Dowiedziałam się o ślubie mojego syna od sąsiadki. Czy naprawdę zasłużyłam na takie odrzucenie?
— Pani Karolino, a pani już wie, że Michał się żeni? — głos sąsiadki, pani Zofii, zabrzmiał w moim uchu jak wyrok. Stałam jeszcze w progu, z siatkami pełnymi zakupów, kiedy usłyszałam te słowa. Zamarłam.
— Co pani mówi? — zapytałam, czując jak serce podchodzi mi do gardła.
— No jak to? Cała klatka już wie! Podobno z tą Anią, co to razem studiowali. Ślub za dwa tygodnie, w kościele na Wyszyńskiego. — Pani Zofia mówiła dalej, nieświadoma, że właśnie roztrzaskała moje serce na tysiąc kawałków.
Nie pamiętam, jak dotarłam do mieszkania. Klucze wypadły mi z rąk, siatki z zakupami rozsypały się po podłodze. Usiadłam ciężko na kanapie i poczułam, jak łzy same płyną mi po policzkach. Michał — mój jedyny syn, moje wszystko — bierze ślub i nawet nie uznał za stosowne mi o tym powiedzieć. Nie zadzwonił, nie napisał. Dowiaduję się od sąsiadki, jakbym była kimś obcym.
Przez kilka godzin siedziałam w milczeniu. W głowie kłębiły mi się pytania: Co zrobiłam nie tak? Dlaczego mnie odsunął? Przecież zawsze byłam przy nim — po rozwodzie z jego ojcem to ja dźwigałam wszystko sama. Michał był moim oczkiem w głowie. Może byłam zbyt opiekuńcza? Może za bardzo ingerowałam w jego życie?
Wieczorem zadzwoniłam do niego. Sygnał… jeden, drugi, trzeci… W końcu odebrał.
— Cześć, mamo — usłyszałam jego głos, jakby lekko spięty.
— Michał… czy to prawda? Bierzesz ślub?
Po drugiej stronie zapadła cisza.
— Tak… Miałem ci powiedzieć — odpowiedział cicho.
— Miałeś mi powiedzieć? Dowiedziałam się od pani Zofii! Czy ja naprawdę zasłużyłam na to, żeby być ostatnią osobą, która się dowiaduje?
— Mamo, proszę cię… To wszystko jest skomplikowane. Ania nie chciała wielkiego zamieszania, a ja… — urwał.
— A ty co? Bałeś się mojej reakcji? Myślisz, że nie potrafię się cieszyć twoim szczęściem?
— Nie o to chodzi… Po prostu… Ostatnio często się kłóciliśmy. Ania uważa, że za bardzo ingerujesz w nasze życie.
Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w twarz.
— Rozumiem — powiedziałam chłodno i rozłączyłam się.
Przez całą noc przewracałam się z boku na bok. Wspominałam nasze wspólne chwile: pierwsze kroki Michała, jego maturę, studia. Przypomniałam sobie też te wszystkie razy, kiedy próbowałam doradzać mu w sprawach Ani — może rzeczywiście przesadzałam? Może powinnam była pozwolić mu samemu popełniać błędy?
Następnego dnia postanowiłam spotkać się z Anią. Zadzwoniłam do niej.
— Dzień dobry, Aniu. Czy mogłybyśmy się spotkać? Chciałabym porozmawiać.
Po drugiej stronie przez chwilę panowała cisza.
— Dobrze… Może dziś po południu? W kawiarni przy rynku?
Przyszłam przed czasem. Ręce mi się trzęsły. Kiedy Ania weszła do kawiarni, wyglądała na spiętą.
— Dziękuję, że przyszłaś — zaczęłam niepewnie.
— Proszę pani… Karolino… Ja wiem, że to wszystko wyszło niezręcznie — powiedziała cicho.
— Chciałabym tylko wiedzieć jedno: dlaczego nie mogłam dowiedzieć się o ślubie od was?
Ania spuściła wzrok.
— Michał bardzo pana kocha. Ale ostatnio czuł się przytłoczony… Często dzwoniła pani po kilka razy dziennie, doradzała w każdej sprawie. On chciał sam podejmować decyzje. Ja też… trochę się bałam tej rozmowy. Bałam się konfliktu.
Zrobiło mi się wstyd. Przypomniałam sobie wszystkie te telefony: „Michałku, czy zjadłeś obiad?”, „Aniu, czy na pewno dobrze się czujesz?”, „Może powinniście wynająć inne mieszkanie?”.
— Chciałam tylko dobrze… — wyszeptałam.
— Wiem. Ale czasem trzeba pozwolić odejść dziecku i zaufać mu — odpowiedziała Ania spokojnie.
Siedziałyśmy przez chwilę w milczeniu. W końcu spojrzałam jej prosto w oczy.
— Czy mogę być na waszym ślubie?
Ania uśmiechnęła się niepewnie.
— Oczywiście! Michał bardzo tego chce. Ja też… Chciałabym spróbować zacząć od nowa.
Wróciłam do domu z ciężkim sercem, ale i z nadzieją. Wieczorem zadzwonił Michał.
— Mamo… Dziękuję ci za rozmowę z Anią. Przepraszam, że tak wyszło. Chciałem ci powiedzieć osobiście, ale bałem się twojej reakcji…
— Michałku… Ja też przepraszam. Chyba muszę nauczyć się być mamą dorosłego syna.
Rozmawialiśmy długo — pierwszy raz od miesięcy bez pretensji i żalu. Poczułam ulgę i smutek jednocześnie: mój syn dorósł i muszę pozwolić mu żyć po swojemu.
Dziś wiem jedno: czasem największą miłością jest pozwolić odejść i zaufać temu, kogo kochamy najbardziej na świecie. Ale czy potrafimy pogodzić się z tym, że nasze dzieci już nas nie potrzebują tak jak dawniej? Czy wy też kiedyś musieliście nauczyć się odpuszczać?