Kiedy Babcie Walczą o Wnuczkę: Moja Rodzina na Krawędzi

— Nie pozwolę, żeby twoja matka mieszkała tu przez dwa tygodnie! — głos teściowej przeszył ciszę jak nóż. Stała w progu naszego mieszkania, zaciśnięte pięści i wzrok wbity w mojego męża, Pawła. Ja siedziałam na kanapie, tuląc naszą maleńką Zosię, która właśnie zasnęła po kolejnej nieprzespanej nocy.

Miałam ochotę krzyczeć. Moja mama, Barbara, zadzwoniła rano z pytaniem, czy może przyjechać na kilka dni, żeby mi pomóc. Byłam wykończona — Zosia płakała całe noce, Paweł wracał późno z pracy, a ja czułam się coraz bardziej samotna i zagubiona. Marzyłam o tym, żeby ktoś mnie przytulił, ugotował obiad, przejął choć na chwilę opiekę nad dzieckiem.

Ale dla mojej teściowej, pani Krystyny, to był zamach na jej pozycję. Od początku dawała mi do zrozumienia, że to ona wie najlepiej, jak wychowywać dzieci. — Ja wychowałam trójkę! — powtarzała przy każdej okazji. — Twoja matka nie miała takich problemów jak ty. Teraz to młode matki wszystko by chciały mieć podane na tacy.

Paweł stał między nami jak sędzia na ringu. — Mamo, Elżbieta potrzebuje teraz wsparcia. Jej mama chce pomóc… — zaczął ostrożnie.

— A ja co? Ja nie pomagam? Codziennie dzwonię, przywożę zupę! — Krystyna podniosła głos.

— Ale nie zostajesz na noc — wyszeptałam, czując jak łzy napływają mi do oczu. — Mamo… — spojrzałam na Pawła błagalnie.

On tylko spuścił wzrok. Wiedziałam, że nie chce ranić matki, ale też widział, jak bardzo jestem zmęczona.

W końcu Krystyna wyszła trzaskając drzwiami. Zosia obudziła się z płaczem. Usiadłam na podłodze i zaczęłam kołysać ją w ramionach. Czułam się jak dziecko w środku rodzinnej burzy.

Wieczorem zadzwoniła moja mama.

— Kochanie, jak się czujesz? Mogę przyjechać jutro?

— Mamo… — głos mi się załamał. — Krystyna nie chce, żebyś tu była. Twierdzi, że to jej miejsce.

— Elżbieta, to twoje życie i twoje dziecko. Potrzebujesz mnie?

— Tak — wyszeptałam.

Mama przyjechała następnego dnia rano. Przywiozła rosół i świeże bułki. Pomogła mi wykąpać Zosię, posprzątała kuchnię i położyła mnie spać na dwie godziny. Czułam się jakbym wróciła do domu po długiej podróży przez pustynię.

Ale Krystyna nie odpuszczała. Dzwoniła co godzinę do Pawła, wypytywała o każdy szczegół: czy Zosia dobrze śpi, czy mama nie robi czegoś „po swojemu”. W końcu przyszła bez zapowiedzi. Zastała nas przy stole — mama karmiła Zosię butelką, ja jadłam obiad.

— Aha! — Krystyna rzuciła spojrzenie pełne pogardy na moją mamę. — Butelka? Przecież miałaś karmić piersią!

Zamarłam. Mama spojrzała na mnie z troską.

— Elżbieto, musisz postawić granice — powiedziała cicho wieczorem. — Inaczej zwariujesz.

Ale jak postawić granice między dwiema kobietami, które kochają moją córkę na swój sposób? Jak powiedzieć teściowej, że jej obecność mnie męczy? Jak nie zranić mamy?

Paweł coraz częściej wracał do domu późno. Unikał rozmów o rodzinie. Czułam się coraz bardziej samotna w tym chaosie.

Pewnego wieczoru usiadłam z nim w kuchni.

— Paweł… Ja już nie daję rady. Potrzebuję twojego wsparcia. Musimy razem ustalić zasady.

Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.

— Wiem… Ale boję się zranić mamę.

— A mnie już zraniłeś — powiedziałam cicho.

Następnego dnia napisałam do Krystyny wiadomość: „Doceniam wszystko, co robisz dla nas i Zosi. Ale teraz potrzebuję obecności mojej mamy. Proszę, uszanuj to”.

Nie odpisała przez dwa dni. Potem przyszła z prezentem dla Zosi i łzami w oczach.

— Chciałam być ważna… Nie chcę ci przeszkadzać — powiedziała drżącym głosem.

Przytuliłam ją mocno. Poczułam ulgę i smutek jednocześnie.

Dziś Zosia ma już trzy miesiące. Relacje z Krystyną są lepsze, ale wiem, że ta rana zostanie na długo. Mama wróciła do siebie, ale codziennie dzwoni i pyta o nas.

Czasem patrzę na moją córkę i zastanawiam się: czy kiedyś będę tak walczyć o miejsce w jej życiu? Czy potrafię być mądrzejsza niż nasze babcie?