Mój brat przestał się do mnie odzywać, odkąd rodzice kupili mi samochód. Czy można naprawić zerwane więzi?

– Serio? Im tylko na tobie zależy? – głos Tomka rozbrzmiał w kuchni jak wystrzał. Stał oparty o lodówkę, z zaciśniętymi pięściami, a jego oczy płonęły gniewem. Właśnie wróciłem z rodzicami z salonu samochodowego. Kluczyki do nowiutkiego Fiata 500 błyszczały w mojej dłoni, jeszcze nie wierzyłem, że to naprawdę się dzieje.

– Tomek, to nie tak… – zacząłem niepewnie, ale on już był w połowie drogi do swojego pokoju. Trzasnął drzwiami tak mocno, że aż zadrżały szyby.

Od tego dnia wszystko się zmieniło. Wcześniej byliśmy nierozłączni – razem graliśmy w piłkę na podwórku, razem śmialiśmy się z głupich żartów taty, razem uciekaliśmy przed mamą, gdy rozlewaliśmy sok na dywan. Teraz w naszym domu zapanowała cisza. Tomek przestał ze mną rozmawiać. Przechodził obok mnie jak obok powietrza, a ja czułem się coraz bardziej winny.

Próbowałem z nim rozmawiać. Pukałem do jego drzwi:

– Tomek, możemy pogadać?

Cisza.

– Proszę cię, nie chcę, żeby było między nami tak…

Cisza.

Rodzice też zauważyli zmianę. Mama próbowała rozładować napięcie:

– Tomek, może pojedziemy razem na lody?

Ale on tylko wzruszał ramionami i wychodził z domu. Tata udawał, że nic się nie dzieje, ale widziałem, jak wieczorami dłużej patrzy w telewizor, jakby szukał tam odpowiedzi na pytania, których nikt nie odważył się zadać.

Zacząłem unikać jazdy samochodem przy Tomku. Czułem się winny za coś, o co nawet nie prosiłem. To rodzice postanowili kupić mi auto – miałem zdać maturę i dostać się na studia do Warszawy. Tomek był dwa lata młodszy, jeszcze w liceum. Może myślał, że to niesprawiedliwe? Że rodzice faworyzują mnie?

Pewnego wieczoru podsłuchałem rozmowę rodziców:

– Może powinniśmy byli kupić coś też Tomkowi? – szeptała mama.

– Ale przecież on jeszcze nie ma prawa jazdy… – odpowiedział tata bezradnie.

– Ale widzisz, jak cierpi.

Zacisnąłem pięści. Nie chciałem być powodem cierpienia brata.

Minęły tygodnie. W domu było coraz gorzej. Rodzice zaczęli się kłócić o drobiazgi – o to, kto nie wyniósł śmieci, kto zapomniał kupić mleka. Tomek zamknął się w sobie jeszcze bardziej. Ja zacząłem spędzać więcej czasu poza domem – na uczelni, u znajomych, byle nie czuć tej duszącej atmosfery.

Pewnego dnia wróciłem wcześniej niż zwykle. Zastałem Tomka siedzącego przy stole w kuchni. Na stole leżały jego świadectwa szkolne i jakieś papiery.

– Czego chcesz? – zapytał bez emocji.

– Chciałem pogadać… Przepraszam cię za wszystko. Wiem, że jesteś zły.

Spojrzał na mnie z pogardą:

– Myślisz, że chodzi o samochód? O to żelastwo? Chodzi o to, że zawsze jesteś pierwszy. Zawsze lepszy. Zawsze ty dostajesz wszystko.

Zatkało mnie. Nigdy nie myślałem o tym w ten sposób.

– Tomek… ja też mam swoje problemy. Nie wszystko jest takie idealne…

– Tak? To czemu nigdy o tym nie mówisz? Czemu zawsze udajesz silnego?

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Może rzeczywiście zawsze chciałem być tym „dobrym synem”, żeby rodzice byli ze mnie dumni? Może przez to Tomek czuł się gorszy?

Usiedliśmy naprzeciwko siebie w milczeniu. Po chwili Tomek powiedział cicho:

– Wiesz… czasem mam wrażenie, że dla nich nie istnieję.

Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego.

– Przepraszam cię – wyszeptałem. – Nie chciałem nigdy cię zranić.

Tomek wzruszył ramionami i wyszedł z kuchni. Ale coś się zmieniło – pierwszy raz od miesięcy powiedział mi coś więcej niż „spadaj”.

Następnego dnia zostawiłem mu na biurku kartkę: „Chcesz się przejechać? Ty prowadzisz.”

Wieczorem usiadł obok mnie w samochodzie. Był spięty, ale widziałem błysk ekscytacji w jego oczach.

– Serio mogę?

– Jasne. To tylko samochód. Ale ty jesteś moim bratem.

Pojechaliśmy na obrzeża miasta. Tomek prowadził ostrożnie, ale z każdym kilometrem uśmiechał się coraz szerzej.

Od tamtej pory powoli zaczęliśmy odbudowywać naszą relację. To nie było łatwe – musieliśmy nauczyć się rozmawiać o swoich uczuciach, o zazdrości i lękach. Rodzice też zaczęli bardziej zwracać uwagę na Tomka – chwalili go za dobre oceny, interesowali się jego pasjami.

Dziś wiem jedno: żaden prezent nie jest wart tego, by stracić brata. Może czasem wystarczy po prostu porozmawiać i przyznać się do własnych słabości?

Czy wy też kiedyś straciliście kogoś przez zazdrość lub niedopowiedzenia? Jak odbudować zaufanie tam, gdzie pojawiła się rysa?