ale jeśli chcesz pogadać albo po prostu posiedzieć razem po pracy, daj znać.

Po raz pierwszy od dawna poczułam wdzięczność i ulgę. Może nie jestem sama?

Minęły tygodnie. Paweł wyprowadził się do matki. W domu było cicho i pusto, ale przynajmniej nie musiałam już udawać przed samą sobą.

Czasem zastanawiam się: czy można było to wszystko uratować? Czy naprawdę musiałam uciekać w pracę zamiast walczyć o nas?

A może czasem lepiej pozwolić odejść temu, co nas niszczy? Co Wy o tym myślicie?