Mąż obwinia mnie za nasze kłopoty finansowe po narodzinach trzeciego dziecka – czy to naprawdę moja wina?
– I co teraz, Magda? – Tomek rzucił kluczami na stół, a ja aż podskoczyłam. – Mówiłem ci, że nie damy rady z trójką dzieci!
Zamarłam z łyżką kaszki w ręku. Mały Staś płakał w swoim krzesełku, a starsze dzieci, Zosia i Kuba, kłóciły się o kredki przy kuchennym stole. W powietrzu wisiała ciężka cisza, przerywana tylko szlochem niemowlaka i szuraniem krzeseł.
– Tomek, przecież to ty chciałeś jeszcze jedno dziecko – odpowiedziałam cicho, próbując nie rozpłakać się przy dzieciach. – Pamiętasz? To ty mówiłeś, że rodzina to nasza siła…
– Tak, ale nie przewidziałem, że wszystko się tak posypie! – syknął. – Kredyt na mieszkanie, raty za samochód, ceny w sklepach… A ty siedzisz w domu i tylko wydajesz!
Poczułam, jak narasta we mnie bezsilność. Przecież nie siedzę bezczynnie. Każdy dzień to walka: pobudki w nocy do Stasia, śniadania, przedszkole, zakupy, pranie, gotowanie, lekcje z Kubą… Nie pamiętam już, kiedy ostatnio miałam chwilę dla siebie.
Ale Tomek tego nie widzi. Odkąd Staś się urodził, jest coraz bardziej nieobecny. Pracuje dłużej, wraca zmęczony i rozdrażniony. Często nawet nie pyta, jak minął mi dzień. Zamiast tego wylicza wydatki i narzeka na rachunki.
Wieczorem usiadłam na kanapie i patrzyłam na śpiące dzieci. Zosia wtuliła się w pluszowego misia, Kuba chrapał cicho przez sen. Staś oddychał spokojnie w swoim łóżeczku. Zawsze marzyłam o dużej rodzinie – ciepłym domu pełnym śmiechu i miłości. Ale teraz czuję się jak więzień własnych marzeń.
Telefon zadzwonił. To była mama.
– Magda, wszystko w porządku? – zapytała od razu.
– Tak… – skłamałam.
– Słyszę po głosie, że coś się dzieje. Powiedz mi szczerze.
Zacisnęłam powieki. – Mamo, Tomek jest coraz bardziej nerwowy. Obwinia mnie o wszystko… O to, że nie pracuję, że mamy długi…
– Kochanie – westchnęła mama – on też jest pod presją. Ale nie możesz pozwolić się tak traktować. Jesteście razem w tym wszystkim.
Wiedziałam, że ma rację. Ale jak mu to powiedzieć? Jak dotrzeć do Tomka, skoro zamknął się w swoim świecie frustracji?
Następnego dnia postanowiłam spróbować jeszcze raz.
– Tomek… – zaczęłam ostrożnie podczas kolacji. – Musimy porozmawiać.
Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
– O czym?
– O nas. O tym wszystkim…
Przez chwilę milczał.
– Magda, ja już nie wiem, co robić. Czuję się jak nieudacznik. Pracuję po godzinach, a i tak ciągle brakuje pieniędzy…
– Ja też się boję – przyznałam cicho. – Ale nie możesz zrzucać całej winy na mnie. To była nasza wspólna decyzja.
Tomek spuścił głowę.
– Może gdybyś wróciła do pracy…
Zacisnęłam pięści pod stołem.
– Kto zajmie się dziećmi? Przedszkole dla trójki kosztuje fortunę! Staś jest jeszcze za mały…
Widziałam łzy w jego oczach. Pierwszy raz od dawna zobaczyłam w nim nie tylko złość, ale i strach.
– Przepraszam – wyszeptał. – Po prostu… czasem mam wrażenie, że wszystko wymyka mi się spod kontroli.
Przez kolejne dni atmosfera była napięta jak struna. Każda rozmowa kończyła się kłótnią lub milczeniem. Czułam się coraz bardziej samotna.
Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę Tomka przez telefon:
– Nie wiem już, co robić… Magda jest cały czas w domu, ja haruję jak wół… Może powinienem był się postawić i nie zgadzać na trzecie dziecko…
Zamknęłam się w łazience i rozpłakałam się jak dziecko. Czy naprawdę jestem winna temu wszystkiemu? Czy moje pragnienie rodziny było egoistyczne?
W końcu zebrałam się na odwagę i poszukałam pomocy. Napisałam na forum dla mam: „Czy ktoś z was czuje się winny za decyzje podjęte wspólnie z mężem? Jak sobie radzicie z poczuciem winy i presją?”
Odpowiedzi przyszły szybko:
„Nie jesteś sama!”
„To nie twoja wina!”
„Porozmawiajcie szczerze albo idźcie do mediatora.”
„Mój mąż też miał taki okres…”
Poczułam ulgę. Może rzeczywiście nie jestem sama?
Następnego dnia zaproponowałam Tomkowi wspólną wizytę u doradcy rodzinnego. Najpierw był sceptyczny, ale zgodził się.
Na pierwszym spotkaniu oboje płakaliśmy. Opowiedzieliśmy o swoich lękach i rozczarowaniach. Okazało się, że Tomek czuje się osamotniony w roli żywiciela rodziny i boi się porażki tak samo jak ja.
To był początek trudnej drogi do odbudowania wzajemnego zaufania i wsparcia. Zaczęliśmy planować budżet razem, szukać oszczędności i rozważać moje powolne powroty do pracy na pół etatu.
Nie jest łatwo – są dni lepsze i gorsze. Ale przynajmniej już nie jesteśmy przeciwko sobie.
Czasem patrzę na śpiące dzieci i pytam siebie: czy naprawdę można kogoś obwiniać za wspólne decyzje? Czy rodzina to tylko suma rachunków i wydatków? A może coś więcej?
Czy wy też czasem czujecie się winni za coś, co przecież było marzeniem was obojga?