Mój mąż nie zna naszej córki – czy można jeszcze uratować rodzinę?
– Znowu nie odrobiła lekcji? – głos Marka odbił się echem w kuchni. Stał oparty o framugę, z kubkiem kawy, jakby był tu tylko gościem. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
– Marek, ona ma dzisiaj wolne. Jest sobota. – Odpowiedziałam cicho, bo nie chciałam, żeby Zosia słyszała. Nasza córka siedziała w swoim pokoju, rysując coś zawzięcie.
– Aha… – mruknął i zniknął za drzwiami. Jak zwykle. Jakbyśmy żyli obok siebie, a nie razem. Jakby Zosia była tylko moją sprawą.
Zawsze myślałam, że rodzina to drużyna. Że będziemy razem przeżywać wzloty i upadki. Ale od lat czuję się samotna w macierzyństwie, choć mam męża. Marek jest obecny fizycznie – wraca z pracy, siada do obiadu, czasem nawet zapyta, jak minął dzień. Ale nigdy nie słucha odpowiedzi. Nie wie, jaki jest ulubiony kolor Zosi, nie zna jej przyjaciółek z klasy, nie pamięta nawet, kiedy ma urodziny.
Najgorsze są te drobne momenty. Kiedy Zosia przychodzi z nowym rysunkiem i pyta: „Tato, podoba Ci się?” – a on nawet nie podnosi wzroku znad telefonu. Kiedy płacze po kłótni z koleżanką, a Marek mówi tylko: „Nie przesadzaj”.
Pamiętam dzień, kiedy Zosia zachorowała na ospę. Siedziałam przy niej całą noc, zmieniając kompresy i licząc krosty. Marek spał w drugim pokoju, bo „musi być wyspany do pracy”. Rano zapytał tylko: „Już jej przeszło?”
Czasem próbuję z nim rozmawiać.
– Marek, czemu nie spędzasz czasu z Zosią? Ona Cię potrzebuje.
– Przecież jestem w domu. Co jeszcze mam robić? – wzrusza ramionami.
– Może byś ją gdzieś zabrał? Pogadał z nią?
– Ty się tym lepiej znasz – ucina rozmowę i wychodzi do garażu.
Zaczęłam się zastanawiać: może to ja jestem przewrażliwiona? Może tak wygląda życie po tylu latach małżeństwa? Ale potem widzę innych ojców na placu zabaw – śmieją się z dziećmi, rozmawiają o ich marzeniach. A Marek… Marek nawet nie wie, że Zosia boi się ciemności.
Wczoraj wieczorem usiadłam na łóżku Zosi. Była smutna.
– Mamo, dlaczego tata nigdy ze mną nie rozmawia?
Zatkało mnie. Co miałam jej odpowiedzieć? Że tata jest zmęczony? Że nie umie? Że może nigdy się tego nie nauczy?
Próbowałam jeszcze raz porozmawiać z Markiem.
– Marek, Zosia czuje się niewidzialna. Ona Cię potrzebuje.
Spojrzał na mnie z irytacją.
– Przesadzasz. Dzieci są teraz przewrażliwione. Ja w jej wieku sam sobie radziłem.
– Ale ona to nie Ty! – wybuchłam. – Ona potrzebuje ojca!
Wyszedł trzaskając drzwiami.
Zaczęłam szukać pomocy w internecie. Fora dla rodziców pełne są podobnych historii. Kobiety piszą: „Mój mąż też nie zna naszych dzieci”, „Czuję się samotna w związku”. Czy to już norma?
W pracy udaję, że wszystko jest w porządku. Uśmiecham się do koleżanek, żartuję przy kawie. Ale kiedy wracam do domu i widzę Marka przed telewizorem, a Zosię zamkniętą w swoim pokoju – serce mi pęka.
Ostatnio Zosia zaczęła mieć problemy w szkole. Nauczycielka zadzwoniła do mnie:
– Pani Aniu, Zosia jest zamknięta w sobie. Nie rozmawia z dziećmi, często płacze.
Próbowałam porozmawiać z córką.
– Córeczko, co się dzieje?
– Nic… Po prostu nikt mnie nie rozumie.
Przytuliłam ją mocno i obiecałam sobie: muszę coś zmienić. Ale co? Rozwód? Terapia rodzinna? Czy można nauczyć dorosłego mężczyznę być ojcem?
Wieczorem podeszłam do Marka jeszcze raz.
– Marek… Jeśli nic się nie zmieni, odejdę. Nie mogę dłużej być sama w tej rodzinie.
Spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
– Przecież nic złego nie robię!
– Właśnie o to chodzi…
Nie spałam całą noc. Myślałam o tym, jak wygląda nasze życie. O tym, że Zosia zasypia ze łzami w oczach i że ja już nie mam siły walczyć sama za troje.
Dzisiaj rano usiadłam przy kuchennym stole i napisałam ten post. Może ktoś z Was był w podobnej sytuacji? Może ktoś wie, jak rozmawiać z mężem, który nie chce być ojcem?
Czy można jeszcze uratować rodzinę, jeśli tylko jedna osoba chce walczyć? Czy lepiej odejść i dać córce spokój niż złudzenie szczęścia?
Czasem myślę: czy to ja zawiodłam jako żona i matka? Czy można nauczyć kogoś miłości do własnego dziecka?