„Mój syn nie będzie kurą domową!” – Teściowa wywołuje burzę przy rodzinnym stole

– Mój syn nie będzie kurą domową! – wykrzyczała teściowa, zanim jeszcze zdążyłam postawić herbatę na stole. Zamarłam z filiżanką w ręku, a Michał, mój mąż, tylko spuścił wzrok. W powietrzu zawisła cisza, gęsta jak śmietana do ciasta, które właśnie kroiłam.

– Dzień dobry, mamo – powiedział cicho Michał, ale ona już była w swoim żywiole.

– Dzień dobry? To wszystko, co masz mi do powiedzenia? Ty tu siedzisz w dresie, a twoja żona biega po mieście jak facet! – Jej głos przeszedł w piskliwy ton. – Arleta, czy ty naprawdę uważasz, że to normalne?

Poczułam, jak narasta we mnie gniew. Przez chwilę miałam ochotę rzucić talerzem o ścianę, ale tylko zacisnęłam pięści.

– Mamo, to nasza decyzja – odezwałam się spokojnie. – Michał świetnie sobie radzi z Maćkiem. Ja mam teraz ważny projekt w pracy i…

– Praca! Praca! – przerwała mi z pogardą. – A kto Maćka nauczy być mężczyzną? Ty? Kobieta powinna być w domu! – Jej oczy płonęły gniewem.

Michał podniósł głowę. Widziałam w jego oczach ból i upokorzenie.

– Mamo, przestań. To nie twoja sprawa.

Ale ona nie słuchała. Zawsze musiała mieć ostatnie słowo. Zawsze wiedziała lepiej. Przypomniałam sobie wszystkie te razy, kiedy próbowała mnie pouczać: jak gotować rosół, jak prasować koszule Michała, jak wychowywać dziecko. Ale tym razem przekroczyła granicę.

– Wiesz co? – powiedziałam cicho. – Może powinnaś już iść.

Teściowa spojrzała na mnie z niedowierzaniem.

– Ty mnie wyrzucasz? Po tym wszystkim, co dla was zrobiłam?

Michał wstał i podszedł do niej.

– Mamo, Arleta ma rację. To nasz dom i nasze życie. Jeśli nie możesz tego zaakceptować…

Nie dokończył. Teściowa wybiegła z mieszkania trzaskając drzwiami tak mocno, że aż zatrzęsły się szyby.

Usiedliśmy w milczeniu. Maciek bawił się klockami na dywanie, nieświadomy burzy, która właśnie przeszła przez nasz salon.

– Przepraszam – powiedział Michał po chwili. – Nie powinienem był pozwolić jej tak mówić.

Pokręciłam głową.

– To nie twoja wina. Ale… co teraz? Przecież ona nie odpuści.

I rzeczywiście nie odpuściła. Następnego dnia zadzwoniła do mojej mamy.

– Pani córka robi z mojego syna babę! – usłyszała moja mama przez telefon. Potem zadzwoniła do wszystkich cioć i kuzynów. Plotki rozeszły się po rodzinie szybciej niż wirus grypy w przedszkolu.

Na niedzielnym obiedzie u moich rodziców atmosfera była napięta jak struna.

– Arleta, czy ty naprawdę musisz tyle pracować? – zapytała ciocia Basia z troską w głosie. – Może Michał by sobie coś znalazł?

Spojrzałam na Michała. Siedział sztywno, jakby zaraz miał wybuchnąć.

– Mam pracę – powiedział cicho. – Opiekuję się synem.

Wszyscy zamilkli. Nawet dziadek przestał mieszać herbatę.

Wieczorem płakałam w łazience. Czułam się winna. Czy naprawdę robię coś złego? Przecież kocham mojego syna i męża. Chciałam tylko pogodzić macierzyństwo z karierą. Czy to grzech?

Michał przyszedł do mnie i przytulił mnie mocno.

– Nie przejmuj się nimi – szepnął. – Ważne, że my wiemy, co jest dla nas dobre.

Ale łatwo powiedzieć. Każdego dnia czułam na sobie wzrok sąsiadek, które szeptały za moimi plecami: „To ta, co jej chłop siedzi w domu”.

W pracy też nie było łatwo. Szef rzucał mi dziwne spojrzenia, kiedy odbierałam telefon od Michała: „Mały ma gorączkę”. Koleżanki pytały: „Nie boisz się, że Michał się rozleniwi?”

Czułam się rozdarta między dwoma światami. W jednym byłam ambitną kobietą sukcesu, w drugim – wyrodną matką i żoną według standardów naszej rodziny.

Pewnego wieczoru usiedliśmy z Michałem przy stole po tym, jak Maciek zasnął.

– Może powinniśmy to zmienić? – zapytał nagle Michał. – Może ja wrócę do pracy?

Popatrzyłam na niego ze łzami w oczach.

– Chcesz tego?

Pokręcił głową.

– Nie wiem… Ale nie chcę być ciężarem dla ciebie ani dla rodziny.

Zrobiło mi się go żal. Zawsze był silny i pewny siebie, a teraz widziałam w nim zagubionego chłopca.

– Jesteś najlepszym ojcem dla Maćka – powiedziałam stanowczo. – I najlepszym mężem dla mnie.

Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, trzymając się za ręce.

Następnego dnia zadzwoniła teściowa.

– Michał? Możemy porozmawiać?

Nie wiem, co mu powiedziała. Wyszedł na balkon i długo rozmawiał przez telefon. Kiedy wrócił, wyglądał na zmęczonego, ale spokojniejszego.

– Da jej trochę czasu – powiedział tylko.

Minęły tygodnie. Plotki ucichły. Sąsiadki przestały szeptać za moimi plecami. Ciocia Basia zaczęła przynosić nam domowe ciasta „na zgodę”. Nawet teściowa zaczęła dzwonić do Michała „tak po prostu”.

Ale ja już nigdy nie zapomnę tamtego popołudnia przy herbacie. Tych słów, które bolały bardziej niż cokolwiek innego.

Czasem patrzę na Maćka i zastanawiam się: czy kiedyś będzie musiał walczyć o swoje wybory tak jak my? Czy świat pozwoli mu być sobą?

A Wy? Czy mieliście kiedyś odwagę postawić wszystko na jedną kartę dla swojej rodziny?