„Jeśli nie potrafisz utrzymać porządku, spakuj się i idź” – Mój świat z Markiem, gdzie miłość ściera się z obsesją

– Znowu zostawiłaś kubek na stole! – głos Marka przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy zlewie, dłonie drżały mi lekko, kiedy zmywałam naczynia po śniadaniu. W powietrzu unosił się zapach kawy i niepokoju.

– Przepraszam, zaraz go odłożę – odpowiedziałam cicho, nie patrząc mu w oczy. Wiedziałam, że to nie koniec. Marek miał ten swój ton – zimny, wyliczający, jakby każde moje potknięcie było kolejnym punktem na liście przewinień.

– Ile razy mam powtarzać? Jeśli nie potrafisz utrzymać porządku, spakuj się i idź! – rzucił przez zaciśnięte zęby.

Wtedy poczułam znajome ukłucie w żołądku. To nie był pierwszy raz. Od lat żyłam w świecie, gdzie każda rzecz miała swoje miejsce, a ja coraz mniej miałam swoje miejsce w tym świecie.

Kiedyś Marek był inny. Pamiętam nasze pierwsze wspólne mieszkanie na Pradze – małe, pełne książek i śmiechu. Wtedy jeszcze potrafiliśmy zostawić talerze po kolacji do rana i śmiać się z tego jak dzieci. Ale potem przyszła praca, stres, kredyt na mieszkanie i… coś się zmieniło. Marek zaczął układać wszystko pod linijkę. Najpierw książki na półkach, potem przyprawy w szafkach, aż w końcu zaczął układać mnie.

– Mamo, czemu tata znowu krzyczy? – zapytała cicho Zosia, nasza ośmioletnia córka, która stała w drzwiach kuchni z pluszowym kotem przytulonym do piersi.

– Nic się nie dzieje, kochanie. Tata jest po prostu zmęczony – skłamałam, głaszcząc ją po włosach.

Ale wiedziałam, że dzieje się wszystko. Każdego dnia czułam się coraz bardziej jak cień we własnym domu. Marek miał swoje zasady: buty zawsze ustawione równo przy drzwiach, ręczniki poskładane w kostkę, pilot od telewizora na środku stolika. Nawet Zosia musiała układać swoje kredki według kolorów.

Pamiętam dzień, kiedy pierwszy raz powiedział mi: „Jak ci się nie podoba, możesz się wyprowadzić”. To było po tym, jak zostawiłam otwartą szafkę w łazience. Wtedy jeszcze próbowałam walczyć.

– Marek, przecież to tylko szafka! – krzyknęłam wtedy.

– To nie chodzi o szafkę! To chodzi o szacunek! – odpowiedział z furią.

Z czasem przestałam odpowiadać. Zaczęłam milczeć. Uczyłam się chodzić na palcach po naszym mieszkaniu na Ursynowie, żeby nie zostawić po sobie śladu. Nawet Zosia nauczyła się nie rozrzucać zabawek po pokoju.

Czasem siadałam wieczorem na balkonie i patrzyłam na światła miasta. Pytałam siebie: czy to jest życie? Czy to jest miłość?

Moja mama mówiła: „Wytrzymaj, on cię kocha na swój sposób”. Ale czy miłość to kontrola? Czy miłość to strach przed zostawieniem kubka na stole?

Pewnego dnia odwiedziła mnie siostra, Anka. Usiadłyśmy przy kuchennym stole – oczywiście wcześniej starannie go przetarłam.

– Ty już nie jesteś sobą – powiedziała nagle Anka. – Pamiętasz, jak malowałaś obrazy? Gdzie są twoje farby?

Zamilkłam. Moje farby leżały głęboko w szafie, bo Marek nie znosił bałaganu.

– On cię niszczy – dodała cicho Anka.

Nie odpowiedziałam. Bałam się nawet myśleć o tym głośno.

Wieczorem Marek wrócił z pracy wcześniej niż zwykle. Zosia bawiła się klockami na dywanie.

– Co tu za bałagan?! – wrzasnął nagle.

Zosia spojrzała na mnie przerażona. Wtedy coś we mnie pękło.

– Marek, to tylko dziecko! Pozwól jej być sobą!

Spojrzał na mnie jak na obcą osobę.

– Jeśli nie potraficie żyć według moich zasad…

– To co? Spakujemy się i pójdziemy? – przerwałam mu drżącym głosem.

Zapadła cisza. Zosia zaczęła płakać. Ja poczułam ulgę i strach jednocześnie.

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Siedziałam przy łóżku Zosi i głaskałam ją po włosach.

– Mamo, czy my musimy być zawsze tacy grzeczni? – zapytała przez łzy.

– Nie kochanie… Nie musimy – odpowiedziałam i sama zaczęłam płakać.

Następnego dnia spakowałam kilka rzeczy do torby. Nie wiedziałam jeszcze dokąd pójdziemy. Ale wiedziałam jedno: nie chcę już być gościem we własnym domu.

Dziś mija rok od tamtego dnia. Wynajmujemy małe mieszkanie na Ochocie. Jest bałagan, są kredki na podłodze i kubki na stole. Czasem płaczę z bezsilności, ale częściej śmiejemy się z Zosią do łez.

Czy miłość wystarczy, jeśli codziennie boisz się oddychać pełną piersią? Czy dom to miejsce bez skazy czy raczej przestrzeń dla naszych niedoskonałości? Co wy byście zrobili na moim miejscu?