Dwie babcie, jedna wnuczka i wojna, której nikt nie chciał. Moja walka o dzieciństwo mojej córki.
– Haniu, pamiętaj, że u babci Zosi zawsze jest smutno, a u mnie jest wesoło – szepcze mama, kiedy wychodzimy z klatki schodowej. Hania ściska moją dłoń mocniej. Widzę, jak jej oczy błądzą po chodniku, jakby szukała tam odpowiedzi na pytania, których nie potrafi zadać.
Zanim zdążę cokolwiek powiedzieć, dzwoni telefon. To mama mojego męża, babcia Zosia. – Czy Hania już wróciła od tej drugiej babci? – pyta z wyraźną irytacją. – Bo wiesz, ona zawsze wraca stamtąd taka rozkapryszona…
Oddycham głęboko. Mam ochotę krzyczeć. Od pięciu lat próbuję pogodzić dwie kobiety, które kocham i które kochają moją córkę. Ale one nie potrafią przestać ze sobą rywalizować. Każda z nich chce być tą najważniejszą babcią. Każda z nich chce mieć wyłączność na miłość Hani.
Pamiętam pierwszy raz, kiedy to się zaczęło. Hania miała kilka miesięcy, a moja mama przyniosła jej nową sukienkę. – Zobacz, jaka śliczna! – zachwycała się. Tydzień później Zosia kupiła identyczną, tylko w innym kolorze. – Moja wnuczka musi mieć wszystko, co najlepsze – powiedziała z uśmiechem pełnym wyzwania.
Z czasem zaczęły się drobne docinki. – U nas Hania je domowe obiady, a nie te gotowce ze sklepu – mówiła mama przy każdej okazji. – U mnie przynajmniej nie siedzi cały dzień przed telewizorem – ripostowała Zosia.
Przez lata próbowałam to ignorować. Udawałam, że nie słyszę tych uwag. Ale kiedy Hania zaczęła powtarzać: „Babcia mówi, że druga babcia jest zła”, poczułam, że coś we mnie pęka.
Pewnego dnia wróciłam z pracy wcześniej niż zwykle. Zastałam Hanię siedzącą na dywanie w salonie u mojej mamy. Była cicha i zamyślona, bawiła się lalką bez entuzjazmu. Mama patrzyła na nią z troską.
– Co się stało, kochanie? – zapytałam.
– Babcia Zosia powiedziała, że ty bardziej kochasz babcię Anię niż ją…
Zatkało mnie. Spojrzałam na mamę, która wzruszyła ramionami.
– Ja tylko chcę dla niej jak najlepiej – powiedziała cicho.
Wieczorem rozmawiałam z mężem. – Tomek, musimy coś zrobić. To nie jest normalne…
– Wiem – westchnął ciężko. – Ale co? Przecież one się nie zmienią.
Ale ja już nie mogłam dłużej patrzeć na smutek w oczach mojego dziecka.
Następnego dnia zaprosiłam obie babcie na kawę. Siedziały naprzeciwko siebie przy stole jak dwie królowe na wojennej naradzie. Hania bawiła się w swoim pokoju.
– Musimy porozmawiać – zaczęłam drżącym głosem. – Wasza rywalizacja rani Hanię. Ona nie rozumie, dlaczego jej ukochane babcie mówią o sobie złe rzeczy.
Mama spojrzała na Zosię z chłodnym uśmiechem.
– Ja tylko chcę dla niej dobrze.
– A ja niby nie? – Zosia uniosła brwi.
– Obie chcecie dla niej dobrze – przerwałam stanowczo. – Ale przez wasze zachowanie ona czuje się rozdarta. Boicie się, że stracicie jej miłość? Przecież ona ma jej tyle dla was obu!
Zapadła cisza. Słyszałam tylko tykanie zegara i cichy śmiech Hani za ścianą.
– Może przesadzamy… – odezwała się w końcu mama mojego męża.
– Może… – przyznała moja mama niechętnie.
– Proszę was tylko o jedno: nie mówcie przy niej źle o sobie nawzajem. Nie pytajcie jej, którą babcię kocha bardziej. Nie róbcie z niej sędziego w waszej wojnie.
Obie milczały długo. Widziałam w ich oczach dumę i żal, ale też cień zrozumienia.
Od tamtej rozmowy minęły dwa miesiące. Nie jest idealnie – czasem słyszę jeszcze kąśliwe uwagi, ale coraz częściej widzę, jak obie starają się powstrzymać przed komentarzem. Hania znów śmieje się głośno i bez lęku opowiada o obu babciach.
Wiem, że to dopiero początek drogi. Że rodzinne konflikty nie znikają po jednej rozmowie. Ale wiem też, że warto było zawalczyć o dzieciństwo mojej córki.
Czasem patrzę na Hanię i zastanawiam się: ile dzieci w Polsce żyje rozdartych między dorosłymi? Ile z nich nosi w sobie ciężar cudzych ambicji i żalów? Czy naprawdę musimy wybierać strony w rodzinnych wojnach?
Może czasem wystarczy po prostu pozwolić dziecku kochać wszystkich tak samo mocno?